To, co amerykański prezydent powiedział teraz o ewentualnych negocjacjach z Putinem, jest z dwóch powodów godne odnotowania. Biden nigdy wcześniej nie okazywał takiej otwartości dla negocjacji o Ukrainie. Zwraca uwagę także to, że w przypadku rozmów zapowiedział konsultacje tylko z sojusznikami z NATO. Rządu Ukrainy nie wymienił" - pisze Nikolas Busse w komentarzu "Sygnał Bidena w kierunku Putina" opublikowanym w sobotnim wydaniu "Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ). Zdaniem komentatora, ze słów Bidena nie można jeszcze wysnuć wniosku, że prezydent USA zmienia politykę wobec Ukrainy. Podczas konferencji prasowej z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, Biden potwierdził swoje poparcie dla Ukrainy. Ale jego wypowiedź, nie pierwszy w ostatnim czasie tego rodzaju sygnał, świadczy o tym, że Biały Dom nie chce wykluczać rozwiązania konfliktu na drodze negocjacji. "Putin, który zawsze był taktykiem, szybko zrozumiał, jaka szansa być może się przed nim otwiera. Od razu zgłosił swoje warunki podjęcia rozmów: uznanie rosyjskich zdobyczy w Ukrainie" - czytamy w "FAZ". Zmiana sytuacji na korzyść Rosji Zdaniem Bussego zgoda Bidena na taki "deal" jest nieprawdopodobna, szczególnie obecnie. Zachód zbyt jednoznacznie potępił rosyjski zabór ziemi. Jednak już fakt, że Biden występuje z ofertą bilateralnych rozmów zmienia konflikt na korzyść Rosji - ocenia komentator przypominając, że Putin od zawsze chciał rozwiązać kwestię Ukrainy między Rosją a Ameryką, bez udziału Ukrainy, który uważał za "obiekt, którego interesów nie trzeba brać poważnie". "Wpływy Europejczyków są znikome" - ocenia Busse. Macron podtrzymał dawne europejskie stanowisko, zgodnie z którym to Ukraina musi rozstrzygnąć, kiedy nadejdzie czas na rokowania. Jednak Macron też chce nadal rozmawiać z Putinem, podobnie jak kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który w piątek przeprowadził rozmowę telefoniczną z prezydentem Rosji. "Obalenie Putina, zapowiedziane publicznie przez Bidena, do czego miały przyczynić się zachodnie sankcje, przestało być widocznie zachodnim celem" - konstatuje w konkluzji Busse. Jacek Lepiarz, Redakcja Polska Deutsche Welle