Łukasz Szpyrka, Interia: Zapowiedział pan nowelizację ustawy o uchodźcach wojennych z Ukrainy. Dlaczego? Co się zmieni? Paweł Szefernaker, pełnomocnik rządu ds. uchodźców: Nowelizacja będzie miała charakter roboczy. Musimy wykorzystać doświadczenie zebrane w ostatnim półroczu pracy z uchodźcami. Chcemy na przykład, by procedury wobec tych osób, które są w Polsce, były na tyle, na ile to możliwe, zcyfryzowane. Tak, by niektóre rozwiązania usprawnić. Nowelizacja ma więc charakter roboczy wynikający z doświadczenia administracji rządowej i samorządowej. Wielkich zmian nie będzie? - Zbieramy materiały od ministerstw, a w przyszłym tygodniu spotkamy się z samorządowcami. Konkrety pojawią się nieco później, ale już pod koniec września ustawa powinna zostać przyjęta. Podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu mówił pan o migracji. Dyskusji przysłuchiwał się prof. Maciej Duszczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami UW, który w kontekście ewentualnej nowej fali uchodźców napisał później w mediach społecznościowych, że "bardziej boi się o przyszłość". Czego powinniśmy się obawiać? - Trzeba przygotowywać się na różne scenariusze. Jednym z nich jest sytuacja związana z problemem braku energii na Ukrainie, co może spowodować kolejne migracje. Jesteśmy w kontakcie ze stroną ukraińską i dziś nie ma jakichś wielkich obaw, ale taka ewentualność może wystąpić. Ukraińcy chcą zrobić wszystko, by kolejne migracje odbywały się wewnętrznie, ale nie można wykluczyć, że część osób uciekających przed wojną, ale też brakiem energii w zimie, będzie szukać schronienia w Polsce i Europie Zachodniej. Administracja musi być na to przygotowana i takie zadania podejmujemy. Tylko powtórzę: na tę chwilę nie ma przesłanek, że będziemy mieli do czynienia z kolejną dużą falą migracji. Ukraińskie władze są przekonane, że tegoroczna zima rzeczywiście będzie aż tak zimna, że zmusi ludzi do migracji? - Jestem w kontakcie z ambasadorem Ukrainy w Polsce, a wojewoda podkarpacka rozmawiała na ten temat z przewodniczącym obwodu lwowskiego. Stąd wiemy, że Ukraińcy szykują się do migracji, ale wewnętrznej - ze wschodu na zachód. Typowo wiąże się ona z kryzysem energetycznym. Wiele państw, w tym Polska, zaangażuje się w pomoc, choćby tworząc na zachodniej Ukrainie miejsca czasowego pobytu. Ukraińcy chcą, by migracja pozostała w ramach tego państwa, choć oczywiście nie można wykluczyć innych scenariuszy. Rozumiem, że grozi nam kolejna fala migracji. Jesteśmy na nią gotowi? - Administracja jest przygotowana na różne scenariusze. Mamy dość duże doświadczenie wynikające z tego półrocza, związane choćby z uruchomieniem punktów recepcyjnych, punktów zbiorowego zakwaterowania, a w ciągu tego półrocza wzrosła liczba punktów możliwych do otwarcia w szybkim czasie. Administracja musi być gotowa, ale na dziś nie ma obaw, że znacząco wzrośnie liczba uchodźców. Gdy rozmawialiśmy pod koniec kwietnia mówił pan o trzech perspektywach czasowych. Pierwszą wyznaczył pan do 1 września 2022 roku. Chodziło o przygotowanie spraw związanych z edukacją, rynkiem pracy, opieką nad dziećmi. Udało się? - W czerwcu, ponad politycznymi podziałami, parlament przyjął ustawę, która przygotowała procedury pomagające uchodźcom na rynku pracy, w nauce języka polskiego, opieki nad dziećmi i wiele innych rozwiązań. Ten pakiet jest w tej chwili realizowany. Administracja przygotowywała się na 1 września, bo wtedy wystartował nowy rok szkolny. Na szczęście te wszystkie scenariusze, które wskazywały, że wielu nowych ukraińskich uczniów rozpocznie u nas rok szkolny, się nie sprawdziły. Ich liczba jest porównywalna do tej z końcówki czerwca. Nie było przyrostu, więc było to dla nas nieco łatwiejsze. Są też inne kwestie, które na bieżąco trzeba wyjaśniać. Zasadniczo - oprócz Warszawy, gdzie przybyło najwięcej uchodźców - nie ma dużych problemów związanych z edukacją. Kolejny etap będzie związany bardziej z adaptacją rodziców tych dzieci i zaplanowanie ich pobytu na dłużej. Wakacje to był czas pracy sezonowej, która za chwilę się skończy. Część uchodźców miała okazję zarobić, bo przypomnę, że ponad 400 tys. osób z Ukrainy podjęło legalnie pracę w Polsce. To ewenement jak na warunki migracyjne na świecie, który pokazuje, że ci ludzie chcą w miarę normalnie żyć w naszym kraju. Ilu uchodźców z Ukrainy w ogóle jest dziś w Polsce? - Najwięcej uchodźców dotarło do Polski w pierwszych tygodniach agresji Rosji na Ukrainę. Część z tych osób wróciła do siebie, a największy ruch powrotny na Ukrainę widzieliśmy przed wakacjami. W ostatnich tygodniach więcej osób wyjeżdża niż przyjeżdża do Polski. Eksperci zgadzają się z nami, że dziś możemy mówić o 1,3 mln uchodźców, którzy planują na dłużej zostać w Polsce. To nieco niższe liczby od szacowanych 1,6 mln osób, które podawał pan kilka miesięcy temu. - 1,333 mln osób wyrobiło numery PESEL. Widzimy niewielki ruch graniczny, a ludzie, którzy wrócili na Ukrainę, nie potrafią zadeklarować, czy w najbliższym czasie znów przyjadą do Polski. Dziś więc możemy mówić o takiej liczbie. Ukraińcy najczęściej wybierają do zasiedlenia największe polskie miasta. Chcieliście, by nieco rozproszyli się po mniejszych miejscowościach. Czy to się udało? - Kluczowe są tu kwestie związane z edukacją. W dużych miastach liczba miejsc jest ograniczona, co spowodowało lekki ruch w stronę mniejszych miejscowości. Jestem przekonany, że te działania jeszcze przed nami. Pracujemy z samorządami nad rozwiązaniami, które pozwolą na to, by Ukraińcy docelowo trafili też do mniejszych miejscowości, ale to proces, który musi być rozłożony w czasie. Jedyną przesłanką skłaniającą do relokacji do tej pory było znalezienia miejsca w szkole. A mieszkania? Dostępność lokali na wynajem w miastach spada. Zapowiadał pan, że w tej sprawie przygotujecie pewne rozwiązania. - W ustawie czerwcowej uelastyczniliśmy przepisy pozwalające samorządom przygotować rozwiązania na zagospodarowanie pustostanów. Ministerstwo rozwoju pracuje nad nową ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, tak aby usprawnić procesy planistyczne. Przede wszystkim potrzebne są nowe mieszkania dla polskich rodzin i tu podejmujemy działania choć sytuacja gospodarcza związana z rynkiem nieruchomości oczywiście nam nie sprzyja. Samorządy korzystają z tych nowych przepisów dotyczących pustostanów? - BGK równolegle prowadzi program, który dofinansowuje tego typu działanie, więc mam nadzieję, że w najbliższym czasie będziemy mogli powiedzieć, jakie są realne efekty tego programu i wprowadzenia nowych przepisów. Planowaliście "stworzyć jednolity system, który pozwoli paniom, które na Ukrainie były nauczycielkami, prowadzić w Polsce kluby przedszkolne dla dzieci ukraińskich". Ile takich klubów powstało? - Przepisy weszły w życie w lipcu. W czasie wakacji namawialiśmy samorządy, by wprowadzały te rozwiązania. Także by pracodawcy mogli wdrożyć nowe opcje. Dopiero zaczęliśmy nowy rok szkolny, więc pewnie bliżej października będziemy mogli powiedzieć, ile takich klubów rzeczywiście powstało. Polskie system edukacji ma kłopoty, bo w tym roku jest nieco więcej wakatów nauczycielskich niż w latach poprzednich. Ile nauczycielek z Ukrainy jest w Polsce? Mogłyby uzupełnić braki? - Są zawody, w których wprowadziliśmy procedury związane z nostryfikacją dyplomów. Dotyczy to przede wszystkim lekarzy czy wykładowców. To bardzo delikatne sprawy, bo do tych zawodów nie możemy dopuścić każdego, niejako "z automatu". Staraliśmy się w wielu miejscach przyspieszyć te procedury, by lekarze i nauczyciele mogli pracować na rzecz Ukraińców uciekających przed wojną. Do tej pory był to nasz główny cel, który na razie się nie zmienia. Dokładnych liczb ukraińskich nauczycieli, którzy mogliby wykonywać pracę w Polsce na tę chwilę nie jestem w stanie określić. Gdzie podziały się pieniądze na tzw. "czterdziestki"? Pod koniec sierpnia pisaliśmy w Interii, że wiele samorządów nie dostało od państwa pieniędzy na wypłaty dla ludzi, którzy gościli Ukraińców. - Polskie rodziny mają możliwość otrzymania środków na pomoc uchodźcom na 120 dni. W wielu przypadkach te 120 dni minęło na przełomie czerwca i lipca. Wtedy właśnie wiele urzędów zostało zasypanych wnioskami. W związku z tym powstały zatory, bo urzędnicy mieli zdecydowanie więcej pracy. Mogę uspokoić, że nie zabraknie środków, ale ponad połowa wniosków została złożona właśnie w tym czasie, co spowodowało pewien "korek". W sierpniu znaczącą część środków wypłaciliśmy samorządom, a w tym tygodniu kolejną transzę. Kolejną, czyli ostatnią? Władze Warszawy mówiły o brakujących 60 mln zł, Poznania 40 mln zł, a Krakowa 14 mln zł. Teraz mogą spać spokojnie? - Tak, zresztą zdecydowałem, by to właśnie te miasta potraktować priorytetowo. Pieniądze już trafiły do samorządów lub trafią do nich w najbliższych dniach. Jakimi środkami dysponuje pełnomocnik rządu ds. uchodźców z Ukrainy? - Ustawa pomocowa stworzyła fundusz przy BGK, z którego korzystamy. To z niego przekazujemy środki samorządom, nie tylko na "czterdziestki". Z drugiej strony warto podkreślić, że te 400 tys. osób z Ukrainy zatrudnionych w Polsce pracuje na nasze PKB. Ci ludzie płacą podatek dochodowy, składki zdrowotne, robią zakupy w Polsce. 1,3 mln osób tak naprawdę wpływa realnie na rozwój naszej gospodarki. Niejako więc rewanżują się nam za naszą pomoc. Jak pan odbiera ten półroczny proces adaptacji Ukraińców w Polsce i jednocześnie nasz stosunek do nich? Ten wielki zryw już dawno opadł? - Opadł, ale to naturalne, bo z biegiem czasu emocje zaczynają gasnąć. Mimo to wciąż jest na bardzo wysokim poziomie, co powinno tylko cieszyć. A sam proces adaptacji? Tak duża liczba pracujących świadczy o tym, że uchodźcy odnaleźli się u nas dobrze. Co więcej, warto podkreślić, że nikomu nie zabrali pracy, ale realnie uzupełnili nasz rynek pracy w obszarach, które dotąd miały braki. Nie wiemy natomiast, jak długofalowo będzie przebiegał ten proces, bo nie wiemy, jak długo potrwa wojna. W rządzie pojawiła się niedawno Agnieszka Ścigaj, która - przynajmniej na papierze - zajmuje się tym, co pan. Wasze kompetencje się nie nakładają? - Blisko współpracujemy. Pani minister przygotowuje m.in. programy, które mają pomóc w tym, by uchodźcy trafili również do mniejszych miejscowości. Rola MSWiA jest związana z organizacją działań i ich koordynowaniem, a doświadczenie minister Ścigaj, która przez lata pracowała w ośrodkach zajmujących się integracją społeczną, uzupełniają się. W największym skrócie można więc powiedzieć, że moje działania są bardziej doraźne, a jej długofalowe. Rozmawiał Łukasz Szpyrka