W pierwszych dniach wojny lwowski dworzec był centrum pomocy humanitarnej. To tu w pierwszej kolejności przyjeżdżali mieszkańcy różnych część Ukrainy. Część z nich została, inni pojechali dalej m.in. do Polski. Na placu dworcowym rozdawana była żywność, ciepłe ubrania i lekarstwa, bo wiele rodzin w podróż ruszyło z jedną torbą. Dworzec był również świadkiem wielu dramatycznych pożegnań. Dziś na dworcu we Lwowie spotkać można rodziny czekające na osoby, które zdecydowały się wrócić do Ukrainy. Rozmawiałam również z Julią, która po wybuchu wojny wyjechała do Lwowa, a dziś czeka na męża: - Zobaczę go pierwszy raz od rozstania. Czekamy z córką, bo wreszcie będziemy razem, chociaż kilka dni - mówi, nie kryjąc wzruszenia. Do dziś stoi tu namiot, gdzie osoby podróżujące do Lwowa mogą napić się darmowej herbaty lub kawy. Zniknęły jednak tłumy, które wcześniej przeciskały się wąskimi korytarzami dworca. We Lwowie w pierwszych dniach wojny zamknięto szkoły, sklepy i kawiarnie. W wielu hotelach, a nawet klubach nocnych powstały tymczasowe schroniska dla uchodźców. Dziś większość mieszka w przygotowanych ośrodkach i lokalach komunalnych. Miasto, w którym mieszka 700 tysięcy ludzi, wciąż gości ponad 100 tysięcy przybyszy z innych części kraju. Dziś niemal całkowicie wplatają się w lokalny krajobraz. Gdzieniegdzie można tylko usłyszeć inny akcent, co, jak mówią lwowianie, pozwala rozpoznać, tych, którzy przyjechali z daleka. W marcu 2022 roku na lwowskich rynku ustawiono 109 wózków. Każdy z nich symbolizował jedno dziecko, które do tamtego momentu zginęło w czasie rosyjskiej agresji. Na ulicach widziałam mnóstwo żołnierzy. Niemal na wszystkich straganach można było znaleźć odzież militarną i akcesoria potrzebne w terenie. Dziś jest ich znacznie mniej. RAPORT: Wojna w Ukrainie. 365. Dzień Inwazji Rosji. W wielu punktach miasta ludzie stali w kolejkach, by zgłosić się do pomocy wojsku lub jako pomoc humanitarna. Dziś pomoc jest usystematyzowana, ale wciąż mieszkańcy miasta bardzo się angażują.