Alaksandr Łukaszenka przez kilka dni nie pokazywał się publicznie, czego nie ma w zwyczaju. Rosyjski deputowany Konstantin Zatulin potwierdził medialne doniesienia o chorobie dyktatora Białorusi, jak jednak zapewniał, nie ma zagrożenia jego życia. Pojawiają się nieoficjalne informacje, że lider reżimu zmaga się z zapaleniem mięśnia sercowego. Białoruskie władze chcą jednak udowodnić, że samozwańczemu prezydentowi wiele nie dolega i może normalnie sprawować obowiązki. W poniedziałek przybył do Centrum Dowodzenia Sił Powietrznych i Wojsk Obrony Powietrznej, gdzie odebrał raport od wysokich rangą wojskowych. Łukaszenka podnosi gotowość w armii. Mówi o zestrzeleniu czterech samolotów Łukaszenka zalecił, by armia była w stanie gotowości "pierwszego stopnia", co powiązał z lotniczymi wypadkami w Rosji. - Po zdarzeniu obok nas (Białorusi - red.), w obwodzie briańskim, gdzie zestrzelono cztery samoloty, musimy reagować - wyjaśniał. Jak argumentował, właśnie z tego względu interesują go "sytuacja wokół kraju" oraz scenariusze, w jakich może się rozwijać. Relację z wizyty Łukaszenki zdał telegramowy kanał Puł Pierwogo, związany z administracją białoruskiego przywódcy. Agencja Reutera zauważyła jednak, że Łukaszenka - najpewniej przez przypadek - potwierdził, co tak naprawdę wydarzyło się w miejscowości Klince. Leży ona w Rosji, ale blisko granic Ukrainy i Białorusi. Jak podał w sobotę serwis "Kommiersant", rosyjska grupa desantowa, licząca cztery jednostki, została tam zestrzelona. Były to bombowiec Su-34, myśliwiec Su-35 oraz dwa śmigłowce Mi-8. Rosyjskie medium stwierdziło, że incydent miał związek z atakiem przeprowadzonym w ukraińskim obwodzie czernihowskim. Stan zdrowia Łukaszenki. Chodzi z zabandażowaną ręką Inaczej sprawę opisała kremlowska agencja TASS. Doniosła, iż Su-34 uległ katastrofie, ale nie podała, dlaczego. Jak jedynie zasugerowała, powołując się na służby, mogło dojść do pożaru silnika. Reuters dodał, że niektórzy rosyjscy blogerzy również informowali, iż utracone zostały cztery samoloty. 9 maja Alaksandr Łukaszenka zjawił się w Moskwie, by ramię w ramię z Władimirem Putinem świętować Dzień Zwycięstwa. Nie sposób było jednak ukryć, że dyktator nie czuje się najlepiej. Wskazywały na to wyraz jego twarzy, bandaż na ręce i trudności, jakie miał z pokonaniem krótkiego dystansu. Po przerwie w publicznych aktywnościach Puł Pierwogo opublikował też zdjęcie przywódcy, na którym także ma zabandażowaną rękę, ale inną niż w Moskwie. To wzmogło sugestie, iż polityk choruje i musi przyjmować kroplówki, a opatrunki służą ukryciu miejsc po wenflonach.