Jak donosi Petro Andriuszczenko, doradca proukraińskiego mera Mariupola, na ulicach jego miasta doszło do strzelaniny między kadyrowcami a żołnierzami regularnej armii rosyjskiej. O nietypowej sytuacji urzędnik poinformował za pośrednictwem mediów społecznościowych. Mariupol: Starcie Rosjan i kadyrowców. Na miejsce wezwano posiłki Do strać doszło na terenie jednej z dzielnic okupowanego miasta w sobotni wieczór przed godz. 20. Andriuszczenko podkreślił, że sytuacja była bardzo napięta i głośna - dochodziło do wymiany ognia. W ciągu pół godziny na miejsce dojechały również posiłki - około 20 dodatkowych aut wojskowych wypełnionych bojówkarzami. Chcąc opanować sytuację, Rosjanie powołali specjalną jednostkę. Według doradcy mera plany nie wyszły jednak po myśli wojskowych, a konflikt wciąż trwał. "Łapcie popcorn, dziś Rosjanie atakują Rosjan! Zemsta nadeszła niespodziewanie" - zakpił urzędnik. Dwugodzinna wymiana ognia okupantów. Powód okazał się błahy W niedzielny poranek Petro Andriuszczenko przekazał, że konflikt między kadyrowcami a żołnierzami trwał do godz. 22 - wtedy udało się osiągnąć porozumienie. Podczas starć na dachach okolicznych budynków rozstawieni byli snajperzy, rozlegał się huk wystrzałów, a poszkodowanych zabrały dwie karetki. Urzędnik przekazał, że przyczyną strzelaniny była próba kontroli samochodu jednego z kadyrowców przez rosyjską komendanturę wojskową. "Auto była załadowane bronią, a Czeczen nie miał dokumentów. I stało się" - napisał doradca mera na Telegramie. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!