Marcin Makowski, Interia: Jak Watykan zareagował na wojny w Europie? W średniowieczu wybierał strony, ustanowiono również kryteria "wojny sprawiedliwej". Jak wygląda geneza podejścia watykańskiej dyplomacji do konfliktów zbrojnych? Prof. Marek Kornat, Polska Akademia Nauk: - Trzeba rozróżnić dwie sprawy: stanowisko doktrynalne i postępowanie polityczne. To ostatnie dyktowały konkretne okoliczności. Państwo Kościelne bywało stroną koalicji i partycypowało wielokrotnie w zmaganiach militarnych. Mówiąc najogólniej, zmagania te miały na celu przede wszystkim usuwanie zagrożeń dla wolności Kościoła albo miały na celu wyzwolenie Ziemi Świętej (tu wspomnieć trzeba krucjaty). A co mówiła doktryna? - Stanowisko doktrynalne wyrażało się w teorii wojny sprawiedliwej. Znów mówiąc bardzo zwięźle - wojna musi spełniać określone kryteria, aby taką była. Po pierwsze, wojnę musi prowadzić państwo, a nie np. dwaj książęta udzielni przeciw sobie. Po drugie, musi to być wojna obronna. Po trzecie, winna to być wojna o słuszny cel - np. o niezawisłość albo o dane terytorium, którego dane państwo zostało niesłusznie pozbawione, a środki dyplomacji uległy wyczerpaniu. Wreszcie po trzecie, każda wojna z mandatu Kościoła (np. krucjata) jest wojną sprawiedliwą, nawet jeżeli przybiera ofensywny charakter ze strony państw chrześcijańskich. To samo należy powiedzieć o wojnie w obronie Stolicy Apostolskiej, gdyby na wezwanie Biskupa rzymskiego przystąpiło do niej dane państwo. - W XX wieku niektórzy politycy i badacze zarzucali papieżom bierność wobec dwóch największych konfliktów - I i II wojny światowej. Czy te oskarżenia wytrzymują konfrontację z faktami i materiałami archiwalnymi? - Upadek Państwa Kościelnego (3 września 1870) zamyka wielką kartę historii. Otwiera się nowy rozdział w dziejach Kościoła. Teoria wojny sprawiedliwej nie zostaje porzucona. Ona trwa w nauce Kościoła. Jest nauczana w seminariach i na uniwersytetach. Wzmiankują o niej papieże w swoich encyklikach. Powstają książki, w których tłumaczy się tę koncepcję światu - z pozycji katolickich. Mamy natomiast zwrot w taktyce postępowania politycznego Stolicy Apostolskiej. Zwrot ten przybrał postać teorii neutralności w stosunkach międzynarodowych. Kto jest "ojcem" tego zwrotu? - Wyłożył ją św. Pius X w konstytucji apostolskiej "Sapienti Consilio". Neutralność tę zachowywać powinna Stolica Apostolska we wszystkich konfliktach między państwami, które definiują się jako katolickie (ostatnim takim mocarstwem były Austro-Węgry) albo wówczas, gdy wojują ze sobą państwa nie deklarujące się katolickimi, lecz na terytorium których żyją duże społeczności katolickie (np. Francja, Niemcy, czy Stany Zjednoczone). Jak w praktyce działała neutralność? - Neutralność - w rozumieniu papieskim - nigdy nie miała oznaczać powstrzymania się od nazywania zła po imieniu, niezależnie od tego, kto je czyni. Te założenia oświetlały postępowanie dyplomacji Stolicy Apostolskiej w czasie ostatnich dwóch wielkich wojen. Jest prawdą, że w Watykanie podczas I wojny światowej martwiono się o Austro-Węgry, upatrując w ich możliwym upadku wielki cios w stan posiadania Kościoła. Upadnie bowiem ostatnie mocarstwo katolickie. Ale kiedy z polecenia Franciszka Józefa I ambasador austro-węgierski przybył w sierpniu 1914 r. do gabinetu św. Piusa X, aby uzyskać publiczne błogosławieństwo apostolskie dla sił zbrojnych swego kraju, usłyszał mocną odpowiedź: "Ja nie po to jestem, aby błogosławić wojnę. Ja błogosławię pokój". Jego następca (Benedykt XV) nie wydał publicznie żadnego osądu któregokolwiek z mocarstw-belligerentów po imieniu, z tym zastrzeżeniem, że potępił zbrodnicze pogwałcenie neutralności Belgii. Jest niestety prawdą, że Pius XII naśladował to postępowanie podczas II wojny światowej, chociaż realia uległy zmianie. Czyli? - W tej wojnie nie było już Niemiec Wilhelmińskich tylko Niemcy Hitlera. No i oczywiście nie było Rosji carskiej, ale zupełnie zbrodnicze państwo Stalina, lecz jednak sprzymierzone z Zachodem. Co ciekawe, Pius XII potrafił się zdobyć na jednoznaczne zdefiniowanie i napiętnowanie tzw. absolutyzmu państwowego, czyli totalitaryzmu, nie wprowadził jednak do dyskursu publicznego żadnej wzmianki o wojnie eksterminacyjnej, wojnie na wyniszczenie, którą tylko państwo totalitarne jest w stanie zaplanować i z rozmachem prowadzić. Nie potępił imiennie Hitlera. Odmówił też potępienia Sowietów, choć o to starali się i Włosi i Niemcy po 22 czerwca 1941 r. a nawet powstrzymał się od krytyki Sowietów, aby nie utrudniać działania Wielkiej Koalicji. - Pius XII dosyć zachowawczo podchodził o niemieckiej III Rzeszy, przez co wśród swoich wrogów doczekał się przydomka "papieża Hitlera". Słusznie? - Co do teorii o Piusie XII jako "papieżu Hitlera" - powiem jednoznacznie, że takie pomówienia i obelgi mam zupełnie za nic. Tylko ktoś, kto nie ma żadnej wiedzy o przeszłości - może je brać jako prawdę historyczną. Gdyby chcieć nawet bardzo zwięźle opowiedzieć o motywach takiego a nie innego postępowania papieża w latach 1939-1945 - trzeba byłoby dłuższej wypowiedzi. Ja ujmę to następująco: Po pierwsze, w latach 1939-1940 papież liczył na jakieś porozumienie pokojowe i chciał zachować pozycję bezstronnego obserwatora, aby móc działać jako mediator, przede wszystkim zaś troszczył się o Włochy (aby nie przystępowały do wojny). Po drugie, w latach 1941-1943 o zbrodniach Niemiec mówił, unikając jednak wspominania imiennie o sprawcy. Po trzecie, w końcowej fazie wojny potępienie imienne rzucone przeciw Niemcom byłoby już bardzo spóźnione i wywołało jedynie falę krytyki ze strony laickiego świata. Dla równowagi wymagałoby też potępienia ekspansjonizmu sowieckiego. Po czwarte, od końca 1944 r. papież coraz więcej mówił o tym, że nadchodzi niesprawiedliwy pokój oparty o koncepcję stref wpływów, za co zapłacą wysoką cenę narody Europy Wschodniej i Środkowej. To brzmi jak dyplomatyczne lawirowanie charakterystyczne dla polityki, a nie postawa głowy Kościoła. - Chciałbym dobitnie podkreślić, że nie jest bynajmniej tak, iż Pius XII milczał i był biernym widzem rozgrywającej się wojny i bezprecedensowych zbrodniczych działań. Można tu przytoczyć najpierw encyklikę programową "Summi Pontificatus" z 20 października 1939 r., w której mamy jako Polacy następujące słowa: "Krew tysięcy ludzi, nawet tych, którzy nie brali udziału w służbie wojskowej, a jednak zostali zabici, zanosi bolesną skargę, zwłaszcza w Polsce, narodzie tak Nam drogim, tej Polsce, która przez swą niezłomną wierność dla Kościoła i przez wielkie zasługi, jakie zdobyła, broniąc chrześcijańskiej kultury i cywilizacji - o czym historia nigdy nie zapomni - ma prawo do ludzkiego i braterskiego współczucia całej ludzkości. Położywszy swą ufność w Bogarodzicy Dziewicy, Wspomożycielce Wiernych, czeka ona upragnionego dnia, w którym, jak tego domagają się zasady sprawiedliwości i prawdziwie trwałego pokoju, wyłoni się wreszcie zmartwychwstała z owego jak gdyby potopu, który się na nią zwalił". Nadmieńmy może, że słowa te padły trzy tygodnie po tzw. drugim pakcie Ribbentrop-Mołotow, który ogłaszał rozbiór Polski. Warto jeszcze wspomnieć mowę Piusa XII z 2 czerwca 1943 r. do Św. Kolegium Kardynalskiego w dniu imienin (św. Eugeniusza). Papież zwracał się do narodów cierpiących - nie wymieniając ich z nazwy. Potem wymienił jednak naród polski i powiedział: "W tej chwili zwracamy waszą uwagę szczególnie na tragiczny los Narodu polskiego. Naród ten, otoczony potężnymi państwami, podlega losom i zmiennym kolejom huraganowego dramatu wojny. Nasze nauki i nasze słowa, tylekroć powtarzane, nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do zasad, według których sumienie chrześcijańskie ma osądzać podobne czyny - bez względu na to, kto za nie okaże się odpowiedzialnym". Znany jest wreszcie hołd jaki złożył papież Warszawie po upadku Powstania jesienią 1944, mówiąc o "ofierze całopalenia" tego "nieśmiertelnego miasta", które zdobi "wytworna kultura chrześcijańska". Sąd zawarty w tych wszystkich wypowiedziach jest klarowny. Nie zostały one osłabione. Podczas wojny papież nie mówił, że cierpią też Niemcy. - Piotr Zaremba w swoim tekście w Interii pisze o "krętej linii Watykanu w obliczu wojny w Ukrainie". Krytykuje bierność papieża Franciszka, ale zwraca uwagę, że tak wygląda watykańska dyplomacja. Czy to pana zdaniem prawdziwa teza? - Zgadzam się ze wszystkim co pisze Piotr Zaremba, ceniony przeze mnie publicysta o dużym zrozumieniu historii. Ale w jednej sprawie mam zupełnie inne zdanie. Wydaje mi się, że to co mamy obecnie stanowi regres w stosunku do taktyki Piusa XII. Nie widzę tu ciągłości, ale zerwanie. Różnica jest istotna. Pius XII jasno oceniał moralne winy i nie milczał. Obecny papież na pewno nie jest w stanie zdobyć się nawet na tyle, na ile zdobył się jego wielki poprzednik. - To mocne oskarżenie. - Nie sądzę, aby obecny papież podjął się wypowiedzieć o narodzie ukraińskim takie słowa jak te, które padły w Rzymie o Polakach 20 października 1939 albo 2 czerwca 1943 r. Nie wyobrażam sobie publicznego stwierdzenia obecnego papież, iż naród ukraiński ma prawo do istnienia we własnym niezawisłym państwie a historia o nim "nigdy nie zapomni". Jak widzimy, docierają obecnie do nas z Watykanu tylko dwa przekazy. - Jak one pana zdaniem brzmią? - Po pierwsze, że jakieś działania zbrojne się gdzieś toczą i jacyś ludzie cierpią. Po drugie, że wojna sama w sobie jest złem, niezależnie od tego, czy się bronimy, czy na kogoś napadamy. Doszły niestety do tego jeszcze dwa bardzo niebezpieczne przesłania: że cierpią Rosjanie (żołnierze), bo giną; że trzeba przeprowadzić powszechne rozbrojenie, a wydatkowanie na zbrojenia 2 proc. PKB to pomysł zbrodniczy. Nie ważne, czy te środki wyda się na obronę, czy na podbój - w każdym razie o tym nikt z Kurii Rzymskiej nie mówi. - Patrząc szerzej, poza wypowiedzi papieża Franciszka. Jak wygląda watykańska dyplomacja wobec Rosji i Ukrainy na tle wcześniejszego podejścia papieży do wojen? Czymś się wyróżnia? - Jeśli się czymś wyróżnia - to wyraźnie pacyfistyczną retoryką. Wezwania do niezbrojenia się brzmią mniej więcej tak jak wypowiedzi komisarza Litwinowa w Genewie w r. 1932. Głosił on wezwanie do całkowitej likwidacji sił zbrojnych na świecie... Oczywiście ZSRR by tego nie zrobił, tylko zachował wojsko pod nazwą milicji. Nauka moralna Kościoła musi mieć u podstaw określone podstawy realistyczne. Dyktator Rosji nie cofnie się przed niczym. Zna jedynie język siły. On nie posłucha wezwań do rozbrojenia. A jeśli jednostronnie rozbroiłby się Zachód - to czeka go klęska. Był już taki kraj, który się jednostronnie rozbroił: Polska na początku XVIII w. Nie wydaje mi się, aby to było tak trudno zrozumieć. Niestety jednak trudności te mamy. - Na czym one polegają? - Papież jest biernym widzem rozgrywających się wypadków i to jest bardzo na rękę temu państwu, które napadło na niezagrażającego mu sąsiada. Jedno mnie dość zasmuca. Wracając jeszcze do osoby Piusa XII powiedzieć musimy, że dzisiejszy jego następca znajduje się w położeniu nieskończenie lepszym od niego. Pamiętajmy, że Pius XII mógł być w każdej chwili aresztowany, porwany, deportowany do Niemiec, osadzony w obozie czy więzieniu. Zresztą plan taki rozważały służby specjalne III Rzeszy. Papież dobrze wiedział, że ani Gwardia Szwajcarska ani Gwardia Palatyńska go nie obronią... Zresztą - spodziewając się najgorszego - wydał nawet tajne dyspozycje, aby Kolegium Kardynalskie uznało, że w takiej sytuacji Tron Piotrowy wakuje i przeprowadziło konklawe w Quebeku, gdyż w niemal podbitej przez Niemców Europie mogłoby to być zgoła niemożliwe. Po latach ujawniono te zarządzenia jako nie lada sensację. Podczas I wojny światowej położenie Benedykta XV nie było tak ciężkie jak Piusa XII w drugiej, ale wrogie Stolicy Apostolskiej Włochy czyniły wszystko co w mocy, aby Watykan odciąć od świata i izolować. Watykan zaradził temu organizując specjalne biuro w Szwajcarii z prałatem Maglione na czele. Tymczasem papież Bergoglio ma do dyspozycji środki masowej komunikacji. Nie jest zagrożony w swym bezpieczeństwie. W swych słowach i czynach jest wolny. W ogóle Kościół jest wolny. To w historii rzadkie. Do Pałacu Apostolskiego nie sięgają ręce Putina i jego siepaczy. Tych kolosalnie ważnych różnic w położeniu osobistym wspomnianych trzech przywódców Kościoła nie wolno lekceważyć, jeśli ktokolwiek chce na poważnie rozmawiać o Stolicy Apostolskiej. - A może Franciszek po prostu wyciąga lekcję z doświadczenia swoich poprzedników i nie chce powiedzieć niczego, co dodatkowo zaogniłoby wojnę? - Aby zrozumieć na czym polega zdumiewające postępowanie dzisiejszego Watykanu wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej, trzeba jeszcze wspomnieć o wypowiedzi sekretarza stanu Kard. Parolina, który w ostatniej fazie kryzysu poprzedzającego agresję z 24 lutego ogólnie mówił o jakichś "uprawnionych interesach" Rosji. Trzeba zapamiętać wypowiedź papieża o cierpieniach Rosjan (najpierw), a następnie dopiero Ukraińców. A przecież ktoś tę wojnę zaczął. Ktoś napadł. Ktoś pogwałcił prawo międzynarodowe i moralność międzynarodową. Ktoś rozstrzeliwuje dzieci. Ktoś masakruje chorych w szpitalach. - Nie ma za tym żadnej logiki? - Oczywiście nie miejmy złudzeń co do jednego. Stanowcze i imienne potępienie przez Stolicę Apostolską Rosji jako sprawcy zbrodni wywołania wojny i zbrodni przeciw ludzkości pociągnie za sobą nieuchronnie represje wobec katolickiej ludności tego kraju. Wyobrażałbym sobie na przykład wydalenie ordynariusza Moskwy (jest to Włoch abp Pezzi) i innych biskupów, jak i może zerwanie stosunków dyplomatycznych z Watykanem. Możliwe jest uwięzienie takich czy innych księży. Nie sądzę, aby była to cena zbyt wysoka, przed zapłaceniem której Kościół winien się wzdragać. Nie myślę jednak, aby te obawy dyktowały takie a nie inne postępowanie obecnego kierownictwa Kościoła. Sądzę, że motyw tego postępowania jest inny i jeden. Jest nim ideologia ekumenizmu czyli bratania się z Cerkwią, chociaż doskonale wiadomo, że jest ona narzędziem zaborczego państwa a na jej czele stoją ludzie wyselekcjonowani do "pracy kościelnej" przez KGB. Tak oto ideologia ekumenizmu zbiera tu swój straszliwy plon. Lista państw, które nie zdobyły się na potępienie neosowieckiej Rosji za to co robi na Ukrainie, jest nader krótka. Są to Chiny, Izrael i Stolica Apostolska. Turcja jakoś lawiruje. A takie państwa jak Korea Północna, Syria i Kuba - szczerze mówiąc - się nie liczą. Są pariasami społeczności międzynarodowej. - Czy rosyjska dyplomacja w sposób propagandowy może wykorzystać słowa papieża? Czym dyplomacja Jana Pawła II różnica się wobec bloku wschodniego od obecnej? - Nauczanie moralne w sprawie oceny systemu sowieckiego jako reżimu gwałcącego prawa ludzkie było klarowne. Co do tego, że Jan Paweł II był wolny od wszelkich złudzeń co do komunizmu, "pokojowego współistnienia" czy też "pokojowych wysiłków" dyplomacji sowieckiej - nie ma wątpliwości. I nie ma potrzeby tego tłumaczyć. Niestety jednak od czasu rewolucyjnego soboru (Watykańskiego II) nauczanie Stolicy Apostolskiej nie zawiera już nauki o wojnie sprawiedliwej. Jan Paweł II jej nie wznowił, chociaż w Katechizmie z r. 1983 jest ona wzmiankowana "de facto" - jako koncepcja prawa do obrony, która pozostaje niezbywalna w postępowaniu państw. Odwołanie do wojny sprawiedliwej byłoby Kościołowi dzisiaj bardzo potrzebne, bo wojna obronna Ukrainy jest modelowym przykładem właśnie wojny sprawiedliwej. Obecny papież tymczasem odrzucił publicznie tę koncepcję przemawiając w r. 2020. Co w zamian? Mamy jedynie retorykę pacyfistyczną oraz bezwzględne oddanie kierownictwa Kościoła dla ideologii ekumenizmu. Retoryki pacyfistycznej nie było w nauczaniu polskiego papieża. - Czy Kościół i papiestwo, od strony dyplomatycznej, może być mediatorem między stronami konfliktu? Czy to mogłoby pomóc w prowadzeniu rozmów pokojowych? - Odpowiedź jest wyjątkowo prosta: nie. Jeśli Rosja chciałaby mediacji - powierzy tę rolę Turcji czy Izraelowi. Watykanu na pewno nie potrzebuje. W przypadku zakończonej powodzeniem papieskiej misji mediacyjnej prestiż światowy Stolicy Apostolskiej by oczywiście wzrósł, a właśnie tego nie życzą sobie na Kremlu. Pamiętajmy, że Kościół, nawet ten obecny, targany wewnętrznymi zaburzeniami, jest niezmiennie na liście wrogów Rosji w oczach jej przywódców. Jest tak dlatego, bo ma za sobą wielkie dziedzictwo przeszłości (nawet jeśli nie za bardzo chce się do tego sam przyznawać) i jest kwintesencją Zachodu (z perspektywy Moskwy). - Do czego obecna postawa Watykanu może doprowadzić? - O ile postępowanie papieskie nie ulegnie zmianie - Kościół zapłaci za to wysoką cenę. Autorytet Stolicy Apostolskiej zostanie zniweczony i to zupełnie. W tej chwili autorytetem, który przemawia w imieniu Zachodu i nie boi się zło nazywać złem, jest prezydent Biden. Taka jest prawda. Dla mnie zaskakująca, ale "tylko prawda jest ciekawa" - jak mówił Józef Mackiewicz. Z pamięci o tej wojnie, która się toczy u naszych granic, raczej nie zniknie amerykański przywódca fenomenalnie przemawiający na Zamku w Warszawie. Jako katolik i człowiek świecki nie przypisujący sobie prawa pouczania hierarchii, miałbym ochotę wyrazić jedno życzenie. Otóż w obliczu takiej a nie innej taktyki Kurii Rzymskiej, powinno wybrzmieć i to możliwie mocno nauczanie zastępcze (że tak to ujmę) tych osobistości Kościoła, które rolę nauczycielską traktują na serio i liczy się dla nich troska o "sumienie chrześcijańskie". Dobrym krokiem w tym kierunku było świetne pismo abp Gądeckiego do kierownika Cerkwi w Moskwie Cyryla. Takich kroków powinno być więcej. Niestety obawiam się że nie będzie bo hierarchia Kościoła na zachodzie znajduje się w katastrofalnym stanie. Jej świadomość kształtuje w dużym stopniu ideologia utopijnego pacyfizmu. Nakłada to na polski Kościół nowe ważne obowiązki, nową misję. Ale to już temat na inną rozmowę.