Połowa maja. Władimir Putin przybywa do Pekinu. To jego pierwsza zagraniczna podróż po wygranych "wyborach" prezydenckich i rozpoczęciu nowej kadencji. Do Państwa Środka rosyjski dyktator zabiera ze sobą olbrzymią rzeszę ludzi - wicepremierów, kluczowych ministrów, czołowych przedstawicieli rosyjskiego biznesu i finansjery. Rosyjska delegacja zostaje podjęta z największymi honorami - armatnie salwy, asysta honorowa, orkiestra. Spotkania na najwyższym szczeblu trwają dwa dni. Mówi Michał Kacewicz, dziennikarz Biełsatu, autor książek i reportaży o putinowskiej Rosji: - To nie była pokazówka. To rodzaj uzyskania od Xi akceptacji dla zmian na Kremlu, uzyskania pewnego rodzaju "błogosławieństwa" na nową kadencję Putina. W tym sensie Putin zaprezentował swoją drużynę. - Trochę to przypomina czasy panowania mongolskiego na Rusi, kiedy moskiewski książę i jego drużyna jechali do mongolskiego chana po jarłyk, czyli zgodę na rządzenie na Rusi. Niektórzy z takiej wyprawy wracali, inni nie... - kreśli historyczną analogię nasz rozmówca. I dodaje: - Putin wrócił i może się pochwalić Rosjanom, że ma potężnego sojusznika. Potężny sojusznik ma też jednak własne plany. Chociaż z putinowską Rosją współczesne Chiny łączy bardzo wiele, to jednak dla Pekinu współpraca z Kremlem ma wymiar stricte pragmatyczny. Co więcej, zauważalna nierównowaga sił w tym sojuszu i bezalternatywność Rosji sprawiają, że to Putin ryzykuje zdecydowanie bardziej stawiając wszystko na kartę chińską. Rosja. Priorytet Kremla: Gospodarka wojenna Władca Kremla nie ma jednak wyboru. W "specjalnej operacji wojskowej", jak rosyjska propaganda nazywa bezprawną agresję na Ukrainę, Putin zabrnął już tak daleko i poniósł tak olbrzymie koszty gospodarcze, polityczne i wizerunkowe, że punktem honoru dla całego reżimu stała się wygrana w tej wojnie. Właśnie temu podporządkowane były niedawne roszady w bezpośrednim otoczeniu Putina oraz w rosyjskim rządzie - m.in. wymiana szefa MON i powołanie nowych doradców głowy państwa. Cel jest dzisiaj jeden: Rosja jako państwo ma przejść w tryb wojenny, a jej gospodarka ma być gospodarką wojenną. Kreml liczy, że to pozwoli w końcu, po 27 miesiącach walk, przełamać opór Ukraińców. Operację przestawienia rosyjskiej gospodarki na tryb wojenny oraz sprzęgnięcia jej z przemysłem ciężkim i branżą nowych technologii Putin powierzył Andriejowi Biełousowowi, nowemu ministrowi obrony. To on odpowiada odtąd za to, żeby na front w Ukrainie potrzebny sprzęt trafiał szybko i żeby był to ten sprzęt, którego armia oczekuje. Z powodu polityczno-biznesowych układów, które oplotły resort obrony za czasów Siergieja Szojgu, bywało z tym dotychczas różnie. Biełousow może się jednak dwoić i troić, ale sam nałożonych na Rosję przez Zachód sankcji i ograniczeń nie przeskoczy. Tu do gry wkraczają Chiny, które przynajmniej częściowo mogą wybawić Rosję z kłopotów. To Chiny są dzisiaj głównym odbiorcą rosyjskich surowców energetycznych, które z powodu zmniejszenia popytu na rynkach zachodnich, kupują w większych ilościach i po preferencyjnych cenach. Lista problemów Kremla jest jednak znacznie dłuższa. Rosyjski przemysł ciężki i branża hi-tech cierpią obecnie na poważne deficyty - od półprzewodników i czipów począwszy, przez maszyny takie jak obrabiarki, tokarki czy szlifierki, na tak prostych produktach jak opony, szyby czy łańcuchy skończywszy. Wszystkiego tego w Rosji albo nie ma wcale, albo w pożądanej ilości, albo w odpowiedniej jakości. - Bez pomocy Chin, czy też bardziej bez współpracy z Chinami, przestawianie się Rosji na gospodarkę wojenną będzie znacznie trudniejsze - nie ma złudzeń Michał Kacewicz. Reporter i ekspert od polityki wschodniej podkreśla bezalternatywność Kremla na płaszczyźnie gospodarczej. - Jedyna gospodarka, która może to wszystko dostarczyć Rosji w odpowiednich ilościach to Chiny - dodaje. Na bezpośrednim wsparciu materialnym i finansowym rola Chin w pomocy reżimowi Putina się nie kończy. Atlantic Council, zajmujący się światową geopolityką amerykański think tank, podkreśla rolę Państwa Środka w stworzeniu międzynarodowego mechanizmu obchodzenia przez Rosję zachodnich sankcji. "Chiny stworzyły na arenie globalnej warunki, które umożliwiają Iranowi i Korei Północnej niemal bezkarne zaopatrywanie Rosji w różnego rodzaju uzbrojenie. W praktyce oznacza to, że Chiny zrobiły dla Rosji znacznie więcej w celu podtrzymania jej wojennych wysiłków przeciwko Ukrainie niż Cesarstwo Japonii kiedykolwiek zrobiło dla nazistowskich Niemiec i vice versa" - czytamy w jednej z analiz poświęconych szczytowi Putin-Xi. - Chiny chcą mieć ciastko i zjeść ciastko - mówi w rozmowie z Interią prof. Michał Lubina, autor książki "Niedźwiedź w cieniu smoka. Rosja-Chiny 1991-2014". - Z jednej strony, chcą żeby Rosja wygrała wojnę w Ukrainie, ale z drugiej - nie chcą zapłacić za to ceny w postaci zachodnich sankcji wtórnych za pomoc Kremlowi - wyjaśnia. Jak twierdzi ekspert od relacji rosyjsko-chińskich, postawa Pekinu w tej kwestii nie powinna ulec zmianie. Państwo Środka będzie pomagać Rosji inteligentnie i nie zostawiając niemal żadnych jednoznacznie obciążających go śladów. - Dlatego złapanie Chin za rękę jest bardzo trudne i wymaga kilku kroków - uważa prof. Lubina. - Poza tym, jest też kwestia jedności Zachodu wobec Chin - wszyscy pamiętamy, jak trudno było tę jedność uzyskać w przypadku sankcji na Rosję, a zbudowanie analogicznej koalicji przeciwko Chinom będzie trzy razy trudniejsze, bo są dla Zachodu 20 razy ważniejsze gospodarczo niż Rosja - dodaje ekspert z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Letnia ofensywa Rosji. Zdążyć przed wyborami Putin ma też jednak jeszcze jeden cel, o którym rozmawiał z Xi podczas spotkania w cztery oczy i o którym obaj przywódcy wspomnieli w liczącym 20 stron wspólnym oświadczeniu. Chodzi o wojnę w Ukrainie, czyli plamę na honorze rosyjskiego dyktatora. Kreml planuje latem przeprowadzić ofensywę, która ostatecznie złamie ukraiński opór. To tej ofensywie podporządkowane są zarówno zmiany gospodarcze, jak i ostatnie roszady w bezpośrednim otoczeniu Putina. Letni termin nie jest przypadkowy. Na początek listopada zaplanowane są wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Spore szanse na powrót do Białego Domu ma słynący ze swoich prorosyjskich sympatii Donald Trump. Na Kremlu liczą, że jeśli latem Rosji uda się przełamać ukraiński opór na froncie i zdobyć strategicznie ważne tereny, po wygranych wyborach Trump w ramach nowego otwarcia będzie chciał zakończyć wojnę w Ukrainie. Putin chce być gotowy na ewentualność negocjacji pokojowych i już na wejściu mieć jak najsilniejszą pozycję. Jednak tutaj znów rosyjskie i chińskie interesy przecinają się i sprzęgają. Kreml wie, że bez chińskiej pomocy dyplomatycznej, finansowej, handlowej i gospodarczej nie ma szans na skuteczną ofensywę w Ukrainie. Pekin nie chce z kolei dopuścić do porażki Rosji w Ukrainie, ponieważ to najważniejszy sojusznik w kontekście zmiany światowego porządku i pozbawienia Ameryki miana globalnego mocarstwa numer jeden. Klęska wojenna mogłoby też wywołać wstrząsy na samym Kremlu, a to się Chinom nie uśmiecha. Z drugiej jednak strony, Państwu Środka szybka i efektowna wygrana Rosji też nie jest na rękę, bo słabsza, biedniejsza i bardziej izolowana w świecie Rosja to dla Chin łatwiejszy do kontrolowania partner. Mówi Michał Kacewicz, dziennikarz Biełsatu i ekspert od polityki wschodniej: - W czasie działań ofensywnych Rosji w jej interesie jest, jeśli Pekin będzie postulował zakończenie wojny i rozmowy pokojowe z udziałem swoim i Moskwy. Rozmowy na warunkach de facto kapitulacji Ukrainy, zakładające m.in. prawa Rosji do okupowanych terytoriów i jakąś formę neutralnego statusu Ukrainy. Taka oferta oczywiście będzie nie do przyjęcia dla Ukrainy. Rosja i Chiny, czyli system kliencki Sojusz rosyjsko-chiński na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo mocny i zbudowany na stabilnych podstawach. Gdy jednak zajrzeć za kulisy, toczy się w nim nieustająca walka między chińskim smokiem i rosyjskim niedźwiedziem. Chiny chcą Rosji na tyle słabej, żeby można ją łatwo sterować i za jej pomocą realizować chińskie interesy. Rosja to dla Państwa Środka również straszak na Unię Europejską, żeby ta nie rezygnowała ze współpracy dwustronnej i nie wchodziła obiema nogami do amerykańskiego obozu będącego w ostrej kontrze do Chin. Jest to tym istotniejsze w obecnym kontekście - coraz realniejszej wojny handlowej z UE i nowego pakietu amerykańskich sankcji na chińskie firmy. - Rosja to dla Chin baza surowcowa, ale jako rynek nie jest atrakcyjna, bo to rynek mały i biedny. Prawdziwe pieniądze są w UE i Stanach Zjednoczonych i Chińczycy o tym doskonale wiedzą - zauważa prof. Michał Lubin z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Rosja pragnie natomiast zachować w tym tandemie podmiotowość, odbudować się po wojennych stratach - tak ekonomicznych, jak i politycznych - i utrzymać status globalnego gracza pierwszej wielkości. O każdy z tych celów jest Putinowi ciężej z miesiąca na miesiąc. - Generalnie ewolucja relacji rosyjsko-chińskich będzie zmierzała w stronę systemu klienckiego - Rosja, zwłaszcza gospodarczo, stanie się zależna od Chin. Z czasem Pekin będzie oddziaływać silniej także na rosyjską politykę zagraniczną - prognozuje w rozmowie z Interią Michał Kacewicz. Jak zauważa nasz rozmówca, chińska ofensywa odbywa się na wielu płaszczyznach. Gospodarczo bilans handlowy obu państw od początku wojny w Ukrainie bardzo mocno przechylił się na korzyść Chin. Jeszcze w 2021 roku wymiana handlowa między krajami wynosiła nieznacznie ponad 146 mld dol. rocznie (rosyjski eksport do Chin odpowiadał za 79 mld dol.). W 2023 roku wymiana handlowa wzrosła do 240 mld dol., ale rosyjski eksport do Chin odpowiadał już tylko za 110 mld. Kluczowe jest też to, co oba kraje importują i eksportują. Rosja wysyła do Chin surowce (kopaliny, drewno, metale), produkty chemiczne oraz żywność. Importuje natomiast dobra zaawansowane technicznie: elektronikę, RTV/AGD, samochody. - To na razie model opłacalny dla Rosji i jedyny możliwy, ale z czasem pogłębiać się będzie niekorzystny dla Rosji deficyt w handlu z Chinami. Co gorsza dla Kremla, będzie to wpływać na zapóźnienie rosyjskiej gospodarki, na rosnącą przepaść technologiczną - diagnozuje Kacewicz. Chociaż na płaszczyźnie gospodarczej Chiny najszybciej podporządkowują sobie Rosję, to podobny los w dłuższej perspektywie czasowej czeka Kreml także w sferze polityki. Rosja wykorzystuje bowiem atut w postaci wojny w Ukrainie, a także fakt, że jej armia w niektórych dziedzinach (np. arsenał atomowy, lotnictwo, marynarka wojenna,komponent kosmiczny) wciąż jest bardziej zaawansowana od chińskiej. Margines bezpieczeństwa szybko się jednak kurczy. - Moment w którym rosyjskie technologie staną się niemożliwe do wdrażania bez współpracy z Chinami i transferem do Chin tychże technologii, będzie krytyczny dla Rosji. A on z pewnością nastąpi. Choćby w podboju kosmosu - analizuje Michał Kacewicz. Globalizacja na szali Spotkanie Putina z Xi, a także szerokiego grona ich współpracowników, jest też arcyważne dla Zachodu, a w szczególności Unii Europejskiej. Chiński przywódca dopiero co wizytował Stary Kontynent, gdzie odwiedził Francję, Węgry i Serbię. Zapewniał o korzyściach płynących ze współpracy z Chinami, zachęcał do "strategicznej autonomii Europy" wobec Stanów Zjednoczonych, a także podkreślał konieczność zadbania o wielobiegunowy świat. Odbywający się raptem kilka dni po powrocie Xi z Europy szczyt Chiny-Rosja wygląda na przestrogę wobec antychińskiego stronnictwa w UE. W myśl zasady: jeśli nie chcecie z nami współpracować, możemy współpracować z Rosją przeciwko wam. - W optyce Pekinu Europa ma być tym "dobrym Zachodem" w opozycji do "złego Zachodu", czyli Stanów Zjednoczonych - wyjaśnia prof. Michał Lubina, ekspert od relacji rosyjsko-chińskich. Nasz rozmówca wskazuje jednak, że Europa nie powinna nabrać się na takie dyplomatyczne triki Pekinu, bo współczesne Chiny to państwo zdecydowanie bliższe putinowskiej Rosji niż Unii Europejskiej. Jako przykład prof. Lubina podaje chociażby narrację wobec NATO. - W latach 90. czy na początku lat dwutysięcznych Chiny miały neutralne stanowisko wobec NATO. Obecna retoryka wobec Sojuszu to natomiast kopiuj-wklej narracji rosyjskiej - Chiny chcą narzucić przekaz, że NATO to groźny zimnowojenny twór, który dąży do konfliktów i je eskaluje - mówi autor książki "Niedźwiedź w cieniu smoka. Rosja-Chiny 1991-2014". Obecnie kluczowe pozostaje pytanie o odpowiedź Zachodu na zacieśniającą się i dającą coraz wymierniejsze efekty współpracę gospodarczo-polityczną Chin i Rosji. Po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę Zachód przymykał na to oko, obawiając się, że jeśli zbyt mocno naciśnie na Chiny, to wepchnie je w objęcia Kremla i doprowadzi do zaangażowania Pekinu po stronie Kremla w Ukrainie. W obliczu coraz trudniejszej sytuacji Ukrainy na froncie, wydaje się, że to ostatni moment, żeby Zachód wytyczył Chinom nieprzekraczalną czerwoną linię w kwestii pomocy gospodarczej Rosji. Inaczej Zachód przegra zarówno wojnę w Ukrainie, jak i starcie z sojuszem chińsko-rosyjskim o kształt światowego porządku. - Jeśli Chiny przekroczą czerwoną linię wyznaczoną przez Zachód, wtedy zostaje już tylko tzw. decoupling, czyli odcięcie się od Chin. A to tak naprawdę koniec globalizacji, jaką znamy - mówi prof. Lubina.