Gdy Igor Zabotin chciał przekroczyć granicę w obwodzie czerniowieckim, został mu zabrany paszport. Ukraińscy pogranicznicy umieścili tam pieczęć, na której widniał napis: "rosyjski okręcie wojenny, pie*** się" - pisze "Focus". Rosjanin od siedmiu lat mieszka w Kijowie, teraz próbował dostać się do Rumunii, ale został zatrzymany na granicy. Noc musiał spędzić przy strefie wolnocłowej między dwoma krajami. Jak w filmie "Terminal" Całą sytuację na swoim profilu na Facebooku Zabotin opisał w ten sposób: "Widzieliście film "Terminal"? To ja dziś wieczorem. Będę spał w wąskiej przestrzeni między Ukrainą a Rumunią. Pierwszy kraj opuściłem cały i zdrowy. Do drugiego nie wpuścili mnie, mimo wszystkich oficjalnych oświadczeń, że obywatele krajów trzecich, którzy mają pozwolenie na pobyt w Ukrainie i którzy tam wcześniej przebywali, będą przepuszczani w czasie wojny" - powiedział mieszkaniec Kijowa. Jak się okazało, potem w paszporcie wyjazd "anulowano". Przez godzinę policyjną nie pozwolono mu też wrócić do Ukrainy Rosjaninowi nie pozwolono także wrócić do Ukrainy, bo w tamtym czasie zaczęła się już godzina policyjna. Jak zaznaczył mężczyzna we wpisie na Facebooku, z Kijowa jechał dwa dni, pokonał w tym czasie 550 km drogą z blokadami i kontrolami. O godzinie 22 zastała go godzina policyjna. Miał prosić o wodę osoby przekraczające granicę pieszo, ale było to dosłownie kilka osób, i nikt jej nie miał. Punkty kontrolne zostały na noc zamknięte.