Ławra Peczerska - klasztor prawosławny i główna siedziba ukraińskiego Kościoła. W katakumbach spoczywają najznamienitsi święci. Kilka lat temu byłem tutaj pierwszy raz, wąskie korytarze, zmumifikowane ciała w trumnach, światło świec. Po wojnie proszę odwiedzić to miejsce, naprawdę warto. Wokół tereny zielone, park Wiecznej Chwały z jednej strony, z drugiej muzeum II wojny światowej i olbrzymi pomnik kobiety z mieczem w dłoni. Do Matki Ojczyzny nie można teraz podejść, podejść trzeba będzie po wojnie. Co jeszcze trzeba wtedy zrobić? Czego dziś najbardziej chcą mieszkańcy stolicy? Na przystanku autobusowym przed ławrą siedzi starsza kobieta. - Jakie jest wasze największe marzenie teraz? - pytam. Lidia patrzy na mnie przez chwilę ze zdziwieniem, potem uśmiecha się serdecznie. Wzrok ma łagodny, dobrotliwy. - No, a jakie może być teraz marzenie Ukraińca? Żeby wojna się skończyła. To jedyne marzenie - mówi. - A kiedy wojny się skończy? - A mi skąd wiedzieć? Myślę, że to potrwa. Może rok, może dwa. Może i dziesięć trwać - Lidia wzdycha, ale oczy ma cały czas pełne dobroci. Ubrana jest w bordową pikowaną kurtkę, na głowie zawinięta chusta. Wyszła właśnie z ławry. Jak sama mówi, rozmawiała tam z panem Bogiem, by wojna skończyła się szybciej, niż sama myśli. Bardzo chciałem zrobić jej zdjęcie, ale właśnie na przystanek wtoczył się żółty autobus. Lidia grzecznie mnie przeprosiła, wsiadła i odjechała. Kwiecień, wojna, zielono wokół, co jakiś czas alarm, schrony, kursujące normlanie autobusy. Dziwna wiosna - tak jak niedawno powiedział prezydent Zełenski. W parku Wiecznej Chwały spotykam Igora. Mężczyzna w średnim wieku siedzi na ławce, patrzy na skarpę na Dnieprem i dalej na wijącą się rzekę. Widok stąd jest niezwykły. Słońce odbija się od tafli wody, po drugiej stronie widać wysokie budynki Kijowa na prawym brzegu. Za nami słońce odbijają złote kopuły ławry, ludzie wokół spacerują, powolutku. Niektórzy tylko w bluzach, ciepło dziś. - Jestem z Peczerska (dzielnica nad Dnieprem), na tej skarpie pierwszy raz na sankach zjeżdżałem - mówi Igor i gestem zaprasza, żebym usiadł obok. - Cztery lata miałem wtedy - dodaje smutno. - Marzenie? Żeby wojna się skończyła. Myślę, że tu u wszystkich teraz tylko takie marzenie. Ja nie rozumiem, jak oni mogą mówić, że to nie wojna. Operacja specjalna. Wiesz, Putin tak mówił. Jakby była operacja, żeby "oswobodzić" (mężczyzna palcami pokazuje cytat) Donieck i Ługańsk to, po co atakowali Kijów? No, po co ja się pytam? Przecież to się w żaden sposób nie łączy. To żadna operacja, to wojna - Igor sam opowiada, nie muszę o nic pytać. Mówi, tak jakby bardzo chciał wyrzucić z siebie swoje myśli. Słucham i nie przerywam. - Tam w Buczy, w Irpieniu. Kiedyś tam mieszkałem. Mam tam dużo znajomych, ale oni wyjechali w większości, dzięki Bogu, zanim Rosjanie weszli. Wiesz, w wielką wojnę mojego dziadka i babcie też Rosjanie wyciągnęli z chaty i rozstrzelali. Oni się nie zmieniają. Są cały czas tacy sami - oczy Igora robią się czerwone. - Ale Kijowa nie zdobędą. Na pewno nie. Tutaj rzeka, metro. Każda ulica będzie się bronić, każdy dom. To tak jak u was, wiesz? Ja byłem w Polsce, słyszałem o Warszawie w 1944. Tak samo Kijów będzie się bronić. A Rosjanie? U nich tylko terytoria sporne, oni z każdym terytoria sporne mają. Kuryle, wiecie prawda? Tu w Ukrainie teraz. Powymyślali sobie, że to ich. Ale oni wszystko przegrywają. Afganistan przegrali przecież. A wojna polska-rosyjska w 1920 roku? Też przegrali - Igor opowiada dalej, a ja jestem pod wrażeniem, jak dużo wie o historii. - Ale kiedy to się skończy? Trudno powiedzieć. Najmniej dwa, trzy miesiące jeszcze. Ale Kijowa nie zdobędą, na pewno nie - podkreśla i teraz razem patrzymy na Dniepr. Niedaleko widzę na ławce młodych ludzi, chłopak i dziewczyna. Dmytro ma 24 lata i razem ze Swietą właśnie cieszą się pięknym dniem, a w mieście znowu wyją syreny. - Moim marzeniem jest mieć u boku dziewczynę i spać spokojnie - mówi i patrzy radośnie na Swietę. Uśmiechają się, jakby nic złego się nie działo. - A żeby wojna się skończyła, żeby tych syren nie było? - gestem zakreślam krąg, wskazując na miasto. - Nie robi to na mnie wrażenia. Ja w schronie ani razu nie byłem. - Ani razu? Przez 40 dni? - No może raz poszedłem. Po raz kolejny przekonuję się, że jest zasadnicza różnica w postrzeganiu tej wojny przez młodych i starszych Ukraińców. Tęsknota za normlanym życiem jest tak wielka, że graniczy z wyparciem tego konfliktu, choć zaznaczam, że to moje subiektywne odczucie. Albo może to po prostu zmęczenie nie pozwala ciągle mówić o wojnie. - Jak jest przyszłość Ukrainy? - pytam, a Dmytro myśli dłuższą chwilę nad odpowiedzią. - Tam na wschodzie to nie wiem. Ale tutaj trzeba szybko przywrócić gospodarkę, inwestycje. Powinien być jakiś plan Marshalla dla Ukrainy. - Ale taki plan to można uruchomić raczej kiedy wojna się skończy? - No tak. To niech się kończy jak najszybciej - mówi z wielkim uśmiecham, śmiejemy się wszyscy razem. Cztery dni temu odwiedzałem zniszczone dzielnice na północy miasta. Tam tyle uśmiechu nie było, jeżeli w ogóle jakieś były. Teraz jadę na zachód miasta, na obrzeża, gdzie podchodzili Rosjanie. Wielki budynek, szesnaście pięter. To właściwie granica Kijowa. Pociski spadły tu 15 marca, zginęły 4 osoby. Teraz zniszczenia, wypalone okna, rozerwane ściany. Wokół wciąż leży mnóstwo szkła. Został też jeden nieuprzątnięty samochód. Przed budynkiem stoją dwie kobiety w średnim wieku. Żywo o czymś dyskutują. Pytam, czy mogę dołączyć do rozmowy. A wy skąd? Polak? A nie brzmicie jak Polak. Akcent u was nie jak u Polaka - Nina jest podejrzliwa i zadaje pytań więcej ode mnie. Jakie media, jaka redakcja. To mnie trochę dziwi, bo do tej pory wszyscy, absolutnie wszyscy spotkani przez mnie Ukraińcy, może poza mieszkańcami metra, byli bardzo otwarci na rozmowę. Tylko że Nina nie jest Ukrainką. W Kijowie mieszka długo, ale urodziła się w Rosji. Pytam, czy jej zdaniem rosyjskie wojska strzelały chaotycznie, czy wiedzieli, że rakiety trafią w cywilne budynki. - No wiecie, myślę, że jednak wiedzieli. A dlaczego. Dlatego, że chcieli zmusić do poddania się. Taka jest wojna, ale jestem tu długo i powiem wam, że mi się to nie podoba. Chociaż wiecie, może ja nie powinnam tak mówić, jak ja Rosjanka - mówi już nieco bardziej przekonana, że jednak jestem dziennikarzem. - A w czasie ataku tu byłyście? - My mieszkamy zaraz obok - Nina gestem wskazuje kilka budynków dalej. - Wiecie, ja coś muszę powiedzieć. Dlaczego. Dlatego, że ja Rosjanka. Straszno jak było ostrzał, ale bardziej mi wstyd. To jest pierwsze uczucie. Bardziej jest mi wstyd za Rosjan, niż się boję. I jeszcze to, co tam w Buczy, Irpieniu. Coś wam powiem. Mój dziadek Misza, on wyzwalał Kijów od Niemców. Dobrze, że on nie dożył i że nie widzi co się teraz dzieje - teraz Nina smutno patrzy w ziemię, ja milczę. W końcu kobieta pociąga nosem, uśmiecha się mimo woli, opowiada dalej. - No a jak był atak, to wiecie, to było w nocy. Huknęło, ja się obudziłam. Nie wiedziałam co robić, goła wstałam do okna, myślałam, że tak goła będę uciekać... - Po co opowiadasz, żeś ty goła była. Przecież on to potem napisze - pierwszy raz odzywa się Anna, znajoma Niny. Jest Ukrainką, do tej pory naszej rozmowie tylko się przysłuchiwała. - No i dobrze, niech pisze. Taka jest wojna - Nina śmieje się. - Co myślicie o Putinie? - patrzę wyczekująco na Ninę, ale pierwsza odzywa się Anna. - Wiadomo co, Putin chu.. - kobieta uśmiecha się, ja się uśmiecham. Nina patrzy na nas niechętnie. Anna dodaje, że wszystko wokół to jego wina, cały ukraiński ból to jego wina. - Co ja mogę powiedzieć? - mówi w końcu Rosjanka. - Jego dużo ludzi popiera, on dużo zrobił. Dużo się w Rosji poprawiło - dodaje, ale nie patrzy mi w oczy. - A kiedy wojna się skończy? - Jak wygramy! Do pobiedy! - Anna odpowiada żywo. (pobieda, czyli po rosyjsku zwycięstwo) - Nie będzie pobiedy - Nina kręci głową. - A co ty opowiadasz. Wiadomo, że będzie! Nasza będzie pobieda. - A tam, gadanie takie, jak może być pobieda Ukrainy z Rosją. Rosja za wielka jest na ukraińską pobiedę. Ale coś wam powiem, dziennikarzu - Nina łapie mnie jedną ręką za ramię, unosi palec wskazujący dłoni drugiej ręki. - Pobiedy ani tu, ani tu. Dlaczego? Dlatego, że ten, kto zaczynał wojnę, nigdy jej nie wygrywał. Zawsze tak było. Pytam, czy mogę zrobić im zdjęcie. Nina odmawia. Pewnie dlatego, że napiszę, że stała goła w oknie. Anna się zgadza. - Może ostatni raz ktoś mi robi fotografię - mówi i na tle zniszczonego budynku pozuje uśmiechnięta.