"Nagrania których autentyczność została zweryfikowana przez The New York Times, oferują rzadkie spojrzenie na jeden z wielu makabrycznych momentów wojny. Jednocześnie nie wskazuje jak i dlaczego zginęli rosyjscy żołnierze. To tajemnica, która została wykorzystana przez obie strony w internetowej bitwie o serca i umysły" - czytamy w "The New York Times". Amerykańscy dziennikarze przeanalizowali pojawiające się w sieci nagrania z odbicia Makiejewki przez Ukraińców. Na jednym z nich widać ukraińskich wojskowych, którzy zbliżają się do rosyjskich pozycji. Żołnierzom udaje się ostatecznie otoczyć wroga i zmusić go do kapitulacji. Rosjanie jeden po drugim wychodzą z niewielkiego budynku i kładą się na ziemi, tuż przy sobie. Pod koniec materiału jeden z "poddających się" wojskowych otwiera ogień do Ukraińców, a nagranie urywa się. Na kolejnym opublikowanym materiale, tym razem z drona, widać, że Rosjanie zostali zabici. Większość ciał leży w dokładnie tych samych pozycjach, w których rzekomo się "poddawali". Zastrzelony został też mężczyzna, który otworzył ogień. Ze względu na drastyczność drugiego nagrania nie zdecydowaliśmy się na jego publikację. Według dziennikarzy zginęło co najmniej 11 wojskowych. Rzecznik praw człowieka: Odpowiadanie ogniem nie jest zbrodnią Filmy, które pojawiły się w sieci zostały wykorzystane przez obie strony konfliktu. Początkowo proukraińskie profile w mediach społecznościowych pokazywały materiały na dowód sprawnego działania armii. Gdy Kreml oskarżył Kijów o dokonanie zbrodni wojennej, ukraińskie władze wskazały, że żołnierze działali w samoobronie. Zbrodnią wojenną określili natomiast "podstępną kapitulację", której dopuścił się co najmniej jeden wojskowy z rosyjskiego oddziału. "W takich przypadkach, osoby z rosyjskiego personelu rosyjskiego nie będą uważane za jeńców wojennych, tylko za aktywnie walczących i dopuszczających się zdrady. Odpowiadanie ogniem nie jest zbrodnią wojenną, wręcz przeciwnie. Ci którzy chcą skorzystać z ochrony prawa międzynarodowego w celu dokonania zabójstwa, muszą zostać ukarani" - napisał w mediach społecznościowych ukraiński rzecznik praw człowieka Dmytro Łubinec. Wicepremier Ukrainy Olga Stefaniszyna cytowana przez agencję AP zapowiedziała zbadanie sprawy. Podkreśliła jednak, że "jest mało prawdopodobne", by dochodzenie potwierdziło oskarżenia Rosjan. Sprawę zastrzelenia żołnierzy monitoruje również Organizacja Narodów Zjednoczonych. Rzeczniczka Biura Praw Człowieka ONZ Marta Hurtado potwierdziła, że przedstawiciele organizacji "są w pełni świadomi istnienia tych nagrań". - Zarzuty doraźnych egzekucji ludności powinny być zbadane możliwie szybko, a wszyscy sprawcy zbrodni powinni być pociągnięci do odpowiedzialności - zapewniła w rozmowie z Reutersem. "Gdyby nie zaczął strzelać, to wszyscy by przeżyli" Ekspert do spraw zbrodni wojennych na uniwersytecie w Utrechcie Iva Vukusic wskazał na dwa możliwe scenariusze, według których mogła rozegrać się konfrontacja. Kluczowym czynnikiem, którego w tym momencie nikt nie jest w stanie ustalić, jest szybkość działania ukraińskich wojsk. - Zastrzelenie Rosjan mogło być efektem wystrzelenia kilku serii z karabinów, po tym, jak "poddający się" zaczął strzelać. Jeżeli jednak pojmanych zastrzelono po zneutralizowaniu bezpośredniego zagrożenia, jako akt zemsty, wtedy możemy mówić o zbrodni wojennej - wskazał, cytowany przez "NYT". Jednocześnie Vukusic dodał, że zbrodnią wojenną, zgodnie z konwencjami genewskimi, jest udawanie kapitulacji. - Bardzo możliwe, że gdyby ten facet nie zaczął strzelać, to wszyscy zostaliby pojmani i przeżyliby - podsumował. Więcej o inwazji w raporcie Wojna na Ukrainie.