Według anonimowych informatorów m.in. z Departamentu Obrony USA bardziej prawdopodobne jest użycie przez Rosję przeciwko Ukrainie broni chemicznej, niż sięgnięcie po broń atomową. W związku z tym Amerykanie mają naciskać na swoich sojuszników, żeby przygotowali się na taki scenariusz i inwestowali w systemy wykrywania, które pozwolą rozpoznać użyte substancje. "Ta ocena popycha administrację Bidena do poprawy wykrywania i przygotowania na potencjalny atak chemiczny. Jesienią tego roku Pentagon wysłał zespoły do krajów Europy Wschodniej, aby odświeżyć ich siły zbrojne w zakresie procedur na wypadek zagrożenia chemicznego lub biologicznego" - podaje "Politico". Zima spowolni działania militarne Pentagon ma zakładać, że w okresie zimowym działania militarne z obu stron mocno zwolnią, co może oddalić widmo użycia broni masowego rażenia przez Kreml. Takie rozwiązanie miałoby zostać zastosowane w przypadku kolejnych strat terytorialnych, albo załamania się rosyjskiej armii. "Stany Zjednoczone nie mają żadnych danych wywiadowczych, które sugerowałyby, że taki atak na Ukrainie jest nieuchronny" - czytamy. Rosjanie może użyć Nowiczoka Niektórzy wysocy urzędnicy mieli ocenić, że Kreml mógłby posunąć się do użycia m.in. nowiczoka, substancji którą otruto opozycjonistę Aleksieja Nawalnego czy agenta Siergieja Skripala. Obaj przeżyli. Zamach na Nawalnego zorganizowano w 2020 roku. Trafił wtedy do szpitala w Niemczech, gdzie miano potwierdzić, że został otruty tą właśnie substancją. Skripal i jego córka zostali zaatakowani dwa lata wcześniej w Wielkiej Brytanii. Zwraca się uwagę, że w październiku rosyjska propaganda przekonywała, iż Ukraina przygotowuje operację "fałszywej flagi", w której miałaby użyć "brudnej bomby" na własnym terytorium. Zachód odebrał tę narrację, jako fałszywe oskarżenia ze strony Moskwy, która miała w ten sposób eskalować konflikt. Pojawiały się obawy, że to sam Kreml planuje użyć takiej broni, a odpowiedzialnością obarczyć Kijów.