Prezydent Rosji Władimir Putin ma w piątek ogłosić aneksję ponad 15 proc. terytorium Ukrainy. Chodzi o cztery obwody, na terenie których w dniach 23-27 września odbyły się sfingowane referenda w tej sprawie. W piątek dziennikarze zapytali rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa o to, czy ewentualny atak na zaanektowane ziemie zostałby uznany za atak na Rosję. - To nie byłoby nic innego - odpowiedział. Ukraińska ambasador: Możemy uderzać HIMARS-ami w Krym W sierpniu minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow mówił, że Ukraina zobowiązała się do nieużywania przekazanego przez USA i ich partnerów uzbrojenia do ataków na terytorium Rosji. Zastrzegł jednak, że to ograniczenie nie dotyczy anektowanego przez Moskwę ukraińskiego Krymu. Ambasador Ukrainy w USA Oksana Markarowa podkreśliła w czwartek, że ustalenia te dotyczą jedynie systemu HIMARS. USA poważnie podchodzą do rosyjskich gróźb dotyczących broni atomowej, ale "nie okazują lęku" i "wysyłają odpowiednie sygnały Kremlowi" - powiedziała. Ambasador nie odpowiedziała na pytanie, czy USA już zdecydowały, jak odpowiedzą na ewentualne użycie przez Moskwę broni atomowej, ale przypomniała słowa prezydenta Joe Bidena, że konsekwencje takiego kroku będą dla Rosji "katastrofalne". Donieck: Rosjanie kontrolują ok. 60 proc. terytorium O ile Rosja kontroluje prawie cały Ługańsk, nazywany przez separatystów Ługańską Republikę Ludową, tak okupuje region doniecki w jedynie około 60 proc. Pieskow zapytany, co stanie się z terytorium, które nie jest pod kontrolą Rosji, powiedział: "Zostanie wyzwolone". Ługańsk i Donieck, które przed inwazją miały łączną populację wynoszącą około 6 milionów osób, są znane jako Donbas - przed 2014 rokiem głównie rosyjskojęzyczne centrum wydobycia węgla i przemysłu ciężkiego na Ukrainie. Zaanektowane mają zostać także regiony Chersoń i Zaporoże.