Rosyjscy okupanci zorganizowali "głosowanie" na ulicach, w zaimprowizowanych lokalach wyborczych i podczas wizyt domowych. Opowiadają o tym mieszkańcy ukraińskich obwodów Ługańska, Doniecka, Zaporoża i Chersonia, które są częściowo okupowane przez Rosję. Od 23 września odbywały się tam pseudoreferenda dotyczące przystąpienia tych obszarów do Federacji Rosyjskiej. Mieszkańcy twierdzą, że odmowa wzięcia udziału w tym przymusowym "głosowaniu" zagrażała życiu, ponieważ przedstawiciele tzw. "komitetów wyborczych" pojawiali się w towarzystwie uzbrojonych żołnierzy rosyjskich. - Dwie kobiety i trzech żołnierzy rosyjskich z bronią zapytało mnie, czy będę głosować. Gdy zapytałam, czy mam wybór, nic nie odpowiedzieli. Musiałam postawić krzyżyk w miejscu, które pokazali mi lufą karabinu - mówi kobieta, która mieszka w jednej ze wsi niedaleko Melitopola w regionie Zaporoże. Nie chciała głosować, ale zrobiła to z obawy, że w przeciwnym razie jej 35-letni syn zostanie wcielony do armii rosyjskiej. - Dobrze, że mąż i syn właśnie wtedy pracowali w polu. Nie chcę, żeby mi odebrano syna, jest na ich liście - mówi płacząc kobieta. Okupanci zbierają dane o mieszkańcach - Sporządzane przez okupantów listy stanowią zagrożenie dla ludności na terytoriach okupowanych - mówi Ołeksij Koszel, szef Komitetu Wyborców Ukrainy. - Tworzą teraz bazy danych, ponieważ nawet po sześciu miesiącach okupacji mają niewiele informacji na temat tego, kto znajduje się na tych terenach - wyjaśnia. Według niego okupanci zbierali dane także podczas pseudoreferendów, aby ocenić nastroje antyrosyjskie. Chcieli dowiedzieć się, kto ma proukraińską postawę, jakim językiem mówią ludzie i którzy mężczyźni są w wieku poborowym. Ołeksij Koszel twierdzi, że ludność nie popiera okupantów, dlatego nie powiodło się rozdawanie rosyjskich paszportów i wprowadzenie rubla na okupowanych terytoriach. Pseudoreferenda były organizowane w pośpiechu i często brakowało odpowiedniego do tego personelu. Według przewodniczącego Komitetu Wyborców Ukrainy "głosowanie" miało chaotyczny przebieg. Ponadto okupanci uciekali się do wszelkich możliwych metod fałszerstwa. "Wysoka" frekwencja w pustych miastach Rosyjscy okupanci wyznaczyli pięć dni na tak zwane "głosowanie". Już po trzech dniach "Republiki Ludowe Doniecka i Ługańska" odnotowały rekordową frekwencję sięgającą 87 procent, z ponad milionem uczestników. - Te doniesienia są idiotyczne i nierealistyczne, ponieważ większość mieszkańców już dawno opuściła okupowane terytoria - pisze na Telegramie szef ługańskiej administracji wojskowej Serhij Hajdaj. Stwierdza także, iż okupanci zgłaszali wręcz 50-procentową frekwencję w zniszczonych i prawie całkowicie opustoszałych miastach wschodniej Ukrainy, takich jak Łisiczańsk, Siewierodonieck i Rubiżne. - Wyniki zostały sfałszowane - stwierdził Serhij Hajdaj. O tym, jak przebiegło to pseudoreferendum na południu Ukrainy, opowiada Hanna z Chersonia. Według niej, okupanci chcieli stworzyć propagandowy obrazy prorosyjskiej ludności. Ale wszystko potoczyło się inaczej. - Od ósmej rano w tak zwanych lokalach wyborczych grano sowieckie piosenki i organizatorzy czekali na wyborców z rosyjskimi żołnierzami. Ale ani nie przyszli wyborcy, ani też nie ustawiały się kolejki. O dziesiątej lokale zamknięto i zaczęto chodzić po domach. Ale nikt nie otworzył drzwi - mówi Hanna. Okupantom nie udało się też skłonić ludzi do "głosowania" obietnicami pomocy humanitarnej. - Przyszli tylko ludzie po siedemdziesiątce, którzy pragnęli powrotu Związku Radzieckiego. Młodzi i ludzie w średnim wieku zignorowali ten cyrk - opowiada Hanna. Zapewnia, że mimo terroru i prześladowań w mieście są nadal ludzie nastawieni proukraińsko. Czekają na wyzwolenie przez swoją armię. 82-letnia mieszkanka wsi położonej niedaleko Chersonia nie dała się jednak przekonać. Opowiada, że przyszli do niej uzbrojeni mężczyźni i chcieli, aby głosowała "za przyłączeniem do Rosji". Ona jednak odmówiła. - Powiedzieli mi: "Babciu, możesz dostać 10.000 rubli (około 180 euro), a także paczki żywnościowe. Musisz tylko głosować na Rosję". Nie potrzebuję ani Rosji, ani jałmużny! W lutym zabili mojego wnuka na froncie - mówi przez łzy ta kobieta. Łapanki na ulicach Szef chersońskiej regionalnej administracji wojskowej Jarosław Januszewicz twierdzi, że podczas pseudoreferendów wojska rosyjskie wywierały presję i groziły ludziom. "Kolaboranci w towarzystwie uzbrojonych okupantów łapią ludzi na ulicy i groźbami zmuszają ich do głosowania" - pisze Januszewicz na Telegramie. Potwierdzają to mieszkańcy tzw. "Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej". Mówią, że np. w okupowanym Ługańsku "lokale wyborcze" ustawiano na podwórkach domów mieszkalnych lub przy wejściach na targowiska. - Podjechał autobus, obok ustawiono przezroczystą urnę wyborczą. Nie było śladu tajnego głosowania. Ludzie wypełniali karty na kolanach - mówi jedna z mieszkanek Ługańska. Według niej pracownicy instytucji miejskich byli zmuszani do kilkukrotnego "głosowania" w różnych miejscach. - Powiedziano nam, że im więcej razy jedna i ta sama osoba głosuje, tym lepiej - mówi kobieta, która pracuje w placówce oświatowej w Ługańsku. Opowiada, że wszyscy pracownicy zostali poproszeni o zabranie kopii dowodów osobistych od studentów, którzy opuścili miasto. Mieli głosować zamiast nich, a ponieważ w miejscu, w którym odbywało się "głosowanie", nie było gotowych list wyborców, nie było z tym trudności - opowiada kobieta. Każdemu, kto odmówił wzięcia udziału, grożono utratą zarobków i zwolnieniem z pracy. "Referendum" ma na celu izolację mieszkańców Według Komitetu Wyborców Ukrainy i ukraińskiej organizacji pozarządowej Opora rosyjscy okupanci wykorzystywali do tych pseudoreferendów jedynie listy, na których znajdowały się osoby, które dobrowolnie przyjęły rosyjską pomoc, osobiście pobierały emerytury z poczty lub opłacały podatki lokalne jako przedsiębiorcy. Wykorzystywano także listy wyborców wykradzione z archiwów. Szefowa Opory Olga Ajwazowska podkreśla, że Rosja dokonała fałszerstw na okupowanych terytoriach Ukrainy. - Nie może być mowy o swobodnym i legalnym wyrażaniu woli. Przy pomocy tych pseudoreferendów, przeprowadzanych pod lufami karabinów, Rosja chce szantażować zachodnich partnerów Ukrainy - mówi. Olga Ajwazowska uważa, że pierwszymi, którzy ucierpią z powodu tego "głosowania", będą mieszkańcy okupowanych terytoriów. Rosja całkowicie ich odizoluje i przeprowadzi totalną mobilizację. Wmusi im paszporty rosyjskie i jeszcze bardziej zaostrzy stosowany wobec nich terror. Lilia Rżeucka, Anastazja Szepelewa, Redakacja Deutsche Welle