- Członkowie Legionu przez cztery miesiące prosili władze państwowe o interwencję, ale bezskutecznie. A sytuacja nie polepsza się - mówi Anna Mironjuk, współautorka relacji zamieszczonej w "The Kyiv Independent". - Opublikowaliśmy nasz artykuł, aby wreszcie coś się zmieniło. Problemy tych oddziałów muszą zostać szybko rozwiązane, jeszcze podczas wojny, potem może być za późno - dodaje. Ta anglojęzyczna gazeta ukraińska opublikowała niedawno wyniki swojego dziennikarskiego śledztwa na temat ochotniczego Legionu Międzynarodowego, powołanego do życia z inicjatywy prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Artykuł dotyczy części tej jednostki, podporządkowanej Wydziałowi Głównemu Wywiadu ukraińskiego Ministerstwa Obrony, która wykonuje zadania specjalne na froncie. Zarzuty wobec polskiego dowódcy Dziennikarze "The Kyiv Independent" zarzucają 60-letniemu Saszy Kuczyńskiemu między innymi znęcanie się nad podwładnymi, stosowanie przemocy seksualnej i grabieże. Według informacji tej gazety Kuczyński nazywa się naprawdę Piotr "Broda" Kapuściński i jest polskim obywatelem. Sam to potwierdził w rozmowie z DW. Z publicznie dostępnych źródeł wiadomo, że Kapuściński był zamieszany w proces "mafii pruszkowskiej", jednej z największych organizacji gangsterskich w Polsce. Polskie władze zarzuciły Kapuścińskiemu popełnienie 71 przestępstw, w tym oszustwa i porwania, jednak w 2009 roku śledztwo wobec niego umorzono. Od tego czasu występował jak świadek koronny. W wyniku jego zeznań skazano dziewięciu członków "Pruszkowa", jak napisała swojego czasu "Gazeta Wyborcza". Później Kapuściński był podejrzewany o popełnienie kolejnych przestępstw, w wyniku czego stracił status świadka koronnego, jak donosiła "Rzeczpospolita" w 2020 roku powołując się na informuje z prokuratury. Część z zeznań Kapuścińskiego nie została bowiem potwierdzona. Przez lata mieszał on "prawdę z fikcją". Oskarżony w dwóch krajach W tamtym czasie Kapuściński mieszkał już w Ukrainie. Od listopada 2017 roku jeden z sądów warszawskich domagał się jego ekstradycji do Polski, gdzie został skazany na trzy lata więzienia. Jednak władze w Haliczu chciały najpierw przeprowadzić własne dochodzenie w tej sprawie. Jak wynika bowiem z dokumentów sądowych, od kwietnia 2017 roku władze ukraińskie zarzucają mu popełnienie gwałtu i rabunku. W 2020 roku policja ukraińska znalazła w samochodzie Kapuścińskiego pistolet, za co został aresztowany, ale wypuszczono go za kaucją. W maju 2022 roku sąd w Haliczu wstrzymał dochodzenie. Powodem tego była, jak powiedział DW prokurator Ihor Tjuszko, służba Kapuścińskiego w armii ukraińskiej. Gwałt, grabieże i nieprzygotowane misje Kapuściński jako dowódca wojskowy dopuścił się seksualnej napaści na jedną z lekarek, jak donosi "The Kyiv Independent" powołując się na świadka. Poza tym zmusił w lipcu walczących w Siewierodoniecku i w Lisiczańsku ochotników do splądrowania galerii handlowej. Wysłał także na misje nieprzygotowanych do tego żołnierzy. W Siewierodoniecku jednostka ochotników z Brazylii dostała się najpierw pod ogień własnych oddziałów, a potem przez kilka dni znajdowała się, bez wody i pożywienia, pod nieprzyjacielskim ostrzałem. - Zadzwoniliśmy do Piotra Kapuścińskiego i powiedzieliśmy, co zarzucają mu legioniści, i zapytaliśmy, czy to prawda - mówi dziennikarka Mironjuk. - Powiedział, że pytania te powinniśmy kierować do prokuratury, bo on nie ma czasu na takie rozmowy, i rozłączył się. DW skontaktowała się z Kapuścińskim za pośrednictwem jego adwokata Petro Szkwarki, który reprezentuje go przed sądem w Haliczu. W rozmowie telefonicznej Kapuściński potwierdził, że jest dowódcą Zagranicznego Legionu, jak również fakty ze swoje kryminalnej przeszłości, w tym także o roli jako świadka koronnego. - Pracowałem dla mafii, kradłem, sprzedawałem kokainę i to sporo - mówi Kapuściński. Dodaje jednak, że przez wiele lat pracował dla polskich tajnych służb. "Dziennikarze rozmawiali z dezerterami" - Wielu ludzie zna moją biografię, w Legionie jestem szanowanym człowiekiem. Stąd jeden z przyjaciół przyczepił mi pagony pułkownika do munduru. W legionie stopień nie odgrywa żadnej roli, ponieważ tutaj żyjemy i walczymy razem - wyjaśnia Kapuściński. Jego zdjęcia z pagonami pułkownika nie są więc żadnym dowodem na prawdziwy stopień wojskowy. Przepisy ukraińskie i tak nie pozwalają cudzoziemcom na wyższą rangę niż sierżanta. Kapuściński zdecydowanie odpiera zarzuty, jakie pojawiły się teraz z szeregów Legionu. Jeżeli chodzi o centrum handlowe w Lisiczańsku, jak zapewnia Kapuściński, na zabranie towarów potrzebnych jego jednostce miał zgodę właścicieli. Potwierdził to DW rzecznik prasowy sieci elektronicznej Comfy. Kapuściński uważa, że dziennikarze rozmawiali z dezerterami, którzy zbiegli z pola walki pod Siewierodonieckiem. - W czasie wojny ludzie są zabijani. Ale Ukraina to kraj liberalny. Odebrałem tym ludziom broń i legitymacje wojskowe i wysłałem autobusem do Kijowa - mówi. - Zostali wykluczeni z Legionu. To była grupa Kolumbijczyków. Złożyli skargę w prokuraturze wojskowej - stwierdza i dodaje, że potem przesłuchano jego, jak i innych wojskowych, ale nie stwierdzono naruszenia prawa. DW próbowała uzyskać stanowisko ukraińskiego Ministerstwa Obrony, jak również pełnomocnika prezydenta ds. obrony kraju, na temat statusu Kapuścińskiego i formułowanych przeciwko niemu zarzutów. Zapytania te pozostały jednak bez odpowiedzi. Ihor Burdyha, polska redakcja Deutsche Welle