Filmy z ataków na rosyjskie czołgi lub pozycje są codziennie publikowane w mediach społecznościowych. Artyści tworzą patriotyczne plakaty, bilbordy i koszulki. Poczta wydała nawet znaczki upamiętniające zatopienie rosyjskiego okrętu wojennego "Moskwa" na Morzu Czarnym. Siły ukraińskie zdołały udaremnić rosyjskie starania o zdobycie Kijowa i Charkowa oraz odniosły zwycięstwa na polach bitew na wschodzie. Doświadczenia dowódcy kompanii ochotników w Donbasie Serhija Lapko pokazują jednak inny, bardziej realistyczny obraz konfliktu na Ukrainie - pisze "WP". Zabici, ranni i dezerterzy Ukraina, podobnie jak Rosja, podała skąpe informacje na temat zgonów żołnierzy czy strat sprzętu wojskowego. Jak donosi jednak amerykański dziennik, po trzech miesiącach wojny z kompanii ochotników w Donbasie, liczącej 120 osób, została tylko połowa. Liczba ta spadła nie tylko z powodu śmierci czy ran żołnierzy, ale też ich dezercji. Ochotnicy walczący w Ukrainie do 24 lutego byli cywilami i nie spodziewali się, że zostaną wysłani na jedną z najniebezpieczniejszych linii frontu we wschodniej Ukrainie. - Nasze dowództwo nie bierze odpowiedzialności - powiedział Lapko cytowany przez dziennik. - Przypisują sobie tylko nasze osiągnięcia. Nie dają nam wsparcia - dodał. M.in. Lapko i porucznik Witalij Khrus wycofali się w tym tygodniu z linii frontu. Wiedzieli, że mogą stanąć za to przed sądem wojskowym i grozi im więzienie. Rzecznik ukraińskiego wojska odmówił komentarza "ad hoc", mówiąc, że udzielenie odpowiedzi zajmie wiele dni. "Wojna niszczy ludzi" Szef regionalnej administracji wojennej w obwodzie ługańskim Serhiy Haidai powiedział z kolei, że "wojna niszczy ludzi". Przyznał też, że wielu ochotników nie zostało odpowiednio przeszkolonych, ponieważ władze ukraińskie nie spodziewały się inwazji Rosji. Powiedział jednak, że wszyscy żołnierze mają opiekę: "Mają dość środków medycznych i żywności. Jedynym problemem jest to, że są ludzie, którzy nie są gotowi do walki". Ale obawy Lapko i Khrusa zostały ostatnio powtórzone przez pluton 115. brygady 3. batalionu, stacjonującego w pobliżu w oblężonym mieście Siewierodonieck. W filmie przesłanym do Telegramu 24 maja i potwierdzonym jako autentyczny przez doradcę Haidaia ochotnicy powiedzieli, że nie będą już walczyć, ponieważ brakuje im odpowiedniej broni, wsparcia i przywództwa. - Jesteśmy wysłani na pewną śmierć - powiedział wolontariusz, czytając przygotowany tekst, dodając, że podobne wideo nakręcili członkowie 115. brygady 1. batalionu. Ukraińskie wojsko odrzuciło twierdzenia ochotników we własnym filmie opublikowanym w internecie, twierdząc, że "dezerterzy" mieli wszystko, czego potrzebowali do walki: "Myśleli, że przyjechali na wakacje", powiedział jeden z członków służby. "Dlatego opuścili swoje pozycje". Kilka godzin po tym, jak "Washington Post" przeprowadził wywiad z Lapko i Khrusem, członkowie ukraińskiej służby bezpieczeństwa wojskowego przybyli do ich hotelu i zatrzymali niektórych swoich ludzi, oskarżając ich o dezercję.