Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze: "Zełeński najwyraźniej jeszcze nie stracił nadziei, że Berlin może dostarczyć coś skuteczniejszego do zwalczania czołgów niż solidarnościowe pustosłowie. Nigdy wcześniej żaden gość nie wygarnął Bundestagowi, że 'Nigdy więcej!' było 'po prostu nic nie warte'. Że Nord Stream 2 to nie jest projekt gospodarczy, ale broń i 'cement muru', który z pomocą Niemiec jest wznoszony w Europie. Te słowa w uszach kanclerza Scholza i wielu innych słuchaczy na sali albo na emeryturze musiały brzmieć jak salwy artyleryjskie" - czytamy. "Parlament się skompromitował" Komentator "Sueddeutsche Zeitung" analizuje: "Dlaczego 'Nigdy więcej Auschwitz!' usprawiedliwiało niemiecki wysiłek wojenny w 1999 r., a nie czyni tego w 2022 r., gdy - jak mówi Zełeński - Rosja próbuje unicestwić cały naród? Czy robimy wystarczająco dużo, czy tylko to, co wydaje się dopuszczalne? Cóż warte są dla nas pokój i wolność, którymi nie moglibyśmy się cieszyć, gdyby nie interwencja innych?" - pyta "SZ". "Są to pytania w szczególny sposób skierowane do Niemiec, do obywateli i polityków. Zwłaszcza po wystąpieniu Zełeńskiego debata na ten temat byłaby debatą nad prawdziwym rachunkiem sumienia; w przeciwieństwie do debaty na temat obowiązkowych szczepień, której parlament poświęcił się z zapałem i w ten sposób ostatecznie się skompromitował" - ocenia dziennik. "Hańba dla parlamentu" Podobnie krytycznie brak debaty na temat przemówienia Zełeńskiego widzi komentator "Die Welt": "Miną lata, zanim przetrawimy historyczne fiasko polityki rosyjskiej uprawianej przez całe pokolenie polityków. Ale mogło się to zacząć właśnie tego dnia. Zamiast tego parlament odmówił odpowiedzi. Większość koalicji rządzącej użyła w tym celu sztuczki proceduralnej. Przeprowadzili dyskusję na temat Ukrainy wczoraj, aby nie musieć debatować w czwartek, gdy świat będzie patrzył na to, co się dzieje. Zełeński zwrócił się bezpośrednio do Olafa Scholza. Dlaczego nie wstał i nie wyjaśnił swojego dylematu: chęci zrobienia wszystkiego, by wesprzeć bojowników o wolność, a jednocześnie pragnienia, by za wszelką cenę uniknąć niebezpieczeństwa trzeciej wojny światowej? Dlaczego Robert Habeck (minister gospodarki - red.) nie mówił o jego dylemacie: że musi nadal przekazywać codziennie miliony dla watażki, ponieważ obawia się, że obywatele Niemiec mogą zostać narażeni na skutki załamania wzrostu gospodarczego i świadczeń socjalnych, jeśli wstrzyma import gazu? Każde przyznanie się do bezsilności i bezradności byłoby lepsze niż niewiarygodnie żenująca debata na temat punktów porządku obrad, która nastąpiła później. (...) To hańba dla parlamentu". "Czarna godzina niemieckiego parlamentaryzmu" "Frankfurter Rundschau" ocenia: "Wołodymyr Zełeński jest wspaniałym mówcą. Otrzymał rzęsiste oklaski, gdy powiedział, że życzy sobie, by Niemcy nie musieli się później wstydzić swojej historycznej odpowiedzialności w obliczu wojny Putina. Ale potem nastąpiła czarna godzina niemieckiego parlamentaryzmu. Parlamentarny klub CDU/CSU uderzył w niewłaściwy ton, kanclerz milczał, a kluby rządzącej koalicji wplątały się w niegodną debatę na temat porządku obrad" - punktuje gazeta. "Gdyby Zełeński nie użył słowa 'wstydzić się' w kontekście polityki światowej, to wobec zachowania się parlamentu pozostaje użyć tylko słowa 'wstyd' w jego podwórkowym znaczeniu. Olaf Scholz pozwolił, aby ten moment przeszedł bez echa. Jak mógł milczeć po takim wystąpieniu? Jak mógł pozostawić te poruszające słowa bez komentarza? Gdybyś przemówił, Olafie Scholzu, pomyślałbym, że naprawdę jesteś kanclerzem" - krytykuje publicysta "FR". Redakcja Polska Deutsche Welle