Jak pisze "The Washington Post", przedstawiciel władz w Kijowie chce zachować anonimowość, ponieważ nie został dopuszczony do publicznego wypowiadania się w sprawie. Mężczyzna nie ujawnił żadnych szczegółów dotyczących sposobu przeprowadzenia ataku. Dodał również, że w ataku nie użyto broni amerykańskiej. Nowofedoriwka leży ponad 200 km za obecną linią frontu, daleko poza zasięgiem dotychczas używanej przez Ukrainę broni, nie licząc pocisków przeciwokrętowych Harpoon i Neptun. Wybuch w rosyjskiej bazie w Nowofedoriwce może doprowadzić do eskalacji działań wojennych - zauważa autor artykułu. Ukraińskie siły powietrzne poinformowały, że dziewięć rosyjskich samolotów wojskowych uległo zniszczeniu. Lotnisko, w którym nastąpił wybuch, służyło do nalotów na Ukrainę. Kijów nie potwierdza Stolica Ukrainy nie potwierdza, ani nie zaprzecza wersji ukraińskiego urzędnika. We wtorkowym przemówieniu Wołodymir Zełenski skupił się na Krymie. - Krym jest ukraiński i nigdy go nie oddamy - powiedział Zełenski. "The Washington Post" zauważa, że ukraińscy komandosi są zaangażowani w kampanię infiltracji terytorium znajdującego się pod okupacją rosyjską. Rosja twierdzi, że wybuch spowodowany był eksplozją amunicji. Amerykański dziennik "New York Times" informował z kolei, z powołaniem na anonimowe źródło w ukraińskim wojsku, że za wybuchami stoją siły zbrojne Ukrainy, które do przeprowadzenia tej operacji użyły wyłącznie pocisków rodzimej produkcji. Te doniesienia również nie zostały oficjalnie potwierdzone ani przez Kijów, ani Moskwę.