"Gotowość córki Putina i jej świty do podróży budzi spore wątpliwości natury dyplomatycznej i bezpieczeństwa. Mimo wszelkich międzynarodowych zwyczajów Rosjanie nie uznali za konieczne poinformowanie rządu niemieckiego o wycieczkach Tichonowej i jej ochroniarzy. Nie tylko należy to uznać za akt nieprzyjazny, ale także uzmysławia, w jak niewielkim stopniu Kreml brał pod uwagę interesy kontroli i bezpieczeństwa Niemiec" - pisze "Der Spiegel". Celem podróży Kateriny Tichonowej było najczęściej Monachium. To w stolicy Bawarii mieszkał partner córki Putina, Igor Zełenski, do niedawna szef monachijskiego baletu. Para, według informacji mediów, wychowuje czteroletnią córkę. Zełenski ustąpił ze stanowiska w kwietniu br., podając jako przyczynę "względy prywatne". Wcześniej środowisko kulturalne dyskutowało, czy zdystansuje się on wobec rosyjskiej napaści na Ukrainę. Podróże córki Putina. "Niemieckie służby nic nie wiedziały" Jak pisze "Der Spiegel", "niepokojące jest to, że niemieckie służby wywiadowcze nie wiedziały praktycznie o żadnych podróżach świty Putina. Tygodnik cytuje Johna Siphera, byłego szefa ds. operacji rosyjskich w amerykańskiej agencji wywiadowczej CIA, który przyznaje, że nie jest zaskoczony tym faktem. "Wszystkie agencje wywiadowcze pracują na zlecenie swoich przywódców politycznych. Polityka rządu niemieckiego wobec Rosji zawsze była taka: 'Nie siejcie wzburzenia'. Nikt najwyraźniej nie chciał się temu bliżej przyjrzeć, bo to oznaczałoby niechcianą konfrontację z Moskwą. Dlaczego ktoś miałby wziąć córkę Putina pod lupę?" - stwierdza Sipher. "Der Spiegel" zauważa, że luka informacyjna służb wywiadowczych wpisuje się w ogólny obraz - przez wiele lat mało kto w Niemczech interesował się działalnością wpływowych Rosjan. "To, jakie nieruchomości kupowali lub z kim robili interesy, było uważane za sprawę prywatną. To pobłażliwe podejście teraz się mści. Trudno egzekwować sankcje wobec wspólników Putina. Ich sieci są trudne do spenetrowania przez władze" - czytamy. Organy bezpieczeństwa dowiedziały się o tym przypadkowo Tygodnik donosi również, że Tichonowa latała pod swoim własnym nazwiskiem, wyposażona w wizę unijną wydaną przez Włochy. Niemieckie organy bezpieczeństwa dowiedziały się o podróży Tichonowej przez przypadek. Jesienią 2019 roku, kiedy Tichonowa wraz z czterema ochroniarzami FSO miała przylecieć do Monachium, okazało się, że dokumenty podróży wykazywały rozbieżności. Jeden z ochroniarzy ubiegał się o unijną wizę turystyczną, mimo iż cel jego przyjazdu był służbowy. Inny ochroniarz posiadał dwa paszporty dyplomatyczne. Na obu nazwisko było identyczne, ale daty urodzenia różne. W ten sposób Niemcy zaczęli podejrzewać, że ochroniarz żongluje dwiema tożsamościami, żeby jednocześnie móc szpiegować. Operacja zwiadowcza w styczniu 2020 roku ujawniła tylko, że córka Putina była wożona po Bawarii limuzynami - informuje "Der Spiegel". Córka Putina latała nie tylko do Monachium Podróże córki Putina do Monachium zaczęły się prawdopodobnie w 2015 roku. Rok wcześniej jej partner, Igor Zełenski, został nowym szefem monachijskiego baletu. Oprócz lotów do stolicy Bawarii Tichonowa odbyła też ponad 300 podróży samolotem do różnych miejsc w Europie, m.in. Grenady, Mediolanu, Londynu czy austriackiego kurortu Kitzbuehel. Nie jest jasne, kto za te podróże płacił. Tylko same noclegi w latach 2018-2020 w Bawarii kosztowały ok. 50 tysięcy euro. Większość lotów Tichonowa odbyła rosyjskim Aeroflotem, a niektóre prywatnymi samolotami. Ani Kreml, ani Katerina Tichonowa i Igor Zełenski nie udzielili odpowiedzi na pytania "Spiegla" w sprawie podróży. Redakcja Polska Deutsche Welle