Rosjanie od początku inwazji trzymają w rękawie potencjalnego asa - taktyczną broń jądrową. Umiejętnie użyta w Ukrainie mogłaby - choć wcale nie musiała - zmienić sytuację na polu bitwy. Na pewno zaś nadałaby wojnie bardziej niszczycielski charakter. Kreml rozważał już sięgnięcie do arsenału jądrowego, przerażony ukraińskimi zwycięstwami z lata i jesieni 2022 roku. Wojna w Ukrainie. Flota na dnie Tamę miały postawić dwa kraje - Chiny, grożąc odcięciem Rosji od ekonomicznej kroplówki, oraz USA, które postawiły inne ultimatum. Jakie? Jeśliby uważnie prześledzić publiczne wystąpienia emerytowanych szefów amerykańskich specsłużb i prominentnych niegdyś wojskowych, które padały w tamtym czasie, wyłania się z nich scenariusz bolesnego odwetu. Byłoby nim zniszczenie kluczowych elementów rosyjskich sił inwazyjnych w Ukrainie i posłanie na dno Floty Czarnomorskiej - przy użyciu konwencjonalnych środków bojowych. Potencjał sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych pozwalałby na takie przedsięwzięcie. Trudno ocenić, czy Waszyngton miałby dość politycznej woli, by przejść do czynów. Faktem jest, że broni "A" na Wschodzie nie użyto, a wobec skali rosyjskich zbrodni naiwnością byłoby założyć, że Kreml kieruje się względami humanitarnymi. Poza lękiem przed reakcjami USA i Chin idzie tu raczej o wyrachowaną kalkulację, którą można by ująć w kilku punktach. Po pierwsze, nie ma pewności, czy wybuch jądrowy - czy nawet ich seria - złamałby ukraiński opór. Biorąc pod uwagę to, co obserwowaliśmy w 2022 i 2023 roku, równie dobrze mógłby zwiększyć determinację obrońców. Po drugie, taki atak i ryzyko załamania się ukraińskiej operacji obronnej zapewne zmobilizowałyby Zachód - który upadku Ukrainy nie chce - do znacznie wydatniejszej pomocy wojskowej. A przynajmniej taką możliwość musieliby założyć rosyjscy generałowie. Rosja nie chce wchodzić w amerykańskie buty Po trzecie, w Rosji trwa "medialna obróbka" narodu, zgodnie z którą "operacja specjalna" to rozprawa nie tylko z Ukrainą, ale i całym Zachodem. To ich wersja wojny dobra ze złem. Konfliktu, w którym "nasze malcziki sobie radzą!". Po co więc ta bomba? Jak zracjonalizować "swoim" jej użycie? W rosyjskiej propagandzie niewiele jest logiki, niemniej byłaby to kwadratura koła. Tym bardziej niebezpieczna, że uderzenie zrujnowałoby inny, niezwykle istotny element narracji, mówiący o "delikatności" rosyjskiej armii. Nam może się to wydawać absurdalne, ale wielu Rosjan wierzy, że ich żołnierze nie mordują, nie strzelają do cywilnych obiektów, nie grabią i generalnie postępują według zasad fair play. Przywalenie "atomówką" średnio pasuje do tego obrazu. Obrazu budowanego także w międzynarodowym przekazie - tam, gdzie Kremlowi udaje się narzucić wizję Rosji reagującej zbrojnie na prowokacje Zachodu, w szczególności USA. Afryka, część Azji i Ameryki Południowej kibicuje Rosjanom nie tyle z sympatii do ich kraju, co z antypatii do Amerykanów. Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja. Istotne są, rzecz jasna, interesy ekonomiczne, co tylko podbija stawkę. Północ i Południe globu nie różnią się w zakresie postrzegania broni jądrowej jako ostatecznego argumentu. Moskwie zatem trudno byłoby znaleźć uzasadnienie dla sięgnięcia po tę opcję - to Zachód/Ukraina musiałyby jako pierwsze wykonać jakąś "grubą akcję". Bez tego Rosja straciłaby w oczach sympatyków, co przełożyłoby się na dalszą polityczną i ekonomiczną izolację. Warto mieć na uwadze, że istotna baza dla prorosyjskości to postrzeganie USA jako "imperialisty", łatwo sięgającego po przemoc. Owa łatwość bierze się z poczucia bezkarności, gwarantowanego m.in. przez arsenał taktyczny i strategiczny, którego Amerykanie - to niezwykle ważny element - już raz użyli wobec innego kraju. Zrzut bomby "A" na Ukrainę byłby wejściem Rosji w amerykańskie buty - w czym zawiera się ostatnie zastrzeżenie. Wojna na Ukrainie. Smycz z dwiema obrożami A przed czym wystrzega się druga strona? W Rosji przecież panują warunki nie tyle ułatwiające, co wręcz zachęcające do ukraińskiej dywersji. Pierwszy to korupcja, która przed laty pomogła Czeczenom (nie tylko przy okazji Dubrowki w 2002 roku; kaukaskie komanda wykonały w latach 90. kilka podobnych rajdów). Drugi to kulturowa bliskość - doskonała znajomość języka rosyjskiego, zwyczajów, obyczajów; Czeczeni też te atuty posiadali, ale umniejszone przez antropofizyczne cechy. Z tym wiąże się trzeci czynnik - zaplecze. Historia splotła Ukraińców i Rosjan na różne sposoby, także poprzez więzy rodzinne i towarzyskie. Tworzą one obszar, w którym łatwo znaleźć bezpieczne kryjówki, przyczaić się. Dodajmy do tego wysoki poziom wyszkolenia ukraińskich "specjalsów" i równie wysoką motywację (nieodzowną, gdy operuje się na terytorium wroga). No i rosyjski "bardak" - bylejakość i bałagan - objawiający się także w podejściu do zabezpieczenia obiektów wojskowych i ważnych elementów infrastruktury. W efekcie otrzymujemy wybuchową, dosłownie, mieszankę. Ukraińcy mogliby rozkręcić w Rosji kampanię na niespotykaną skalę. Dotychczasowe "pożary", ataki dronów i zamachy byłyby przy tym przygrywką z placu zabaw. Co ich powstrzymuje? Zachód i widmo odcięcia od pomocy wojskowej, której koalicja odmówiłaby Kijowowi, gdyby ten sięgnął po "niegodne" środki. Smycz - w postaci atomowego szantażu - trzymają też Rosjanie, choć warto dostrzec, że to linka z dwiema obrożami. Można bowiem wyobrazić sobie, że Moskwa sięga po rakiety, a w odpowiedzi Kijów rozpoczyna bezpardonową operację dywersyjną. Innymi słowy, obie strony skutecznie się szachują. Marcin Ogdowski ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!