Jak przekonują dziennikarze, najważniejsi politycy w Moskwie podjęli działania, które miały powstrzymać Jewgienija Prigożyna. Problem stanowiły jednak warunki stawiane przez oligarchę. "Dowództwo wojskowe, pracownicy administracji prezydenta, kierownictwo Gwardii Narodowej i bliscy mu urzędnicy próbowali się z nim porozumieć. Ale jego działania były takie, że nie bardzo wiadomo, o czym w ogóle rozmawiać" - napisano. "Żądania były również niejasne i dziwne. Usunąć Szojgu, nie mieszać się w sprawy Wagnera, zwiększyć finansowanie. Ale po takich akcjach nie było miejsca dla Prigożyna w systemie. W każdym razie straciłby coś, nawet gdyby otrzymał gwarancje życia i zachowania biznesu w jakiejś formie" - dodano. Brak pokojowego rozwiązania, zdaniem informatorów, wywołał wściekłość Władimira Putina. Najpierw nakazał gubernatorom i politykom publicznie potępić działania szefa Grupy Wagnera, a następnie sam wygłosił przemówienie, w którym oskarżył Prigożyna o zdradę. Zatrzymanie marszu na Moskwę Jak przekonują rozmówcy Meduzy, "kucharz Putina" próbował skontaktować się bezpośrednio z prezydentem Rosji, ten jednak nie chciał z nim rozmawiać. Wtedy też Prigożyn zdał sobie sprawę, że "przekroczył miarę". W miarę zbliżania się do Moskwy przedstawiciele Kremla podjęli kolejne rozmowy z grupą Wagnera. W skład grupy negocjacyjnej wchodzili prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Nikołaj Patruszew i ambasador Rosji na Białorusi Borys Gryzłow. Zobacz też: Pucz Jewgienija Prigożyna. Ekspert: Zalążek wojny domowej w Rosji "Prigożyn potrzebował godnego powiernika, aby wyjść z gry z zachowaniem twarzy. Tak zachował się Łukaszenka. Uwielbia PR i rozumie korzyści, dlatego się zgodził" - czytamy. Zdaniem źródeł bliskich Kremlowi próba puczu nie spowoduje zmian personalnych w kierownictwie MON. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!