Redakcja Sibir.Realii, syberyjskiego oddziału Radia Swaboda, rozmawiała z Jeleną Nepomiaszczykową, matką zmarłego 24-latka. - Pamiętam, jak przedstawiciel jednostki wojskowej, do której przydzielono Saszę, przecisnął się przez cały ten tłum ludzi, którzy przyszli go pożegnać. Opowiedział, jak syn zmarł. Był ostrzał, jego towarzysze się wycofali. Został ranny w głowę, lekarzom nie udało się go uratować - opowiada. Aleksandra Nepomniaszczyk podpisał kontrakt zeszłej wiosny i natychmiast został wysłany na wojnę. Wcześniej pracował w lokalnej straży pożarnej. - Nie wiem, dlaczego poszedł na kontrakt. Ma roczne dziecko, swoją żonę. Pierwsza umowa się skończyła, wrócił, a następnie podpisał ją po raz drugi - relacjonuje jego matka. Wielu żołnierzy kontraktowych decyduje się pójść do wojska z powodów finansowych. - Nie, zdecydowanie nie dla pieniędzy. Pieniądze były ostatnią rzeczą, na której mu zależało. Mój syn to prawdziwy patriota - twierdzi Jelena. Z relacji matki wynika, że jej syn nie mówił całej prawdy o przebiegu wojny. Zapewniał ją, że nie uczestniczy w walkach na froncie. Rosjanin zginął w Ukrainie. Matka dumna z postawy syna Dziennikarze Sibir.Realii zapytali matkę 24-latka, czy próbowali powstrzymać swojego syna przed powrotem do Ukrainy. - Ojciec próbował, ja nie. Jak go przekonasz? Jest dorosły. Oczywiście, że martwiliśmy się o niego. Ale on nie chciał słuchać - odpowiada. A jaki stosunek do wojny ma teraz matka, która straciła tam jedynego syna? - Moje dziecko oddało życie w walce za ojczyznę. Wiecie, wszystko, co się dzieje, to gry polityczne. My, mieszkańcy wsi, jesteśmy małą społecznością, nie rozumiemy polityki. Nie wiemy, co tak naprawdę się dzieje. Wszystkie informacje czerpiemy z telewizji - mówi. Rosja: Mieszkańcy najbiedniejszych regionów trafiają na front Jelizawietino zostało założone na początku ubiegłego stulecia dekretem cesarza Pawła I. W 1917 r. we wsi pojawił się pierwszy sklep, następnie żłobek i placówka medyczna, a w 1932 r. powstał duży zakład pracy. Do połowy XX wieku przekształcił się w największy sowchoz w regionie. Teraz we wsi praktycznie nie ma miejsc pracy. Mieszkańcy codziennie jeżdżą do pracy do Czyty lub dalej, pokonując 40-50 km. - Zarobki są niewielkie, a ceny na wsi wyższe niż w mieście. Z opieką medyczną ten sam problem: jedyny szpital został zamknięty. Teraz na jego miejscu pasie się bydło. Młodzi ludzie stąd wyjeżdżają - mówi Olga, szkolna ochroniarz. Rosja: Polegli żołnierze bohaterami w swoich wioskach Tatiana Borysowa od 15 lat jest dyrektorem miejscowej szkoły, zna wszystkich mieszkańców wsi. Ostrożnie odpowiada na pytania dziennikarzy. - Jakie możemy mieć tutaj problemy? Wydaje się, że wszystko jest w porządku. Na wiosnę rozpocznie się remont szkoły. Przewozimy wszystko do Domu Kultury, który również niedawno został wyremontowany. Może problemem są sprawy kadrowe. Nauczyciele nie wytrzymują presji. Oprócz zajęć szkolnych prowadzimy również edukację przedszkolną. A teraz toczą się też "rozmowy o tym, co ważne" - mówi. Wspomniane rozmowy to zlecone przez rosyjskie władze zajęcia indoktrynacji młodzieży retoryką wojenną. Usprawiedliwia się na nich napaść na Ukrainę i wrogo nastawia uczniów do Zachodu. - Wielu ojców walczy na Ukrainie. Prawie każdy dzień zaczyna się od dyskusji o tym, jak chłopaki sobie tam radzą. Dzieci mówią, że ich ojcowie dzwonią, że żyją. Jestem również wychowawcą klasy, w mojej klasie uczy się dziewczyna, która niedawno opowiedziała o telefonie ojca i się rozpłakała. Potem wyznała: bała się, że już go nie zobaczy, że umrze - opowiada. Wszyscy zmobilizowani i kontraktowi żołnierze ze wsi to byli uczniowie Borysowej. Jednym z nich był Aleksandr Nepomniaszczyk. Po remoncie szkoły władze planują umieszczenie tabliczki z jego nazwiskiem na fasadzie placówki. Wojna w Ukrainie. Rosjanie obwiniają Amerykę Marija Władimirowna ma 97 lat, jest weteranką II wojny światowej i najstarszą mieszkanką wsi. Z uwagą śledzi w telewizji to, co dzieje się w Ukrainie. - To wszystko jest straszne. Dzieci umierają, niewinni ludzie. Nie powinno być wojny. Jak do tego doszedłeś? I to wszystko wina Ameryki. Gdyby nie oni, żylibyśmy w pokoju - twierdzi. Dziennikarze zapytali kobietę, dlaczego obwinia akurat Amerykę. - A kto jeszcze może być winny? Włączam telewizor, wszystko jest o nich. Jak oni nie lubią Rosji, jak wbijają szprychy w nasze koła. Wspierają również tych nazistów na Ukrainie. Gdyby nie było nazistów, nie byłoby wojny. Ale jak dobrze było na Ukrainie przed wojną! Moja córka tam była - opowiada, powielając przekaz kremlowskiej propagandy. Czytaj też: Tę grupę pacjentów podwyżki dotkną najbardziej. Duże zmiany od 1 marca