Obszerny reportaż o "słabym ogniwie sankcji" napisali Drew Hinshaw, Joe Parkinson i Patricia Kowsmann. Po tym jak w lutym Szwajcaria ogłosiła, że przystępuje do pakietu ograniczeń Unii Europejskiej przeciwko rosyjskich oligarchom, to miasteczko wydawało się oczywistym miejsce do polowania na cele - czytamy. "Mała Moskwa" w Szwajcarii Chodzi o miasto Zug, stolicę kantonu o tej samej nazwie, którego ulice pełne są siedzib rosyjskich firm, łącznie z Nord Stream 1 i 2 oraz departamentem handlu energią Gazpromu. Rosyjscy oligarchowie mają tam swoje domy i posiadłości. Szwajcarskie gazety - jak przypomniano - nazywały Zug "Małą Moskwą" i żartowały, że lokalni przywódcy chcą zbudować kremlowski mur wokół miasta. Do wprowadzenia sankcji w życie wyznaczono tam sześciu lokalnych urzędników. Problemy pojawiły się już na poziomie języka - pracownicy często nie rozumieli nazwisk pisanych cyrylicą. Ponadto - jak mówi, cytowany przez "WSJ" Heinz Tännler, dyrektor finansowy kantonu Zug - urzędnicy "borykali się konsekwencjami dla lokalnej gospodarki". Sam Tännler obawia się, że sankcje naraziły na szwank reputację jego kantonu jako bezpiecznego miejsca dla inwestycji zagranicznych. "To bardzo trudny czas, szczególnie dla kantonu Zug" - stwierdził. Jak zauważa "WSJ", powolny start Zuga jest symbolem całej Szwajcarii. Ten alpejski kraj bowiem, choć deklarował ukaranie Rosji za inwazję na Ukrainę, do tej pory nie wykonał zbyt wielu ruchów przeciwko rosyjskim firmom. 150 miliardów dolarów rosyjskich klientów "Osiemdziesiąt procent rosyjskich towarów jest sprzedawanych przez Szwajcarię, głównie przez Zug i leżącą nad jeziorem Genewę. Według krajowego stowarzyszenia bankowego szwajcarskie banki zarządzają szacunkowo 150 miliardami dolarów dla rosyjskich klientów. Według zuryskiej grupy przejrzystości Public Eye, trzydziestu dwóch oligarchów najbliższych Putinowi ma majątek, konta bankowe lub firmy w Szwajcarii" - czytamy w "WSJ". Choć Szwajcaria uznawana jest za globalne centrum finansowe, tamtejszy Sekretariat Stanu ds. Gospodarczych (SECO) miał do niedawna jedynie 10 urzędników, w ostatnim czasie rząd zatrudnił kolejnych pięciu - podaje gazeta. Urzędnicy ci mierzą się z jeszcze innym problemem - według zachodnich dyplomatów rejestracja firm pozostaje tajemnicą, co utrudnia określenie, kto ostatecznie jest właścicielem. Mąż, żona, dzieci. Nagła zmiana właściciela Co więcej, jak twierdzą przytaczani w tekście szwajcarscy bankierzy i działacze na rzecz przejrzystości finansowej, miliardy dolarów aktywów rosyjskich klientów zostały w ostatnich latach przeniesione na nazwiska małżonków i dzieci. Zjawisko to - jak czytamy - przyspieszyło w okresie poprzedzającym wojnę. Szwajcarski Sekretariat Stanu ds. Gospodarczych (SECO) podaje, że w ciągu czterech miesięcy od wdrożenia sankcji przez władze szwajcarskie zamrożono 6,8 miliarda dolarów rosyjskich aktywów finansowych, a także 15 domów i nieruchomości należących do osób objętych sankcjami. Dla porównania - podaje "WSJ" - państwa Unii Europejskiej wspólnie zamroziły 14 miliardów dolarów w aktywach oligarchów, w tym: fundusze, łodzie, helikoptery i nieruchomości. Poza tym sankcjami objęto ponad 20 miliardów dolarów rezerw rosyjskiego banku centralnego. Kraje UE zablokowały również około 200 miliardów dolarów w transakcjach finansowych. Władze na samej tylko brytyjskiej wyspie Jersey - czytamy w reportażu - zamroziły aktywa o wartości ponad 7 miliardów dolarów, które według brytyjskich władza są powiązane z oligarchą Romanem Abramowiczem.