Zdaniem byłego niemieckiego wojskowego kanclerz spokojnie mógł podejmować decyzje dotyczące wsparcia dla Ukrainy, zachowując swoje żelazne zasady, czyli: Niemcy nie są stroną tej wojny i nie działają na własną rękę. Gdyby Niemcy podejmowali swoje decyzje szybciej, dziś ukraińscy żołnierze byliby wyszkoleni, sprzęt przygotowany i wysłany. Wittmann dodaje stanowczo: "Straciliśmy sporo czasu, a Rosjanie to wykorzystali i mogli się lepiej przygotować do spodziewanej dużej wiosennej ofensywy". Niemiecki generał: O nazwisku poprzedniej minister wolałbym zapomnieć Generał Wittmann zwraca jednak uwagę na to, że pozycja niemieckiego rządu powoli ulega zmianie na lepsze, a przyczynił się do tego nowy minister obrony narodowej Boris Pistorius. - I całe szczęście - dodaje - bo o nazwisku poprzedniej minister wolałbym zapomnieć. Pisotrius - zdaniem generała - potrafi myśleć jak wojskowy i włączyć "turbo przyśpieszenie", jeżeli chodzi o podejmowane decyzje. Przed nowym szefem resortu stoi jednak wiele wyzwań. - Musi on wykazać się empatią i zaufaniem, jeżeli chodzi o Bundeswehrę, a nie wykorzystywać wizyty w koszarach i jednostkach wojskowych dla własnego wizerunku. Musi również szybko nawiązać na arenie międzynarodowej kontakty, które uczynią go rozpoznawalnym - dodaje dr Wittmann. Dostawy broń przyłączeniem do wojny? "Kompletna bzdura" Niemiecki generał twierdzi, że powodem opóźniających się decyzji kanclerza była z jednej strony postawa Stanów Zjednoczonych, z drugiej wewnętrzna dyskusja o wojnie na Ukrainie. Rząd w Berlinie aktywnie nie chciał podejmować żadnych decyzji do czasu, kiedy podobnych decyzji nie podejmowali Amerykanie. Równocześnie w Niemczech trwała dyskusja na temat tego, czy dostawy broni i sprzętu nie są zwyczajnym przyłączeniem się do wojny. Takie argumenty wysuwali przede wszystkim w Niemczech prawicowi i lewicowi populiści z AfD i postkomunistycznej partii die Linke. To kompletna bzdura - zdaniem generała Witmanna, bo definicja udziału w wojnie jest jasna. Do wojny przystępuje się, gdy wysyła się formalnie wojsko, a tego Niemcy i NATO nie zrobią. Dr Klaus Wittmann przyznaje Polsat News i Interii, że Ukraińcy potrzebują myśliwców i łodzi podwodnych i takie wsparcie ze strony zachodu powinni otrzymać, bo Putina odstraszy nie jakość, ale ilość sprzętu. Przyznaje jednak, że czas otwarcia dyskusji na ten temat, zapoczątkowanej przez byłego ambasadora Ukrainy w Niemczech Andrija Melnyka, był nieszczęśliwy. Jego zdaniem z psychologicznego puntu widzenia takie żądania nie powinny padać, w momencie, gdy Berlin daje zielone światło na Leopardy. Niemiecki generał: Co za problem przemalować samoloty? Generała poprosiliśmy również o ocenę samej dyskusji na temat dostaw sprzętu i broni Ukrainie. - Publicznie jest ona nie do uniknięcia, bo transparentność jest w tym przypadku konieczna - twierdzi wojskowy. Dodaje jednak, że "europejscy przywódcy i amerykański prezydent mogli to wszystko rozegrać inaczej". - Każda publiczna debata sprzyja Putinowi, a im dłużej ona trwa, tym lepiej dla Kremla - komentuje. Dr Wittmann przyznaje, że częściowo takie rozmowy i operacje mogły przebiegać inaczej i skłania się do tezy, że bez większej dyskusji i logistycznych pomysłów można było pod osłoną nocy wysłać polskie MIG-i 29, aby powiększyć siły powietrzne Ukrainy. - Co za problem przemalować samoloty, które zostałyby odebrane przez ukraińskich pilotów - pyta retorycznie Wittmann. Zdaniem niemieckiego generała wyzwaniem dla Zachodu w wojnie z Ukrainą jest obecnie maksymalne wsparcie Ukrainy i osłabienie Rosji i Putina do tego stopnia, by Kreml nie był w stanie i nie chciał prowadzić tej i kolejnych wojen. Z Berlina Tomasz Lejman