I znowu to samo - niezdolność niemieckiego rządu, a zwłaszcza niemieckich socjaldemokratów, z których wywodzi się kanclerz, do wrażliwego traktowania interesów krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Polska miała otrzymać od partnera w NATO, Niemiec, rekompensatę za 200 czołgów radzieckiej konstrukcji dostarczonych Ukrainie w ramach tzw. wymiany wiązanej (Ringtausch). Ale zakulisowe rozmowy najwyraźniej zakończyły się fiaskiem. Wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk upublicznił to w weekend w magazynie "Der Spiegel". Wcześniej niemieckie Ministerstwo Obrony musiało już przyznać we "Frankfurter Allgemeine Zeitung", że wciąż nie ma porozumienia w tej samej sprawie z innymi krajami, takimi jak Czechy i Słowacja. I to ponad trzy miesiące po tym, jak minister obrony Niemiec Christine Lambrecht i kanclerz Olaf Scholz szumnie zapowiedzieli tę transakcję. Ze względu na tajemnicę minie trochę czasu, zanim wszystkie szczegóły tego fiaska wyjdą na jaw. "Druzgocąca porażka polityki socjademokratów wobec Rosji" Sam sposób upublicznienia tej kwestii przez Warszawę daje polityczną wskazówkę, co tu jest nie tak: Jest to dość oczywista, głęboko zakorzeniona niezdolność, zwłaszcza SPD, do przyjęcia perspektywy partnerów z UE i NATO na wschód od Odry oraz do działania z odpowiednią wrażliwością. I to pomimo druzgocącej porażki polityki wobec Rosji uprawianej od dziesięcioleci przez socjaldemokratów, a przede wszystkim - polityki energetycznej prowadzonej nie tylko przez wieloletnią chrześcijańsko-demokratyczną kanclerz Angelę Merkel. Niemcy nadal marnują swoją reputację w Europie Środkowo-Wschodniej. I robią to w jednym z historycznie najbardziej wrażliwych punktów w swoich relacjach ze wschodnimi sąsiadami. Bo zgodnie z art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych demokratycznie wybrany rząd w Kijowie ma prawo bronić się środkami wojskowymi przed atakiem Rosji. Co więcej, państwa bałtyckie - przede wszystkim Litwa - ale także Polska, Czechy i Słowacja interpretują prawo do samoobrony jeszcze szerzej, na podstawie swoich doświadczeń historycznych: kto nie pomoże zaatakowanemu, jest winny nieudzielenia pomocy, nawet będąc krajem miłującym pokój. Dlatego Polska jak najszybciej wysłała do Ukrainy 200 czołgów radzieckiej produkcji. Tymczasem Niemcy zamiast działać, wahają się. Z kręgów wojskowych dochodzą głosy, że Ukraińcy nie potrafią obsługiwać zachodnich systemów uzbrojenia, dlatego wspomniana wymiana wiązana byłaby najlepszym rozwiązaniem. Tymczasem armia ukraińska obecnie odnosi spore sukcesy z dostarczonym przez USA systemem artyleryjskim HIMARS i według własnych informacji w ostatnich tygodniach zdołała zniszczyć 50 składów amunicji wroga na okupowanym przez Rosję terytorium swojego kraju. "Polityka Scholza niszczy pozycję Niemiec w Europie" Na tym tle niechęć części niemieckiej socjaldemokracji do dostarczania zachodniej broni Ukrainie wydaje się wręcz absurdalna. Ukraina broni na swoim terytorium wolności Europy. Dlatego w interesie wszystkich, a przede wszystkim Niemiec, leży, aby agresywna Rosja nie wygrała tej wojny. Z perspektywy historycznej pierwszym pytaniem jest zawsze: kto zaczął? We wrześniu 1939 roku to Niemcy na rozkaz Hitlera najechali na Polskę. Rok wcześniej Rzesza Niemiecka wymusiła ponad głowami Czechów i Słowaków w Monachium aneksję Sudetów, a kilka miesięcy później zajęła pozostałe regiony kraju. Na tym tle społeczność światowa uzgodniła po II wojnie światowej artykuł 51 Karty Narodów Zjednoczonych. Dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które podczas II wojny światowej zostały rozdarte między hitlerowskie Niemcy a stalinowski Związek Radziecki, jest to zapewnienie na mocy prawa międzynarodowego, że mogą żyć w wolności i demokracji. Z tej właśnie perspektywy patrzy się w Europie Środkowo-Wschodniej na niemiecką powściągliwość. Polska zwróci się teraz do innych partnerów z NATO o wymianę swoich czołgów dostarczonych do Ukrainy. Efektem jest kolejna utrata zaufania do Berlina. Tą polityką Niemcy niszczą swoją pozycję w Europie. Frank Hofmann, korespondent Deutsche Welle w Ukrainie