- Weźmy pod uwagę, co się działo w Czeczenii - przypomina historyk. - Takie informacje, reportaże, po części zdjęcia znamy z Czeczenii, szczególnie z drugiej wojny czeczeńskiej i masakry na ludności przy zniszczeniu Groznego - dodaje. - Tylko to poszło w zapomnienie w pewnym sensie, a szczególnie na Zachodzie kompletnie na to nie zwracano uwagi. W Polsce ta świadomość była, ale to się wydarzyło już 20 lat temu, kto o tym dziś pamięta, dużo czasu minęło. Ale nie zapominajmy o roku 2014. Zajęcie Krymu przebiegało w miarę "bez ekscesów", ale przecież na wschodzie Ukrainy z tych dwóch tzw. republik są informacje o podobnych zbrodniach - mówi Musiał. "Trudno było się spodziewać, aby armia rosyjska nagle stała się rycerska" - Były informacje o obozach "denazyfikacycjnych", o rozstrzeliwaniach, o gwałtach, były informacje o wrzucaniu pomordowanych do szybów kopalnianych. Tak więc, to, co wydarzyło się teraz właściwie nie powinno nas dziwić. Znamy też zbrodnie grupy Wagnera w Syrii. Bombardowania infrastruktury, obiektów cywilnych przez rosyjskie siły powietrzne w wojnie domowej w Syrii też są znane. Trudno się było spodziewać, aby ta armia nagle stała się rycerska, bo ona nigdy taka nie była i nie sądzę, że szybko będzie - podkreśla Bogdan Musiał. Historyk zwraca uwagę, że "na żadnej wojnie nie jest tak, że wszystkie normy są przestrzegane, ale jest kwestia na ile dowództwo zwalcza takie zbrodnie. U Rosjan tego nie ma. To wygląda jak pewna forma taktyki zastraszania ludności cywilnej, wywołania np. ucieczek na wielką skalę. Terrorem na ludności cywilnej, wywołuje się panikę na tyłach wroga. Jeśli chodzi o armię rosyjską, to są stare wzorce Armii Czerwonej, prymitywne okrucieństwo, chęć zniszczenia, rabunku, to nie jest nic nowego". Musiał podkreśla, że "nie wiemy, jaka jest skala tych zbrodni, to musi być zbadane. Ale wiemy o gwałtach, o traktowaniu kobiet jak łupów, o rabunkach, o wywożeniu zagrabionych rzeczy na Białoruś, gdzie Rosjanie nimi handlują. To jest kryte przez dowództwo. I dowództwo też to oczywiście robi. Rabunek na taką skalę nie może być przeprowadzony na własną rękę przez zwykłego żołnierza. Zwykły żołnierz to ukradnie laptopa czy inne mniejsze rzeczy. Ale na taką skalę, to jest zorganizowane i jest na pewno przyzwolenie, bez przyzwolenia z góry by tego nie było. My to znamy z czasów Armii Czerwonej, jak 'wyzwalała' Europę. Można powiedzieć: na Wschodzie bez zmian". Historyk o "współodpowiedzialności" Niemiec Pytany o relacje Niemiec z Rosją i Ukrainą, profesor Musiał mówi, że w Niemczech "wojna w Ukrainie w 2014 roku nie była obecna. Można odnieść wrażenie, przynajmniej ja takie odnoszę, że celowo koncentrowano wtedy uwagę opinii publicznej na migrantach na Morzu Śródziemnym. Natomiast wojna we wschodniej Ukrainie, za którą Niemcy są współodpowiedzialni, ona nie funkcjonowała w przestrzeni publicznej, w debacie. A tam zginęło do końca 2021 roku ok. 14 tysięcy ludzi". Jednak "opinia publiczna w Niemczech nie miała tej świadomości a media publiczne ignorowały temat. Tylko trzeba wziąć pod uwagę, że media publiczne są w Niemczech zglajchszaltowane przez partię SPD, po części CDU i tzw. postępowe siły, czyli np. kościół ewangelicki". - Niemcy są współodpowiedzialne za tę wojnę - uważa Musiał. - Pamiętamy, jak były ambasador USA w Berlinie z nominacji Donalda Trumpa, mówił, żeby Niemcy przestały karmić bestię. To jest symboliczne. Rzeczywiście Niemcy utuczyli rosyjską bestię. Nie dało się nie widzieć putinowskiej ideologii, ten jego "ruski mir" to nic nowego. To pranie mózgów Rosjanom trwa od początku tego wieku. A Niemcy Rosję wspierali. I to nie chodzi tylko o korupcję, że Kreml skorumpował np. Gerharda Schroedera - wskazał. Zdaniem profesora "to też jest mieszanka ideologii, tej Neue Ostpolitik, nowej polityki wschodniej, czyli współpracy gospodarczej z Kremlem. To co zrobił Schroeder, a później kontynuowała Angela Merkel zaczął przecież niejaki Willy Brandt. Ta propaganda jest ogromnie prymitywna, trzeba ją rozbić, ale ona nawet w Polsce funkcjonuje. W Polsce są ośrodki, które ją rozprzestrzeniają za pieniądze polskiego podatnika. Centrum Willy'ego Brandta, proszę spojrzeć, co oni propagują. To centrum zostało założone nie przez kogo innego, a przez Gerharda Schroedera w 2002 roku. On narzucił linię działalności, a ta linia jest czystą propagandą niemiecką, w tym także prorosyjską". "Proputinowska SPD" - Dzisiaj wiemy, że dwie trzecie społeczeństwa niemieckiego popiera radykalne sankcje wobec Rosji. A to są dane sprzed ujawnienia masakry z Buczy. Sądzę, że te nowe fakty jeszcze zwiększą poparcie dla sankcji. Jest tylko jeden problem w Niemczech: przy władzy jest proputinowska SPD - mówi Musiał. - Ta partia jest tak zinfiltrowana przez przyjaciół Putina, to idzie od Olafa Scholza, przez prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, ich ludzi, doradców, sekretarzy, panią Lambrecht (minister obrony), pana Larsa Klingbeila, który jest przewodniczącym SPD czy szefa frakcji Ralfa Muetzenicha - człowieka, który dyszy pogardą dla Stanów Zjednoczonych - to są proputinowcy z krwi i kości, z geopolitycznego przekonania i oni się z tego tak szybko nie wycofają, bo praktycznie musieliby oddać władzę - mówi Bogdan Musiał. - SPD jest przez takich ludzi ukształtowana. SPD doszła do władzy dzięki Putinowi - uważa historyk. - Jak spojrzymy na działanie rosyjskich trolli internetowych przed ubiegłorocznymi wyborami do Bundestagu, to proszę spojrzeć na kogo był atak. Na panią Baerbock. Ona robiła błędy, ale ona jest rzeczywiście antyputinowska. I były ataki na nią, ataki poniżej pasa. Bo CDU sama się pogrążyła, to Angela Merkel załatwiła, wystawiając Armina Lascheta. SPD była natomiast jakby pod parasolem ochronnym także rosyjskich trolli. Scholz nic nie musiał robić, tylko milczeć - dodaje. - I w efekcie rządzi SPD - mówi Musiał. - Putin wychodził ze słusznego założenia, że w razie wojny, SPD u władzy wszystkie sankcje załagodzi. Tylko nikt się nie spodziewał, ani w Berlinie, ani w Moskwie, że Ukraińcy będą stawiać taki opór. Ich kalkulacje zostały przez to rozbite. I nie wiedzą, jak z tego wyjść - podsumowuje.