Jak oświadczył kanclerz w opublikowanym w piątek wywiadzie dla tygodnika "Spiegel", jego socjaldemokratyczna "SPD jest partią pokojową", a Niemcy "mają świadomość dramatycznych skutków dwóch wojen światowych". - I to stanowi ramy naszej polityki - podkreślił Schulz, odpowiadając na zarzuty o opieszałość Niemiec w kwestii dostaw broni dla Ukrainy. - Nadal robimy wszystko, co w naszej mocy, aby militarnie pomóc Ukrainie - zapewnił i przypomniał, że Niemcy dostarczyły już ukraińskim siłom broń przeciwpancerną i przeciwlotniczą, amunicję, pojazdy i wiele rodzajów sprzętu wojskowego z zasobów Bundeswehry. "Potrzebna jest chłodna głowa i przemyślane decyzje" Kanclerz ocenił jednak, że możliwości niemieckich sił zbrojnych, jeśli chodzi o dalsze dostawy broni pochodzącej z ich rezerw, "zostały w dużej mierze wyczerpane". - To, co jeszcze można udostępnić, na pewno dostarczymy Ukrainie: broń i miny przeciwpancerne, amunicję artyleryjską. W rozmowach z niemieckim przemysłem zbrojeniowym sporządziliśmy listę sprzętu wojskowego, który można szybko przekazać, omówiliśmy to z ukraińskim ministerstwem obrony. Płacimy za te dostawy broni - podkreślił. Dodał, że Niemcy "w ścisłej współpracy z USA, Francją, Włochami, Wielką Brytanią i Kanadą dostarczyły broń", która będzie wykorzystana podczas walk na wschodzie Ukrainy. - Jesteśmy też gotowi pomóc naszym sojusznikom w szybkim szkoleniu z obsługi tej broni - zapewnił. Wyjaśnił też, że ważne jest, aby sprzęt wojskowy można było wykorzystać "bez długich szkoleń, a najszybciej można to zrobić z bronią konstrukcji sowieckiej, którą Ukraińcy dobrze znają". - W tej sytuacji potrzebna jest chłodna głowa i przemyślane decyzje, bo nasz kraj ponosi odpowiedzialność za pokój i bezpieczeństwo w całej Europie. Nie uważam za uzasadnione, by Niemcy i NATO stały się stronami walczącymi na Ukrainie - podkreślił. Jak dodał, Niemcy "robią wszystko, co możliwe, aby przeciwdziałać okrucieństwom, jakich Rosja dopuszcza się na Ukrainie, nie pozwalając przy tym na niekontrolowaną eskalację napięć", która mogłaby doprowadzić do rozlania się konfliktu "na cały kontynent, a może nawet na świat". "Putin jest pod ogromną presją" Ocenił, że "sankcje wyrządzają ogromne szkody rosyjskiej gospodarce, rządowa propaganda nie jest już w stanie przykryć łańcucha porażek militarnych (...), a Putin jest pod ogromną presją". Scholz powiedział jednak, że jego zdaniem wprowadzenie przez Niemcy embarga na rosyjski gaz nie przyspieszy zakończenia wojny. - Gdyby Putin był otwarty na argumenty ekonomiczne, nigdy nie rozpocząłby tej szalonej wojny. (...) Chcemy uniknąć dramatycznego kryzysu gospodarczego. (...) Miałoby to poważne konsekwencje dla naszego kraju, dla Europy, a także poważnie wpłynęłoby na finansowanie odbudowy Ukrainy - ocenił kanclerz. Niemniej przyznał, że Berlin powinien był wcześniej zadbać o dywersyfikację dostawców surowców energetycznych. - To jest prawdziwy błąd, który dręczy mnie od dłuższego czasu - podkreślił. Kanclerz bronił jednak decyzji polityków SPD, m.in. byłego szefa MSZ Franka-Waltera Steinmeiera i byłego kanclerza Gerharda Schroedera w sprawie Rosji, przekonując, że "robili oni wszystko, aby zapobiec wojnie, której niestety jesteśmy świadkami". - To, że ich polityka zawiodła, nie jest spowodowane decyzjami byłej chadeckiej kanclerz Niemiec Angeli Merkel czy Steinmeiera, ale imperializmem Putina, który zlekceważył wszystkie osiągnięte porozumienia i umowy. To Putin jest agresorem, nikt inny - podkreślił Scholz.