Mija blisko miesiąc od rosyjskiej agresji na Ukrainę. - Fiasko jest ewidentne, ale nie jest ostateczne - tak o rosyjskich działaniach mówiła Pełczyńska-Nałęcz. Według niej to "bardzo ekonomicznie wyczerpująca dla Ukrainy wojna". - Jej gospodarka coraz bardziej wystopowuje. Im dłużej trwa konflikt, tym trudniej będzie się jej z tego podnieść - oceniła. Wojna w Ukrainie. "Nawet Korea Północna nie ma takich sankcji" Nawiązując do licznych sankcji nałożonych na Rosję, była ambasador podkreśliła, że kraj ten jest nimi najbardziej obłożony na świecie. - To pewien bezprecedensowy eksperyment, nawet Korea Północna nie ma takich. Czy da się sankcjami zdusić tak duży kraj? Nikt tego nie próbował. Niektóre sankcje zadziałały od razu. Jest inflacja, spadek rubla, właściwie nie latają samoloty, są problemy komunikacyjne. Dotyka to bezpośrednio elity wokół Putina, ale nie jest to wystarczające, by ta wojna się skończyła - mówiła Pełczyńska-Nałęcz. Pytana o kolejne kroki najbardziej bolesne dla rosyjskiej gospodarki odparła: sankcje energetyczne. - Przede wszystkim na ropę. Największym dochodem budżetu rosyjskiego jest właśnie ropa. Druga rzecz to zamknięcie handlu, bo on w wielu obszarach dalej się toczy, również przez nasze granice. Jeśli chodzi o tiry, Polska mogłaby to zrobić jednostronnie, choć lepiej unijnie. Dalej? Pociągi oraz statki. To byłby przeogromny cios dla rosyjskiej gospodarki - oceniła. Pełczyńska-Nałęcz stwierdziła, że jeśli Rosja wygra lub częściowo wygra i reżim Putina odbuduje się przy wsparciu np. Chin, to "będziemy mieć za granicą agresora, który będzie chciał przesuwać się dalej". -To powinno mobilizować do twardych działań. One nas kosztują, choć jeśli są półtwarde, wzbudzają agresję rosyjską, ale nie zbliżają się do końca wojny w Ukrainie - dodała.Adam Jarubas: Opozycja zdała egzamin Wojna w Ukrainie. Miedwiediew w liście o Polsce O rzekomej "rusofobii" i "bólach fantomowych", jakimi cechuje się Polska, napisał w poniedziałek rosyjski polityk Dmitrij Miedwiediew. Zarzucił władzom w Warszawie, że toczą ją "wewnętrzne sprzeczki, korupcja i niepowodzenia gospodarcze", a zapowiedziana przez Mateusza Morawieckiego "derusyfikacja" gospodarki będzie "droga i bezcelowa". Odwołał się też do historii, jednak przestawił ją w sposób wygodny dla Kremla, unikając pełnego obrazu dziejów. Przypomniał również, jak - jego zdaniem - Rosjanie zareagowali na katastrofę smoleńską, co ma udowadniać "brak antypolonizmu" w Rosji. - List jest symbolem, że Kreml znowu zobaczył Polskę jako ważnego aktora. Przez ostatnie lata widziano nas jako przedmiot polityki. Polska nie rozgrywała, teraz została dostrzeżona jako rozgrywający. Rosjanie próbują nas zdyskredytować i zagrozić. To forma groźby - oceniła była ambasador. Joe Biden przyleci do Polski. Czego się spodziewać? Prowadzący program Marcin Fijołek zapytał Pełczyńską-Nałęcz o to, czego powinniśmy dochodzić po tym spotkaniu. - Dostaw broni do Ukrainy, ale tak, żebyśmy my mogli to realizować, bo sprzęt z naszego regionu częściej bardziej pasuje do armii ukraińskiej. Czego jeszcze? Żeby USA kompensowały nam to, co dajemy Ukrainie (jeśli chodzi o sprzęt - red.). Polska potrzebuje obrony powietrznej - większej liczby systemów Patriot - powiedziała.