"Pomimo zakończenia wspólnych ćwiczeń lotniczo-taktycznych Białorusi i Rosji rosyjskie Siły Powietrzno-Kosmiczne nie rozpoczęły rozlokowania maszyn na stałych lotniskach w Rosji. W tym samym czasie śmigłowce białoruskich sił powietrznych zaczęły się przekierowywać na swoje stałe lotniska" - napisał portal Biełaruski Hajun, cytowany przez Ukrainską Prawdę. Według portalu posunięcie to może oznaczać decyzję Kremla o wzmocnieniu stałej obecności rosyjskich sił powietrznych na Białorusi, co może być tłumaczone jako "wzmocnienie komponentu lotniczego regionalnego zgrupowania wojsk Białorusi i Rosji". Wciąż brak jednak jakichkolwiek informacji dotyczących zmian liczebności żołnierzy rosyjskich na Białorusi. Trwające od 16 stycznie wspólne ćwiczenia sił powietrznych Białorusi i Rosji zakończyły się oficjalnie 1 lutego. Ponad dwutygodniowe manewry zaniepokoiły Kijów i państwa zachodnie, że Kreml wykorzysta tę okazję do rozpoczęcia nowej ofensywy przeciwko Ukrainy z kierunku północnego przy wsparciu Białorusi. Wojna w Ukrainie. Rosyjskie lotnictwo wciąż stacjonuje na Białorusi Ewentualny udział Białorusi w wojnie był i wciąż pozostaje owiany tajemnicą od początku inwazji. Choć przez większość trwania agresji na północnym odcinku ukraińsko-białoruskiej granicy było spokojnie, to rola reżimu Łukaszenki w wojnie nie była bez znaczenia. Z tego kierunku rozpoczęła się sama inwazja na Kijów, przez Białoruś wielokrotnie przerzucano sprzęt wojskowy potrzebny Rosjanom na froncie, a z kraju ostrzeliwano wiele miejscowości Ukrainy - zgłaszali wielokrotnie Ukraińcy. Pieskow: Białoruś - sojusznik numer jeden Kiedy w połowie grudnia doszło do spotkania Władimira Putina i Alaksandra Łukaszenki. Wśród spekulacji dotyczących możliwych tematów rozmów obu przywódców było m.in. dołączenie Mińska do wojny przeciwko Ukrainie. Zaprzeczył temu jednak rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Jak stwierdził, Białoruś jest "sojusznikiem numer jeden" Rosji, ale sugestie, że Moskwa chce naciskać na Mińsk, by przyłączył się do "specjalnej operacji wojskowej", są "głupimi i bezpodstawnymi wymysłami" - informowała agencja Reutera. Na początku manewrów 18 stycznia rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA przy Białym Domu John Kirby zdeklarował, że Waszyngton - podobnie jak Warszawa - jest zaniepokojony działaniami reżimu Łukaszenki, związanymi z wojną w Ukrainie. - USA wciąż nie widzą jednak sygnałów, które świadczyłyby o tym, że Białoruś zamierza fizycznie wkroczyć na terytorium Ukrainy - zastrzegł.