Ze związanymi rękami i zaklejonymi ustami - tak ukraińska społeczność protestowała we czwartek przed siedzibą wydawnictwa Axel Springer w Berlinie. Ich oburzenie wywołała oferta stałej współpracy dziennika "Die Welt" dla Mariny Owsiannikowej, rosyjskiej dziennikarki, która w połowie marca zasłynęła akcją protestacyjną w rosyjskiej telewizji państwowej. 43-latka wówczas weszła na wizję w czasie nadawania wiadomości, trzymając w ręku transparent o treści: "Stop wojnie. Nie wierzcie propagandzie. Oni was okłamują". Wykrzykiwała też hasło "Stop wojnie!". Po tej akcji kobieta została zatrzymana. Kilkanaście godzin później wyszła na wolność. Oprócz utraty pracy w telewizji, wymierzono jej też karę grzywny w wysokości 30 tysięcy rubli - około 1200 zł. Polaryzuje nie tylko w Ukrainie Akcja Owsiannikowej wywołała lawinę reakcji. Podczas gdy jedni chwalili jej niezwykłą odwagę, inni nie wierzyli w autentyczność protestu, upatrując w nim zorganizowaną akcję Kremla. Ze świata popłynęły deklaracje pomocy, m.in. od prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który zaproponował jej przyznanie azylu politycznego. Dziennikarka odmówiła, twierdząc, że woli pozostać w Rosji. Zgodziła się jednak przyjąć ofertę współpracy z "Die Welt". Redaktor naczelny grupy "Welt", Ulf Poschardt, w oświadczeniu prasowym przyznał, że "Marina Owsiannikowa w decydującym momencie miała odwagę skonfrontować rosyjskich widzów z obrazem rzeczywistości bez upiększeń. Czyniąc to, stanęła w obronie najważniejszych wartości dziennikarskich; i to pomimo grożących jej represji ze strony państwa". Oferta pracy dla Owsiannikowej wywołała oburzenie Ukraińców. Rosyjska dziennikarka ma bowiem przygotowywać relacje nie tylko z Rosji, ale i z Ukrainy. Wielu Ukraińców nie wierzy w jej przemianę i wskazuje, że Owsiannikowa przez ponad 20 lat była częścią rosyjskiej propagandy. Wątpliwości budzi też niski, jak na rosyjskie warunki wymiar kary, jaką wymierzono dziennikarce. Przedstawiciele ukraińskiej organizacji Vitsche Berlin, która zorganizowała czwartkowy protest, są zdania, że spojrzenie byłej propagandystki na Ukrainę nie może być obiektywne. "Marina Owsiannikowa pracuje od 2003 roku w rosyjskiej telewizji propagandowej. W tym czasie stacja ta stworzyła wiele propagandowych opowieści, które przygotowały rosyjskie społeczeństwo na początek wojny w Ukrainie" - napisali organizatorzy protestu, zapraszając na protest pod nazwą "Ex-propaganda does not exist" (Była propaganda nie istnieje). - Rosja już wiele razy pisała naszą historię - mówi Deutsche Welle Vlada z Vitsche Berlin. - Nie zgadzamy się na to. Jest wielu znakomitych dziennikarzy w Ukrainie, a także wśród uchodźców w Niemczech. "Die Welt" ma spośród kogo wybierać. Wybrał propagandę i kłamstwa - dodał. Krytyczne głosy Rosjan Decyzję podjęcia współpracy z Owsiannikową krytykują nie tylko Ukraińcy. Rosyjska niezależna dziennikarka Farida Rustamowa skomentowała ten fakt na Twitterze następująco: "Dziesiątki wysoko wykwalifikowanych rosyjskich dziennikarzy niezależnych od lat próbuje znaleźć pracę w Europie, szczególnie teraz. Zamiast tego pracę dostaje była propagandystka. Z całym szacunkiem dla tego, co zrobiła". Mieszane odczucia ma także Anna Litwinienko, pochodząca z Rosji badaczka Instytutu Publicystyki i Komunikacji Uniwersytetu Wolnego w Berlinie. - Uważam, że artykuły Owsiannikowej mogą wzbogacić perspektywę opinii publicznej. Jej akcja na pewno była odważna - mówi w rozmowie z DW. - Jednocześnie uważam, że uczucia Ukraińców należy traktować poważnie i rozumiem, że czują się urażeni, gdy była propagandzistka rosyjskiej telewizji pisze o Ukrainie. Z pewnością należy kontrolować jakość jej tekstów, aby nie doszło do szerzenia propagandy - dodaje. Anna Litwinienko jest przekonana, że istnieje wielu niezależnych dziennikarzy rosyjskich, którzy zasługują na oddanie im głosu. - Niektórzy mieszkają w Niemczech od lat, ale wielu z nich przyjechało tu w ostatnich tygodniach. Od dawna sprzeciwiają się reżimowi Putina i ich głos powinien być słyszalny także w Niemczech - zaznacza Anna Litwinienko. Tęsknota za bohaterami Także wśród niektórych niemieckich dziennikarzy przyjęcie Mariny Owsiannikowej przez "Die Welt" spotkało się z ostrą krytyką. Komentatorka berlińskiego dziennika "TAZ" Erica Zingher zauważa, że w czasie wojny panuje tęsknota za bohaterami, a akcja plakatowa dziennikarki jest stylizowana na narrację bohaterską. "Swoją pracą Owsiannikowa przez lata wspierała i pomagała kształtować system kłamstw. Nie przeszkadzała jej propaganda. Zamiast niej byli koledzy z niezależnych rosyjskich mediów, którzy ryzykowali życiem, by mimo nacisków politycznych i represji ze strony państwa uprawiać uczciwe dziennikarstwo. Wielu z nich musiało uciekać z Rosji. Tacy dziennikarze zasłużyliby na stanowisko korespondenta. Niezrozumiałe jest również, jak można było tą decyzją personalną zignorować niezliczoną liczbę ukraińskich dziennikarzy. Pozwolenie Owsiannikowej na relacjonowanie wydarzeń na Ukrainie wydaje się być kpiną" - napisała Erica Zingher w środowym wydaniu "TAZ". Monika Stefanek/ Redakcja Polska Deutsche Welle