Krystyna Opozda, Interia: Nagłe orędzie Władimira Putina i ogłoszenie częściowej mobilizacji. Rosja zagrała va banque? Krystyna Kurczab-Redlich, reportażystka, wieloletnia korespondentka w Rosji, autorka m.in. książki "Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina": - Ogłaszając mobilizację, Putin przyznał, że prowadzi wojnę, a nie specjalną operację przeciwko "faszystom", jak cały czas wmawiano ludziom, sankcjonując agresję na Ukrainę. Mobilizacja tego rodzaju była stosowana tylko trzy razy. Pierwszy raz podczas I wojny światowej, później podczas II wojny światowej, którą Rosjanie nazywają Wielką Wojną Ojczyźnianą i teraz. To świadczy o absolutnej desperacji Putina. Choć mobilizację nazwano częściową, już zaczęły się pojawiać głosy, że to jedynie wytrych do powszechnego wysyłania Rosjan na front. - W dekrecie wydanym przez Putina znalazł się tajemniczy punkt 7, w którym najprawdopodobniej jest sprecyzowana liczba osób, która ma być powołana do broni. Mówi się nawet o milionie ludzi. To, co dzieje się w tej chwili już wskazuje właściwie na łapankę. Ci młodzi mężczyźni, którzy zostali zatrzymani podczas ostatnich manifestacji mają zostać karnie powołani na front. Część Rosjan, szczególnie ze wschodu, ledwie kojarzących co ta Ukraina i gdzie ona leży, może zgłosi się dobrowolnie na wojnę wierząc, że broni ojczyzny, ale reszta będzie zmuszona. Stąd masowe ucieczki. Do sieci trafiły nagrania kolejek, w których tłoczą się usiłujący wyjechać z kraju Rosjanie. - Wszystkie granice, do których nie potrzebują wiz, są oblegane. Jeszcze przed ogłoszeniem wojennego memorandum wykupiono bilety lotnicze. Nawet na pociągi też trudno się załapać. To jedna strona tej całej sprawy. Druga jest o wiele groźniejsza dla świata. O czym mowa? - Wystąpienie Putina miało się odbyć dzień wcześniej, wieczorem. Jeden z bardzo dobrze zorientowanych politologów rosyjskich Andriej Piontkowski twierdzi, że wystąpienie przesunięto dlatego, że najbliższe otoczenie Putina chciało go namówić do odstąpienia od tej decyzji. Jego doradcy uważali, że decyzja o mobilizacji jest zgubna i dla samego Putina, i dla Rosji. Putin nie dał się jednak przekonać. Bo nie ma już niczego do stracenia? - Widzimy czarno na białym, w jakiej on jest izolacji. Nie wie, co ludzie myślą, nie rozumie tego i nie ma nawet dostępu do tej wiedzy, bo właściwie ją odrzuca. Po przeszło dwudziestu latach dyktatury, podczas której zabijał bezkarnie i narody - Czeczenów, Gruzinów, Syryjczyków, i ludzi - Litwinienkę, Politkowską, Niemcowa i dziesiątki innych - jest dogłębnie przekonany o własnej doskonałości. On zamknął się w tej cesze charakteru, którą obserwuję od kiedy zaczęłam się zajmować jego osobą. W opisach jego działań zaznaczano zawsze, że on nigdy nie ustępuje. Putin bił się od dziecka: jako siedmiolatek zapisał się na kurs samoobrony, potem na judo w Petersburgu. Zawsze bronił swoich pozycji pięściami i im bardziej czuł się zagrożony, tym silniej walczył. Wyrywał włosy, kąsał, kopał. W szkole wywiadu wydano mu kiepską opinię m.in. z powodu "zaniżonego poczucia niebezpieczeństwa" czyli nieumiejętności oceny ryzyka. Jemu atak za wszelką cenę wydaje się dowodem odwagi. - Kojarzy się to z jego własną anegdotą, która jak sam mówił, nauczyła go życia. W jedynym wywiadzie, jaki przeprowadziło z nim bezpośrednio troje dziennikarzy w 2000 roku opowiadał, że jako dziecko gonił szczura na klatce schodowej. Kiedy szczur dopadł do ściany, nagle odwrócił się i zaatakował. I że to on wtedy zaczął uciekać przed szczurem. Putin zapamiętał siłę broniącego się stworzenia. Wydaje się, że w tej chwili Putin jest takim zagnanym w kąt szczurem, który atakuje we własnym interesie. Jest, wbrew logice, niezdolny do ustępstw. A teraz unicestwił jakąkolwiek do nich płaszczyznę. Uzasadniając mobilizację nie mówił już o lansowanej przez niego "obronie Rosji przed ukraińskimi faszystami", ale o obronie przed "całym atakującym Rosję Zachodem pod egidą Stanów Zjednoczonych". Właściwie objawił wojnę z całym niemal światem. Wciąż pozostaje ryzyko jeszcze dotkliwszej wojny - atomowej. - Wojna nuklearna to zbyt duże uproszczenie. Putin cały czas mówi o użyciu taktycznej broni nuklearnej. Taka broń oczywiście jest koszmarna, jednak powoduje miejscowe uderzenia, a nie globalne działania, nie jest to więc powszechna wojna nuklearna. Poza tym, róża wiatrów, którą groził Putin jako "transportem" promieniowania na Zachód, częściej, jak słyszałam, jest skierowana na wschód, więc Rosja ryzykowałaby śmiercią i kalectwem swojej ludności. Wszyscy obserwatorzy podkreślają ostatnie słowa Putina z jego orędzia: "Nie blefuję". To sugeruje, że może właśnie to robi - blefuje. Poza tym Putin nie jest jedyną osobą w Rosji, która ma dostęp do "atomowego guzika" i nie jest wcale takie pewne, czy generałowie przeciwni już dziś Putinowi dopuściliby do takiego działania. Wiemy bowiem, że jedność w rosyjskiej generalicji całkowicie się rozsypała. Bunt w najbliższym otoczeniu Putina? - Już wiosną część generalicji skierowała list do sekretarza Rady Bezpieczeństwa z sugestią zakończenia wojny w Ukrainie. Jedyny rezultat: Putin zażądał ich nazwisk. Czy któryś z nich znajdował się wśród kilkunastu generałów zmarłych nagle ostatnio - nie wiem. Krążą jednak wieści, że istnieje plan odsunięcia Putina od władzy ze względu na rzekomą chorobę. Nie został jednak sam Władimir Putin przeciwko całemu światu. Wciąż jego działania są popierane przez wielu Rosjan - od zwykłych obywateli, przez propagandystów, aż po polityków i wojskowych. - Mówiło się, że 70 proc. Rosjan popiera Putina i jego wojnę w Ukrainie. Myślę, że tak naprawdę popierało go 30-40 proc. Są to ludzie w jego wieku i starsi, którym jego nieustanne operowanie historią i powrotem do zwycięstwa w II wojnie światowej jest bliskie. Oni mu po prostu wierzą. W orędziu Putin odwoływał się właśnie do tamtej wojny, Mówił, że Rosję od lat otaczają wrogowie z Zachodu, że USA tworzą jednobiegunowy świat, który sprzysiągł się przeciwko Rosji i razem z NATO dąży do jej podboju. W tym orędziu nie było odwoływania się do "nazistowskiej Ukrainy", która rzekomo napadła na Rosję, jak to cały czas powtarzano, a skoncentrował się prezydent na - uwaga! - obronie przed Zachodem, którego natowskie oddziały już walczą na terenie Ukrainy. Dlatego potrzebna jest mobilizacja. A więc drodzy Rosjanie, do broni! Skoro jest jak ten wspomniany szczur przyparty do ściany, to pośle na śmierć miliony byle tylko nie stracić pozycji? - Putin nie ustąpi. Tylko jakakolwiek wygrana jest w stanie go uratować. A co do mobilizacji, jeszcze niedawno samą myśl o niej odrzucano. Kilkanaście dni temu szef frakcji komunistycznej w Dumie Państwowej Giennadij Ziuganow wystąpił z propozycją powszechnej mobilizacji. Wówczas go zakrzyczano, nikt nie chciał o tym słyszeć. Wydaje się, że Putin podjął decyzję walki z całym światem po wizycie w Samarkandzie, na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy, czyli organizacji, którą w 2001 roku stworzył jako wschodni odpowiednik NATO. Należą do niej m.in. tak ogromne państwa jak Indie i Chiny. Putin spotkał się w Samarkandzie nie tylko z chłodnym przyjęciem, ale i afrontem. Prezydent Kirgistanu każe mu na siebie czekać. Putin stoi, przebiera nogami i przez pół minuty na oczach świata... oczekuje. Upokorzenie. Coś takiego jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia. To Putin znany był z tego, że kazał czekać na siebie. - Później dzieją się kolejne rzeczy - spotkanie Putina z przywódcą Chin Xi Jinpingiem. Zanim do niego doszło, przywódca Chin leci do Kazachstanu, gdzie wypowiada słowa, które nie są w smak Putinowi. Swoją deklaracją Xi Jinping odmawia Moskwie prawa mieszania się do spraw podległej teoretycznie Rosji Republice Kazachstanu, która właśnie wybija się na niepodległość od Moskwy. I popiera Putina w sposób dość ograniczony: wojna z Ukrainą, owszem, ale Chiny tej wojny bronią nie wesprą. Putin spotkał się na szczycie z niechęcią. Nie chciano nawet zjeść z nim kolacji. Wydaje się, że po spotkaniu w Samarkandzie zdecydował się pokazać, co potrafi, a więc że potrafi zwyciężyć nie tylko Ukrainę, ale i NATO. I ogłosił mobilizację. Czym udowodnił już wszystkim, którzy to dotychczas odrzucali, że jest zupełnie "odklejony od rzeczywistości". Już dawno u Putina nastąpiło to, co zdarza się permanentnym kłamcom: uwierzył we własne wymysły. Nie przewidział jednak, że jego rodacy wyjdą na ulice? - A co mu tam Rosjanie?! Co go obchodzi ich los? Sprzeciwiają się, to do łagra. Kary za udział w manifestacjach narastały od 2005 roku. Najpierw groził oponentom tylko areszt, potem dwa lata więzienia, a raczej kolonii karnej, czyli łagra właśnie. I tak w trybie narastającym - niedawno dziennikarz, który podpadł publikacjami o podejrzanym handlu bronią przez ludzi zbliżonych do Kremla Iwan Safronow został skazany na 22 lata kolonii karnej o zaostrzonym reżimie. A teraz Duma Państwowa przyjmuje kodeks karny, który za niestawienie się na wezwanie do wojskowej komisji uzupełnień przewiduje 10 lat kolonii karnej. Za dezercję lub poddanie się również 10 do 15 lat. Desperacja Putina zamienia się w totalną wściekłość: na Ukraińców, na generałów, na Bidena i resztę. Oszalał? Tak, już dawno, ale mało kto chciał to widzieć. Bo w sprawach biznesu międzynarodowego zachowywał jasny umysł i pozwalał się paść na rosyjskich pieniądzach. Po decyzji o mobilizacji młodzi Rosjanie wyszli jednak na ulice. Czy opór się utrzyma, jeśli kary są aż tak wysokie? - Chciałabym, aby młodzi ludzie masowo podnieśli bunt. Rozum i doświadczenie podpowiadają mi jednak, że nie możemy od Rosjan oczekiwać aż takiego bohaterstwa. Widzimy jak są strasznie pacyfikowani, jak ciągnie się ich po bruku, jak okłada pałami, a co się dzieje w więźniarkach, to już lepiej nawet nie myśleć. Rosjanie są teraz między młotem a kowadłem: czy iść do więzienia, czy na wojnę. Gen strachu, zakodowany w nich od stuleci panującego tam terroru - od Mongołów, przez carów, terror stalinowski i późniejszy, z małą przerwą na rządy Gorbaczowa i Jelcyna - jest bardzo silny. Jak i powstały z niego gen pokory. Rosjanie od stuleci poddawani są ćwiczeniom zginania karku. W tej chwili zdają egzamin, czy ten kark zgiąć już zupełnie, czy się wyprostować. Rosja prowadzi krwawą wojnę na terenie Ukrainy od siedmiu miesięcy, a Rosjanie dopiero teraz wychodzą na ulice. Nie dlatego, że żal im Ukraińców, a dlatego, że sami boją się jechać na front. Co pani myśli o tej postawie? - Od 22 lat żyją pod narkozą kłamstwa, którymi karmi ich jedna, sprzężona z Kremlem, telewizja. Kanałów wiele - przekaz ten sam. Alternatywną telewizję Putin spacyfikował w pierwszych miesiącach swoich rządów. Internet? Owszem, ale po pierwsze - trzeba go mieć, a to naprawdę nie jest na prowincji, która stanowi większość Rosji, tak powszechne, jak nam się wydaje. Po drugie, kilka dni temu został skazany na miesiąc aresztu (na razie) niemłody publicysta Leonid Guzman, za wpis na Facebooku z 2013 roku, w którym radziecką organizację zwalczającą szpiegów, czyli wszystkich, kto się władzy nie podobał, zrównał z Gestapo. Drugi zarzut: w 2020 roku zrównał we wpisie Stalina z Hitlerem. A więc internet też bywa groźny. To raz. A dwa: wielu uwierzyło w propagandową dumę z Wielkiej Rosji, przed którą świat drży, i nie chcieli się tej dumy pozbyć. Dla milionów - to jedyne, co mają. A poza tym - znów wracam do strachu. I mnie zatrzymywała milicja, i ja stawałam przed rosyjskim sądem. Wiem, co oznacza zupełna bezradność wobec bezprawia. Strach przed śmiercią na wojnie może wywołać masowe protesty? - W pierwszych dwóch tygodniach wojny aresztowano 1420 osób za antywojenną postawę. A te ostatnie manifestacje zadecydują o losie Rosji tylko wtedy, gdy będą liczyły miliony. Ile "ładunków 200", jak Rosjanie nazywają trumny z poległymi, będzie musiało wrócić z Ukrainy, by taką masę wyprowadzić na ulice? Władza sieje strach i upokorzenie. My sobie nie wyobrażamy, co to znaczy brać udział w demonstracji, podczas której nie tylko się pałuje jak u nas podczas stanu wojennego, ale jak ludziom łamie się żebra, kończyny, a wreszcie - jakim mogą zostać poddani torturom. Nie zdajemy sobie sprawy, w jakim strachu oni żyją i w jakim stanie zastał ich ten antyukraiński koszmar. Powinniśmy więc, pani zdaniem, wpuszczać uciekających Rosjan do naszego kraju? - I my jesteśmy między młotem a kowadłem. Czy przyjmować młodych Rosjan pod warunkiem, że podpiszą jakieś antyputinowskie deklaracje? Czy może wcale ich nie przyjmować? Gdyby to ode mnie zależało, przyjęłabym uciekających Rosjan z nadzieją, że wreszcie przejrzą na oczy. Że pojmą, co Putin zrobił z nich i z Rosji. Obawiam się jednak, że mogłabym się srogo zawieść... Wydaje się, że jedyna szansa na jakąkolwiek zmianę w Rosji to usunięcie Władimira Putina. To realne? - Odsunięcie Putina od władzy byłoby możliwe za sprawą dwóch czynników. Jeśli manifestacje przerodzą się w masowe bunty, to otworzy to drogę, by generałowie przeciwni Putinowi doprowadzili do zamachu stanu. Wtedy doszłoby do zastąpienia Putina, jednakże na pewno nie kimś, kto będzie demokratą. Takich cudów się nie spodziewam. Do władzy mógłby wtedy dojść ktoś, kto po prostu byłby mniej krwiożerczy niż Putin. Oby! Giełda nazwisk już ruszyła. Pojawia się na niej między innymi lansowany przez swojego wpływowego ojca Dmitrij Patruszew. Obecny minister rolnictwa. - Minister rolnictwa, który już kilka razy był oskarżany o krańcową nieudolność i ogromne malwersacje, a wciąż jest chroniony dzięki swojemu ojcu Nikołajowi Patruszewowi. Byłaby to więc władza de facto w rękach ojca, a ta byłaby straszna. To w zasadzie wpadnięcie z deszczu pod rynnę. O ile w Putinie jest jeszcze jakaś resztka polityka, o tyle Patruszew to nieoszlifowany produkt KGB, a potem FSB, szczerze nienawidzący Zachodu. To człowiek zdecydowany, okrutny. To on stoi za wieloma aktami terrorystycznymi, których organizację przypisano wyłącznie Czeczenom, jak choćby wysadzanie domów z mieszkańcami w 1999 roku, napad na teatr na Dubrowce podczas spektaklu "Nord - Ost", czy napad na szkołę w Biesłanie. Wywołana przez niego wojna doprowadziła i Putina, i Patruszewa na sam szczyt. Nie daj Boże, by został następcą Putina. Wiceszef rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew też ma takie aspiracje. W dyskusjach pada również nazwisko obecnego premiera Rosji Michaiła Miszustina. - W 2008 roku, kiedy Miedwiediew został prezydentem, chciał przez chwilę zdemokratyzować rządy w Rosji, ale bardzo szybko został przez Putina spacyfikowany. Dziś, z tego co wiadomo, Miedwiediew się rozpił i nie nadaje się do jakichkolwiek funkcji. Miszustin byłby natomiast najlepszą opcją, bo jest niezłym menedżerem państwowym i nie jest tak krwiożerczy jak inni kandydaci, jednak jakoś nie widać, by szczególnie mu na tym zależało. Jedno jest pewne: w najbliższej przyszłości nie ma dla Rosji dobrego scenariusza.