Białoruska dziennikarka i pisarka Hanna Liubakova opublikowała w mediach społecznościowych zdjęcia pięciorga dzieci, które miały zostać osadzone w rosyjskim areszcie. "W Moskwie za protest przeciwko wojnie zatrzymano pięcioro dzieci w wieku od 7 do 11 lat. Przyjechały do ambasady ukraińskiej z rodzicami. Po przybyciu prawnika wszyscy zostali zwolnieni z aresztu" - pisze. Wojna w Ukrainie. Dzieci aresztowane za pokojowy protest? Szczegóły zdarzenia opisuje również Alexandra Arkhipova, która przedstawia się w mediach społecznościowych jako wykładowca na Rosyjskim Państwowym Uniwersytecie Humanistycznym w Moskwie. Jak podaje Arkhipova, pięcioro dzieci poszło razem z dwiema kobietami przed ambasadę ukraińską w Moskwie, by tam złożyć kwiaty i pozostawić plakat z hasłem przeciwstawiającym się wojnie. To miało się jednak nie spodobać organom ścigania. Pokojowy protest niewielkiej grupki został rozproszony, a dzieci osadzono w policyjnej furgonetce i przewieziono na komisariat - czytamy. Rosjanie zaczynają buntować się przeciwko władzy Dopiero po interwencji prawnika udało się uwolnić dzieci i ich opiekunów - informuje Arkhipova. Zdjęcia dzieci w policyjnej furgonetce i małym pomieszczeniu, będącym prawdopodobnie prowizoryczną celą, obiegają sieć. O zdarzeniu informują również zagraniczne media, m.in. amerykański tygodnik "Newsweek" czy też brytyjski dziennik "The Sun". Informację potwierdza także antykremlowski opozycjonista Ilja Jaszin. "To nic szczególnego: tylko dzieci w radiowozie z antywojennymi plakatami. To jest Rosja Putina, ludzie. Żyjecie tutaj" - napisał Jaszin pod zdjęciami. Rosyjska organizacja zwalczająca prześladowania polityczne OVD-Info poinformowała, że od czwartku zostało aresztowanych ponad 6 tys. uczestników antywojennych protestów w różnych miastach w całej Rosji, najwięcej w Moskwie i Sankt Petersburgu. W sumie do zatrzymań doszło w 103 miejscowościach. Wedle serwisu CNN jedną z antywojennych rosyjskich petycji podpisało ponad milion osób. Jak komentuje portal Euronews, rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow próbował umniejszyć skalę protestów, mówiąc, że podczas gdy prezydent Rosji Władimir Putin "wysłuchuje każdej opinii", wie, że część obywateli ma inny punkt widzenia, ale zna też tę część, która sympatyzuje "z tak niezbędną operacją", czyli rosyjską inwazją na Ukrainę.