Rosjanie przed Dniem Zwycięstwa rozwiesili w Moskwie plakaty z Piotrem Dziubą - asem sowieckiego lotnictwa z czasów II wojny światowej. Dziuba w 1936 roku ukończył szkołę lotniczą w Uljanowsku, w 1940 uczelnię wojskową dla pilotów w Odessie. Jako pilot walczył między innymi w bitwach nad Stalingradem, Charkowem, Melitopolem. Na wojnie wykonał 430 lotów bojowych, sam zestrzelił 16 niemieckich maszyn, a 19 kolejnych było zaliczone jako wspólne zestrzelenia w grupie. Za swoje bohaterstwo otrzymał najwyższe sowieckie wyróżnienie - tytuł Bohatera Związku Radzieckiego. W 1944 roku został zestrzelony i podczas próby awaryjnego lądowania stracił nogę. Potem zwolniono go z armii. Zmarł w połowie lat 60. Pochowano go na cmentarzu w Charkowie. Problem rosyjskiej propagandy polega na tym, że Dziuba był Ukraińcem. Urodził się w Konstantynówce w obwodzie donieckim. Tej samej, na którą teraz spadają rosyjskie rakiety. Co więcej, w trwającej wojnie Rosjanie ostrzelali także charkowski cmentarz, gdzie pochowano asa lotnictwa. "Może więc jest w tym jakaś symbolika liczb? Jakiś symbol tych dat?" - zauważa znany rosyjski lekarz Andriej Volna, który zwrócił uwagę na sprawę. Rosyjska propaganda konsekwentnie niekompetentna Historia plakatu z Dziubą nie była ostatnim słowem rosyjskiej propagandy. Na bilbordach miały pojawić się też zdjęcia Amerykanów z czasów II wojny światowej, firmujące rosyjski "dzień pobiedy". Co ciekawe, na innym zdjęciu z podpisem "Oni walczyli za ojczyznę" pojawia się... załoga bombowca niemieckiego Luftwaffe. Co się wydarzy 9 maja? - Poza tym, że odbędzie się defilada w Moskwie, a także prawdopodobnie defilada pseudozwycięzców w Mariupolu, nic się nie zmieni. Chyba że Putin ogłosi powszechną mobilizację - mówi w rozmowie z Łukaszem Szpyrką płk rez. dr Dariusz Dachowicz, były dowódca 1. pułku specjalnego komandosów. Tradycyjnie 9 maja w Moskwie ma przemaszerować wielka defilada wojskowa, organizowana każdego roku w rocznicę kapitulacji hitlerowskich Niemiec. Dla Rosjan to narodowy Dzień Zwycięstwa. - Putin musi pilnie ogłosić powszechną lub częściową mobilizację. Jeśli tego nie zrobi, to za kilka tygodni nie będzie miał kim bronić tego, co zdobył do tej pory - wtóruje pułkownikowi gen. Waldemar Skrzypczak. Z kolei dr Łukasz Przybyło z Akademii Sztuki Wojennej stwierdził, że "jest 50 proc. szans na to, że Rosjanie zmobilizują dodatkowe siły i pójdą na wojnę, a 50 proc., że to będzie stwierdzenie, że się udało, że operacja została zakończona, więc nic się nie zmieni, a Władimir Putin będzie kontynuował operację denazyfikacji". - Mogą się też pojawić groźby nuklearne. Naprawdę nikt tego nie wie, bo jest to ściśle strzeżony sekret, który siedzi w głowie Władimira Putina - powiedział Interii.