Według źródeł dziennikarzy "The Washington Post" amerykańskie władze i służby wywiadowcze miały wiedzieć o "ukraińskich planach ataku na gazociągi" trzy miesiące przed eksplozjami na Morzu Bałtyckim. Do akcji sabotażystów doszło we wrześniu 2022 r. Zeszłotygodniowe doniesienia "The Washington Post" potwierdziło śledztwo holenderskiego nadawcy publicznego NOS oraz niemieckiego tygodnika "Die Zeit" i nadawcy ARD. Z materiałów wynika, że Stany Zjednoczone wiedziały o planach ataku od holenderskiego wywiadu. "Wall Street Journal" twierdzi z kolei, że USA miały apelować do władz Ukrainy, by nie kontynuowały działań w tym kierunku. Media twierdzą, że Kijów miał "zrezygnować ze swoich zamiarów", ale do ataków "i tak doszło". Miedwiediew reaguje. "Nie mamy żadnych ograniczeń" Doniesienia mediów do szerzenia propagandy wykorzystał Dmitrij Miedwiediew, wiceprzewodniczący rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa. Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę, były prezydent i premier rozpowszechnia dezinformacyjne treści. Groził m.in. falą rewolucji w Europie, rozbiorami Ukrainy i katastrofą nuklearną. W swoim najnowszym wpisie w serwisie Telegram Miedwiediew zaproponował m.in. ustanowienie strefy zdemilitaryzowanej "wzdłuż granic Lwowa", by ograniczyć rzekome ukraińskie ostrzały bronią dalekiego zasięgu. Doniesienia zachodnich mediów w sprawie gazociągów Nord Stream uznał za "współudział Zachodu" w eksplozjach. "Nie mamy już żadnych, nawet moralnych ograniczeń, aby powstrzymać się od niszczenia łączności kablowej naszych wrogów, położonej wzdłuż dna oceanu" - podsumował. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w zeszłym tygodniu stanowczo zdementował, że to Kijów stoi za zamachami i podkreślił, że "nigdy by czegoś takiego nie zrobił". Zażądał także potwierdzenia tez głoszonych przez media, mówiąc, że "jeśli to ukraińskie wojsko, pokażcie dowody". Z kolei doradca prezydenta Zełenskiego Mychajło Podolak nazwał najnowsze ustalenia mediów "zabawną teorią spiskową".