Przewodniczący komisji ds. Europy niemieckiego Bundestagu Anton Hofreiter chyba nadal przeżywa to, co zobaczył i usłyszał podczas niedawnej krótkiej wyprawy do ogarniętej wojną Ukrainy. W rozmowie z DW polityk Zielonych opowiada, co mówili mu mieszkańcy tego kraju i ukraińscy żołnierze. "Spotkaliśmy żołnierza, który walczył w Mariupolu i był pewny, że użyto tam gazu bojowego. Nie zostało to jednak potwierdzone". Inny żołnierz, z którym rozmawiał Hofreiter, stracił w w czasie walk nogę. Ukraińcy chcą ciężkiej broni Razem z dwojgiem innych przewodniczących komisji Bundestagu Hofreiter pojechał na zaproszenie ukraińskiego parlamentu na zachód Ukrainy. Na miejscu dowiedział się, że Niemcy muszą znacząco zwiększyć swoją pomoc, jeśli rzeczywiście chcą wesprzeć Ukraińców. Jak mówił, konieczne są dostawy ciężkiej broni, w tym czołgów. Zapewnił też, że jego partia będzie trzymała rękę na pulsie w sprawie embarga na ropę i gaz z Rosji. Ale niemiecki rząd wciąż się waha, zarówno w sprawie dostaw broni jak i embarga na surowce, zwłaszcza gaz. Zdaniem Hofreitera kanclerz Niemiec Olaf Scholz musi działać. "Mogę tylko spekulować, dlaczego kanclerz tak bardzo hamuje w tej sprawie. Nie potrafię wskazać żadnego rozsądnego powodu. Ale swoją postawą kanclerz szkodzi nie tylko sytuacji w Ukrainie, ale bardzo poważnie szkodzi wizerunkowi Niemiec w Europie i na świecie" - mówi. Podczas rozmowy z DW Hofreiter, którego partia współtworzy rządzącą Niemcami koalicję, zwraca się niejako bezpośrednio do Scholza. "Niech pan w końcu przestanie być hamulcowym i to odblokuje". Steinmeier niemile widziany w Ukrainie To niezwykłe, irytujące czasy, także w relacjach Niemiec z Ukrainą. Prezydent Frank-Walter Steinmeier, który chciał złożyć wizytę w Kijowie razem z prezydentami Polski, Litwy, Estonii i Łotwy, został tam uznany za osobę niemile widzianą. Ukraińcom od dawna już przeszkadza to, jak bliskie kontakty miał Steinmeier, wieloletni szef niemieckiej dyplomacji, z Władimirem Putinem. Poza tym Steinmeier jako prezydent nie może podejmować decyzji, na które liczy Kijów. Dlatego Wołodymyr Zełenski woli rozmawiać z kanclerzem Scholzem. "Uważam to za błąd, że Steinmeier został wyproszony. Ale nie można zapominać o jednym. Ukraina jest w stanie wojny, jest pod wielką presją i nie chce już więcej symbolicznych gestów solidarności, tylko chce konkretnego działania" - mówi Hofreiter. Scholz zirytowany Kanclerz obecnie jednak milczy. W środę stwierdził jedynie w radiowym wywiadzie, że wyproszenie prezydenta Steinmeiera go zirytowało. Konkretniej wypowiedział się wicekanclerz Robert Habeck z Zielonych. "Teraz powinniśmy wszyscy dopilnować tego, aby rozwiązać ten problem, a nie go eskalować. Po to też wynaleziono telefony" - powiedział. Habeck poinformował, że rząd Niemiec jest w stałym kontakcie z władzami w Kijowie. Ocenił jednocześnie, że strona ukraińska popełniła dyplomatyczny błąd w sprawie Steinmeiera. Steinmeier: Ta wojna zmieni również nasze życie W środę wieczorem prezydent Steinmeier odniósł się do sytuacji w Ukrainie. "Ta wojna wstrząsa nami wszystkimi. Przytłacza nas wszystkich, prześladuje. Prowokuje nas" - mówił. Jak dodawał, solidarność z uchodźcami, pomaganie im, to coś dobrego. "Ale chodzi o więcej, także o wsparcie tych, którzy prowadzą zaciętą walką przeciwko agresorowi, poprzez sprzęt ochronny ale, tak, również poprzez broń. I chodzi o sankcje, o najostrzejsze sankcje, jakie Europa kiedykolwiek nałożyła". Prezydent Niemiec dodawał, że solidarność oznacza także konieczność ponoszenia kosztów. "Wiele wskazuje na to, że będziemy musieli je ponosić jeszcze długo i że zmienią one nasze życie". O wyproszeniu go z Ukrainy Steinmeier nie wspomniał. Jens Thurau/ Redakcja Polska Deutsche Welle