Amerykańska gazeta przeanalizowała dokumenty Kremla, w których opisano rozmowy tamtejszych urzędników z rosyjskimi strategami politycznymi na temat tego, jak zjednoczyć fragmenty partii Die Linke i skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD) wokół wspólnej, promoskiewskiej inicjatywy. Dokumenty zostały zdobyte przez nieujawnioną europejską agencję wywiadowczą. - Dokumenty pokazują, że urzędnicy Kremla wydali polecenia grupie strategów politycznych współpracujących z Kremlem, aby skupić się na Niemczech, jako bazie dla wysiłków mających na celu osłabienie poparcia w Europie dla Ukrainy i zmniejszenie poparcia dla dostaw tam broni - mówi DW Catherine Belton, jedna z autorek raportu. - Myślę, że Niemcy były postrzegane jako słabe, ale też jako najważniejsze ogniwo ze względu na ich rolę w wysyłaniu czołgów i broni do Ukrainy - wyjaśnia. Co mówią dokumenty? Według jednego z dokumentów z sierpnia 2022 roku, strategom politycznym przekazano, że ich głównym celem są Niemcy, gdzie mieli za zadanie zdyskredytować Unię Europejską, Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i NATO. Mieli również za zadanie przekonać Niemców, że ci są poszkodowani finansowo przez sankcje nałożone na Rosję. - Nie było tak mroźnej zimy, jak przewidywała Rosja (co zapobiegło drastycznym podwyżkom - red.), ale za to teraz stara się wykorzystać niezadowolenie z powodu rosnących cen - powiedziała DW Belton. Dokumenty wskazują również, że stratedzy zajmowali się gromadzeniem informacji o planowanych "marszach pokojowych" w całych Niemczech. Protesty były organizowane przez skrajnie lewicowe i skrajnie prawicowe ugrupowania, a także przez ruch Reichsbuerger, który był niedawno zamieszany w nieudany spisek, mający na celu obalenie niemieckiego rządu. Według raportu to rosyjscy stratedzy wymyślili hasła takie jak "kupujcie gaz, nie wojnę", czy "Ukraina chce wojny, Niemcy chcą pokoju", które pojawiały się na promoskiewskich protestach i były udostępniane w sieci w koordynacji z farmami trolli. W innym dokumencie nakreślono cel zwiększenia w ciągu trzech miesięcy o 10 procent odsetka Niemców popierających poprawę stosunków z Rosją. Partie negują rosyjską ingerencję Dokumenty wskazują podobno na próbę zdobycia przez Rosję wpływów w partii "Die Linke" i partii "Alternatywa dla Niemiec" (AfD), w celu pomocy tej ostatniej w wygraniu wyborów, jako partii "niemieckiej jedności". Obie te partie podważają teraz prawdziwość raportu "The Washington Post". Rosyjscy urzędnicy byli podobno szczególnie zainteresowani Sahrą Wagenknecht, posłanką do Bundestagu i byłą liderką "Die Linke", która - według niektórych sondaży - nadal cieszy się popularnością. Wagenknecht zwróciła się z populistyczną propozycją do prawego skrzydła niemieckiego elektoratu i poprowadziła kilka promoskiewskich, antywojennych protestów, w których uczestniczyli członkowie obu partii. Odrzuciła jednak możliwość oficjalnego sojuszu z AfD. - (Wagenknecht - red.) potępiła rozlew krwi, ale ani razu tak naprawdę nie mówiła o samej inwazji Rosji na Ukrainę, czyli o tym, co zapoczątkowało całą wojnę - powiedziała DW Belton. - Mówiła też bardzo emocjonalnie o ogromnym strachu przed ponownym uwikłaniem w Wielką Wojnę i grała na niemieckich obawach sięgających czasów Zimnej Wojny o zaangażowanie w nuklearny impas - podkreśla. - Wagenknecht jest silna retorycznie i pozycjonuje się bardzo mocno po stronie prorosyjskiej. Sama Sahra Wagenknecht powiedziała "The Washington Post", że wszelkie sugestie, że otrzymywała zalecenia od rosyjskich urzędników na temat stworzenia sojuszu ze skrajną prawicą, są "absurdalne" oraz że "nigdy nie była w kontakcie z nikim z aparatu państwowego Rosji". Również lider AfD, Tino Chrupalla, zaprzeczył istnieniu takiego planu i powiedział, że artykuł jest "napastliwą bajką, która służy zdyskredytowaniu ruchu pokojowego." Zac Crellin/Polska redakcja Deutsche Welle