Od 24 lutego trwa wojna w Ukrainie. Kilka dni po jej wybuchu strony rosyjska i ukraińska spotkały się na Białorusi, by rozpocząć negocjacje pokojowe. W tym samym czasie Rosjanie potężnie ostrzelali Charków, a Ukraina odebrała jasny sygnał - negocjacje będą się toczyć "po rosyjsku", czyli w nie do końca cywilizowany sposób, z dominującą roli Rosji. Od tego czasu obie strony, w różnych formatach, spotykają się dość regularnie. Efekty? Mizerne. Można natomiast dostrzec minimalną zmianę postawy z obu stron, które przejawia się w proponowaniu nowych rozwiązań. Jedni odbierają to jak kupowanie czasu, np. na przegrupowanie wojsk lub dostawy zaopatrzenia, a inni jako rzeczywisty sygnał do zbliżającego się porozumienia. Na brak przełomu zwracają uwagę analitycy m.in. z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Ośrodka Studiów Wschodnich. Jaki jest więc stan gry podczas kolejnej tury negocjacji, które rozpoczęły się 1 kwietnia? Nie należy spodziewać się przełomu. Dość powiedzieć, że strony spotkają się w formie zdalnej, a będzie to w zasadzie dokończenie ostatniej tury negocjacji w Stambule. Co wiemy po spotkaniu w Stambule? Rosjanie chcą neutralnego statusu Ukrainy, co wiązałoby się z rezygnacją z przynależności do sojuszy wojskowych. Rosja chce na mocy porozumienia zakazać Ukrainie rozmieszczenia obcych baz wojskowych i organizacji ćwiczeń z udziałem państw NATO. Niezmiennie pojawia się postulat tzw. demilitaryzacji i zapewnienia swobody dla języka rosyjskiego. Jednocześnie Rosjanie nie sprzeciwiają się członkostwu Ukrainy w Unii Europejskiej. Zaznaczają natomiast, że wszystkie decyzje nie obejmują Krymu, Donbasu i Ługańska, których status uważają za niepodlegający dyskusji. Ukraińcy chcą, by część porozumienia stanowił nowy traktat międzynarodowy, dający Ukrainie gwarancję bezpieczeństwa, działający na wzór art. 5 NATO. Chce, by traktat podpisało kilkanaście państw, a wśród nich są m.in. Rosja, USA, ale także Polska, Niemcy, Włochy, Kanada, Turcja i Izrael. Jakub Kumoch z Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy potwierdził doniesienia, że Polska ma się znaleźć wśród ukraińskich gwarantów bezpieczeństwa. Ukraina chce też zorganizować referendum, ale tylko w momencie, kiedy wojska rosyjskie cofną się na pozycje sprzed agresji. To jeden z najważniejszych elementów negocjacyjnych Ukrainy, którego Rosja zaakceptować nie chce. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zapowiedział, naciskany również przez wewnętrzne siły, że Kijów nie zaakceptuje kompromisów dotyczących suwerenności i integralności terytorialnej, a dla jego państwa najważniejsze jest uzyskanie wielostronnych gwarancji bezpieczeństwa. Negocjatorzy Zełenskiego nie mają wielkiego pola do manewru, jeśli chodzi o negocjacyjne ustępstwa, bo wojsko ma wysokie morale, a społeczeństwo znajduje się w bojowym nastroju - to efekt sukcesów na polu bitwy i sprawnej komunikacji. Rosyjska gra na czas Rosjanie natomiast do negocjacji podchodzą ze spokojem. Nieustannie prowadzą działania militarne, choć przegrupowują swoje siły z północy i centralnej części kraju na południowy wschód. Zachodnie służby wywiadowcze potwierdzają, że ten moment jest wykorzystywany do uzupełnienia zaopatrzenia i rotacji wojsk. Rosja kupuje więc sobie czas, którego potrzebuje, bo sytuacja na froncie od początku agresji nie układa się po jej myśli. Co ważne, a co wybrzmiewa też w słowach ukraińskich dyplomatów, Ukraina nie ma elementarnego zaufania do Rosji. Obawia się, że Rosjanie tak będą chcieli rozszerzyć elementy negocjacyjne, by zapewnić sobie polityczny wpływ na dalsze losy Ukrainy. Erdogan w roli mediatora Jedno wydaje się nieuniknione - jeśli w ogóle dojdzie do porozumienia pokojowego, to jego architektami najpewniej będą Wołodymyr Zełenski i Władimir Putin. Na obecnym etapie, co podkreślają eksperci i negocjatorzy, porozumienie jest niemożliwe. Dlatego też w kluczową rolę wchodzi prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, który chce zorganizować bezpośrednie rozmowy Zełenskiego i Putina. Turcja od jakiegoś czasu prowadzi aktywną politykę w tej kwestii, bo zależy jej na dobrych relacjach zarówno z Rosją, jak i Ukrainą. Rosjanie podkreślają natomiast, że do takiego spotkania może dojść dopiero w momencie podpisywania porozumienia pokojowego. Ukraińcy liczą na Erdogana. A jego rola jest o tyle ciekawa, że on sam pozycjonuje się jako mediator tego konfliktu. Sam prezydent Turcji, który pośrednio rozmawia z dwiema stronami, mówił o warunkach, na jakie Rosja może przystać. To m.in. bezproblemowe ubieganie się o członkostwo Ukrainy w UE. - Właśnie dzięki temu, że się zaangażował, udało się przenieść negocjacje z Białorusi do Turcji. Stworzyć właściwą atmosferę. W związku z tymi sukcesami dyplomacji tureckiej, pewnie jeszcze uda mu się zorganizować spotkanie Zełenskiego i Putina. Będziemy za to wdzięczni - mówił Dmytro Kułeba, szef ukraińskiego MSZ. Nieuchronne spotkanie Zełenski-Putin - Mój prezydent jest gotowy do spotkania z prezydentem Putinem. Rozumiemy, że to Putin jest jedynym człowiekiem, który podejmuje decyzje w Rosji. Nie rozwiążemy najważniejszych kwestii bez rozmowy z Putinem. Nie ulega jednak wątpliwości, że prezydent Zełenski będzie podczas nich chronił każdego centymetra naszego kraju. Jesteśmy gotowi do dyplomatycznego zakończenia tej wojny - podkreślał w Polsat News. Kułeba w licznych wywiadach podkreślał, że jego kraj jest gotów rozważyć tzw. neutralność Ukrainy w zamian za szerokie gwarancje bezpieczeństwa. Jak podkreśla, lista krajów dających takie gwarancje musi być dostatecznie długa i poważna, by zaakceptować takie rozwiązanie. Plan gry jest więc taki - jeśli sytuacja się wykrystalizuje, Kułeba jest gotów spotkać się ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem. Dopiero w kolejnym kroku Zełenski może spotkać się z Putinem. Porozumienie pokojowe wydaje się więc na dziś melodią odległej przyszłości. Łukasz Szpyrka