W Rosji w poniedziałek obchodzone jest wielkie święto - Dzień Zwycięstwa, który ma przypominać o wygranej w II wojnie światowej i wielkiej potędze rosyjskiego wojska. Tego dnia odbywa się słynna defilada, której częścią są pokazy wojsk lądowych, ale także sił powietrznych. Co ciekawe, jak podaje np. Ria Nowosti, powołując się na oficjalne kanały prasowe instytucji rządowych, część lotnicza parady została odwołana. Sytuacja dotyczy kilku miast, m.in. Moskwy, Jekaterynburga, Samary czy Nowosybirsku. Oficjalnie z powodu niekorzystnych warunków pogodowych. Tymczasem na licznych zdjęciach z Rosji można dostrzec błękitne niebo i słoneczną pogodę. - Mieliśmy serię dziwnych wypadków w samej Rosji. Obawiają się, że statki powietrzne, których codziennie jest zresztą coraz mniej, staną się dodatkowym celem. To byłaby katastrofa wizerunkowa Putina, gdyby w czasie wielkiej parady, ze dwa samoloty otrzymały strzał z "Pioruna" i zniknęły z rosyjskiego nieba - mówi Interii gen. Roman Polko. Jałowe przemówienie Putina Druga kluczowa część obchodów rosyjskiego święta to przemówienie Władimira Putina. W tym roku mówił m.in., że starcie z Ukraińcami było nieuniknione, by w ten sposób wyprzedzić ruch NATO. Nie powiedział więc nic nowego, lecz powtarzał twierdzenia używane od 75 dni. - Nie miał co powiedzieć. Szczerze mówiąc zachował instynkt samozachowawczy nie ogłaszając wielkiego zwycięstwa. Kreml pewnie był na to przygotowany. Wcześniej były przecież wydrukowane plakaty "'45-'22, wielkie zwycięstwo" - tak to wyglądało. Rzeczywistość jest tak oczywista, że nawet Rosjanie by tej propagandy nie kupili. Miał ogłosić, że zdobyli Popasną, 20-tysięczne miasto? Nie miał co ogłosić. Dla Rosji to rzeczywiście problem, bo Putin poniósł strategiczna klęskę. Plan "A" zawiódł, plan "B" także, plan "C" też, więc pewnie zostanie im tylko plan "Z" - ironizuje gen. Roman Polko. Tymczasem eksperci, z którymi rozmawialiśmy jeszcze przed Dniem Zwycięstwa, sugerowali, że Putin może straszyć użyciem broni nuklearnej lub ogłosić powszechną mobilizację. "Putin walczy mięsem armatnim" - Nie sądzę, by ogłosił mobilizację, bo walczy mięsem armatnim, czyli nierosyjskimi Rosjanami. Warto pamiętać, że to państwo wielonarodowościowe. Putin korzysta z Czeczenów, azjatyckich żołnierzy, a moskiewscy patrioci są mocni w gębie, mówią, że chcieliby iść z butelką z benzyną na czołgi, ale gdy przychodzi co do czego, to inaczej to wygląda. Stąd też wielotysięczne straty. Rosjan nie boli 20 tys. poległych, bo to najemnicy, nie nasi ludzie, jacyś Azjaci. Niby wspólny naród wieloetniczny, ale jednak podejście do śmierci jest inne, niż gdyby zginął syn narodu rosyjskiego z Moskwy - uważa Polko. Zdaniem doświadczonego wojskowego, wojna w Ukrainie może potrwać jeszcze długo. Zmieni się natomiast jej forma. - To, co mówi prezydent Biden, to prawda - dopóki ta władza będzie na Kremlu, to ten kocioł ogniowy w Ukrainie będzie podtrzymywany. To będzie pełzająca wojna, jej intensywność spadnie, ale to wciąż będzie wyniszczająca wojna. Jeśli zachód nie będzie wspierał tak wytrwale Ukrainy, jak dotąd, Putin doprowadzi ten kraj do upadłości - podkreśla rozmówca Interii. Łukasz Szpyrka