W rosyjskim obwodzie biełgorodzkim, przy granicy z Ukrainą, w piątek około godz. 12 czasu polskiego, była słyszalna kolejna eksplozja - donosi portal Ukrainska Prawda. Wcześniej gubernator obwodu biełgorodzkiego Wiaczesław Gładkow informował o pożarze w magazynie ropy i oskarżył o jego spowodowanie ukraińskie wojska. Strona ukraińska zaprzecza. Do drugiej piątkowej eksplozji miało dojść we wsi Nikolskoje. Kułeba: Nie potwierdzam, nie zaprzeczam Gubernat Biełgorodu - cytowany przez "The Guardian" - utrzymuje, że w piątek rano dwa ukraińskie śmigłowce bojowe Mi-24 przekroczyły granicę ukraińsko-rosyjską i wystrzeliły rakiety na obiekt naftowy oddalony o 40 km od granicy. Mi-24 są też na wyposażeniu rosyjskiej armii. Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba powiedział po pierwszych porannych doniesieniach, że nie może ani potwierdzić, ani zaprzeczyć zaangażowaniu Ukrainy w atak na magazyn ropy w Biełgorodzie, ponieważ "nie jest wtajemniczony we wszystkie informacje wojskowe". Z kolei minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikov w rozmowie z CNN przekazał, że nie ma informacji o incydencie. Wśród ukraińskich komentatorów - jak pisze "The Guardian" - pojawiają się głosy, że atak to rosyjska prowokacja, która ma wpłynąć na przebieg negocjacji pokojowych między Ukrainą a Rosją. Właśnie na aspekt rozmów z Kijowem zwrócił uwagę rzecznik Kremla w rozmowie z dziennikarzami. Pieskow: Władimir Putin poinformowany Dmitrij Pieskow przekazał, że prezydent Rosji Władimir Putin został "poinformowany o incydencie" w Biełgorodzie. Jak stwierdził, cytowany przez agencję Reutera, wydarzenia te nadały "niekorzystny ton rozmowom pokojowym z Kijowem". - Oczywiście nie można tego postrzegać jako stwarzanie komfortowych warunków do kontynuowania rozmów - powiedział Pieskow, dodając, że podjęto działania, aby zapobiec zakłóceniom w dostawach paliw w mieście.