- 18 tysięcy osób ostatniej doby przekroczyło granicę pieszo. To są gigantyczne tłumy, kolejki na granicy. Od początku weekendu zmieniły się zasady transportu tych osób, które przychodzą do Polski. Część tych osób przesiada się i jedzie dalej w Polskę. To jest konieczne, bo jako miasto nie jesteśmy w stanie zarządzać takim tłumem w jednym miejscu - mówił prezydent Przemyśla Wojciech Bakun w trakcie konferencji prasowej poświęconej sytuacji w mieście. - Przyjmujemy transporty z pomocą humanitarną, przesyłamy ją też dalej, do Ukrainy - zapewnił prezydent. - Drodzy państwo, pomagajcie mądrze - zaapelował. Wskazał przy tym, że miastu łatwiej jest zarządzać pomocą finansową, niż pomocą w postaci przekazywanych dóbr. Jak podaje Straż Graniczna, w niedzielę 6 marca, w 11. dniu wojny w Ukrainie, liczba osób, które uciekły z tego kraju do Polski przekroczyła milion. Przemyśl to miasto, które od kilkunastu dni przyjmuje tłumy uchodźców, zapewniając im pomoc w zderzeniu z nową rzeczywistością. Wojna w Ukrainie trwa nieprzerwanie od 24 lutego. Walki skupiają się głównie na wschodniej, południowo-wschodniej i północnej części Ukrainy. Rosja od początku inwazji bezskutecznie usiłuje zająć Kijów - stolicę Ukrainy. Wojna w Ukrainie. Dramatyczna sytuacja w Irpieniu Rosjanie kontynuują ataki rakietowe i bombowe. Do walki wykorzystywane są również m.in. lotniska na terytorium Białorusi, której samozwańczy prezydent Aleksandr Łukaszenka wspiera działania Władimira Putina. Irpień pod Kijowem od trzech dni jest odcięty od świata i dostaw żywności, bez światła, wody i ciepła, a Rosjanie "zakazali mieszkańcom wychodzenia z domów". Sytuacja w Irpieniu należy do najdramatyczniejszych w Ukrainie. W niedzielę informowano, że pomimo ciągłego ostrzału zdesperowani mieszkańcy próbują pieszo i autobusami ewakuować się z miasta. Rosyjscy żołnierze strzelali do ludzi, zabili co najmniej osiem osób, w tym dzieci. Mimo wszystkich okrucieństw, Rosja usiłuje zaprezentować się jako wyzwoliciel Ukrainy, przynoszący do kraju pokój. Propagandowe przekazy przebijają się jednak w znacznie mniejszym stopniu niż informacje o tym, co faktycznie dzieje się na atakowanych przez Rosję terenach.