Stacje metra w Kijowie znów zamieniły się w schrony przeciwlotnicze. - Niektórzy mają jedzenie i wodę, niektórzy nic. Przed chwilą widziałem rodzinę z dwójką dzieci. Ludzie pozabierali tu swoje koty i psy - mówi nam Marian Prysiazhniuk, który jest teraz na stacji kijowskiego metra. Ale nigdzie nie jedzie. Pociągi nie kursują, na miejscu są ukraińscy żołnierze. Komunikat jest prosty: zostań tutaj. Na głowy Ukraińców lecą dziesiątki rosyjskich rakiet. - Zaatakowano też moje rodzinne miasto, Kołomyję. Nie mogę skontaktować się z krewnymi, są problemy z zasięgiem - relacjonuje nasz rozmówca z Kijowa. Jak mówi, sam miał szczęście. Rakiety, które uderzyły w centrum miasta w okolicy Uniwersytetu Szewczenki, spadły w miejscu, którym codziennie jedzie do pracy. - Dzisiaj rano były straszne korki. Jeszcze 40 minut przed atakiem planowaliśmy z kolegą jechać właśnie tamtą drogą - opowiada. Most Krymski. Odwet na ukraińskich miastach Po sobotnim ataku na Most Krymski Władimir Putin się mści. Pierwsze uderzenie poszło na Zaporoże. Alarm lotniczy nie ustępuje jednak w całej Ukrainie. W poniedziałek zaatakowane zostały m.in. Kijów, Lwów, Kołomyja, Dniepr, Tarnopol i Mikołajów. Wybuchy słychać także w Charkowie, Odessie oraz okolicach Krzemieńczuka i Iwano-Frankowska. "W 229 dniu wojny próbują nas zniszczyć i zetrzeć z powierzchni ziemi" - napisał na Telegramie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Władimir Putin mści się jak terrorysta Gdzie zatrzyma się rosyjski autokrata? - Władimir Putin zatrzyma się tam, gdzie zostanie zatrzymany. To wiadomo od początku wojny - mówi Interii Wojciech Konończuk, wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich. - To, co się dzisiaj stało, tylko potwierdza, że ta wojna szybko się nie skończy. Myślę, że ataki na cele cywilne Ukrainy z dzisiejszego poranka, to z punktu widzenia Rosji najprostsza odpowiedź. Tępa zemsta. Oczywiście ma charakter terrorystyczny - wskazuje. Jak zaznacza, ukraińska obrona przeciwpowietrzna nie jest w stanie zestrzelić wszystkich rakiet, wystrzelonych w ukraińskie miasta. - Dlatego straty w ludziach, w cywilach, są znaczące i niestety zapewne będą znaczące - mówi Konończuk. Ukraina. "Opcja atomowa to ostateczność" W związku z wojną w Ukrainie coraz częściej padają pytania o "czerwony guzik". Czy Władimir Putin jest gotów sięgnąć po broń jądrową? - Nie możemy tego wykluczyć. Myślę jednak, że "opcja atomowa" to ostateczność, której sam Putin by nie chciał użyć, bo wiąże się ona dla niego z wieloma ryzykami: zewnętrznymi - jak zareaguje świat, nie tylko Zachód, ale też m.in. Chiny, i wewnętrznymi - jak by to przyjęło społeczeństwo, elity - komentuje ekspert. Jak ocenia, rosyjski prezydent ma wciąż nadzieję na konwencjonalne rozwiązanie. - Wskazuje na to m.in. ogłoszona we wrześniu mobilizacja. Jeśli za kilka miesięcy okaże się, że to jednak nie przechyla szali na stronę Rosji, to myślę, że "opcja atomowa" powróci - mówi Konończuk. Pozostaje też kwestia skali - czy mówimy o taktycznej broni jądrowej o mniejszym zasięgu, czy bombie atomowej? - Nie ma na to pytanie dziś jasnej odpowiedzi - mówi wicedyrektor OSW. Podkreśla jednocześnie, że Ukraina potrzebuje wsparcia Zachodu. Ukraina. "Aneksja to dla Putina dopiero pierwszy etap" - Wynik tej wojny w dużej mierze zależy od tego, ile jeszcze broni dostanie strona ukraińska. Sankcje są potrzebne, ale nie sprawią, że Rosja przegra. Rosja może tę wojnę przegrać tylko wówczas, kiedy Ukraina będzie miała się czym bronić i czym odpierać ataki - mówi. I podkreśla: cztery nielegalnie zaanektowane obwody i demilitaryzacja Ukrainy to nie są cele Putina. Aneksja to dla niego pierwszy etap. Putin liczy, że ukraińska armia nie utrzyma linii frontu i Rosjanie pójdą dalej. Tak daleko, jak się da. Rosja zatrzyma się tam, gdzie zostanie zatrzymana - kwituje.