Rosyjski wojskowy Nikita Czibrin uciekł z rosyjskiego wojska do Europy. Mężczyzna w rozmowie z CNN opisał potworności, jakich dopuszczała się armia Władimira Putina w Ukrainie, m.in. w Buczy i okolicznych wsiach. Ukraińskie Ministerstwo Obrony o zbrodnie wojenne oskarża przede wszystkim jeden rosyjski oddział - 64. Samodzielną Brygadę Strzelców Zmotoryzowanych. CNN udało porozmawiać się z dezerterem z tej jednostki. Czibrin dostarczył dziennikarzom dokumenty i zdjęcia potwierdzające, że służył w tej jednostce. Dezerter z Rosji opowiada o zbrodniach wojennych Spotkanie odbyło się w jednym z europejskich państw, gdzie zbieg poprosił o azyl. Pochodzący z Jakucka Czibrin zdezerterował z rosyjskiego wojska we wrześniu. W rozmowie z CNN mężczyzna szczegółowo opisał kilka sytuacji, których był świadkiem i o których słyszał. Zadeklarował, że jest gotów zeznawać przeciwko swojej jednostce przed międzynarodowym trybunałem karnym. Czibrin przysięga, że sam nie popełnił żadnych zbrodni, jednak nie ma na to żadnych dowodów. Dezerter z rosyjskiej armii opowiedział w rozmowie m.in. o grabieżach, jakich dopuszczali się Rosjanie. Zabierali oni niemal wszystkie cenne przedmioty: sprzęt elektroniczny czy biżuterię. - Nie kryli tego w ogóle. Wielu żołnierzy mojej jednostki, gdy wycofywaliśmy się z Lipowki i Andriejewki pod koniec marca, zabierali samochody, cywilne samochody i sprzedawali je na Białorusi - wyjaśnił. Ale w opowieści Czibrina nie brakuje i znacznie bardziej dramatycznych historii. Mężczyzna opisał że wciąż pamięta ucieczkę rosyjskich żołnierzy, którzy w marcu zgwałcili dwie ukraińskie kobiety, w czasie, gdy jego jednostka przebywała na północny zachód od Kijowa. - Widziałem, jak uciekają. Dowiedziałem się potem, że to gwałciciele. Zgwałcili matkę i córkę - twierdzi Czibrin. Z jego relacji wynika, że dowódcy na doniesienia o gwałtach nie reagowali. Dezerter powiedział, że żołnierzy, którzy dopuszczali się gwałtów bito, lecz nigdy nie ponieśli pełnej kary za swoje zbrodnie. Mężczyzna zdradził, że jego oddział otrzymał "bezpośredni rozkaz zabicia" każdego - wojskowego czy cywila - kto rozpowszechniałby informacje o pozycjach zajmowanych przez rosyjskich żołnierzy. Dezerter przyznał wprost, że zgodnie z rozkazem "jeżeli ktoś miał telefon, wolno było do niego strzelać". Według Czibrina nie ma wątpliwości, że niektórzy żołnierze 64. Samodzielnej Brygady Strzelców Zmotoryzowanych byli zdolni do zabijania nieuzbrojonych cywilów. - To byli maniacy, którym zabijanie człowieka sprawia przyjemność. Tacy właśnie się tam znaleźli - dodał na końcu. Masakra w Buczy Po wycofaniu się na przełomie marca i kwietnia br. rosyjskich wojsk z północnej części obwodu kijowskiego na Białoruś, w mediach pojawiły się zdjęcia i nagrania ukazujące dziesiątki zabitych na ulicach, masowe groby i zastrzelonych ludzi ze związanymi rękami. Zgodnie z danymi ukraińskiej policji tylko w obwodzie kijowskim rosyjscy żołnierze zabili ponad 1,5 tys. cywilów. W samym mieście Bucza odnaleziono ponad 450 ciał zamordowanych mieszkańców.