Fragment rozmowy w programie propagandysty Władimira Sołowjowa na antenie Rossija 1 udostępniła w mediach społecznościowych dziennikarka Julia Davis, która zajmuje się monitorowaniem rosyjskich stacji. Margarita Simionian: Jesteśmy mili i potulni Podczas dyskusji w studiu Margarita Simonian, redaktor naczelna telewizji RT, stwierdziła, że Rosja tak naprawdę nie chciała bombardować obiektów infrastruktury krytycznej, a osoby odpowiedzialne za inwazję na inny kraj i dehumanizowanie narodu ukraińskiego są w rzeczywistości "miłe i potulne". - Nikt tego nie chciał, ty i ja tego nie chcieliśmy, wiem, że dowódcy tego też nie chcieli - powiedziała. - Widzimy, że infrastruktura jest niszczona każdego dnia, infrastruktura, która pozwala Ukrainie walczyć, umożliwia jej zabijanie naszych ludzi, na terytoriach, które są teraz nasze - kontynuowała propagandystka, kłamliwie uznając dekrety Władimira Putina za wiążące w świetle prawa międzynarodowego. Chwilę później, Simionian przyznała, że wśród "najwyższych kręgów w Rosji" są osoby, które boją się haskiego trybunału i reakcji opinii publicznej i międzynarodowej na działania Kremla. - Możemy pluć na to, co oni tam myślą. Ludzie, którzy boją się Hagi, słuchajcie - powinniście się bać porażki, upokorzenia i bać się zdrady waszych ludzi. Jeśli przegramy, Haga prawdziwa czy hipotetyczna, przyjdzie nawet po zmiatacza ulic, który zamiata bruk za Kremlem - podsumowała propagandystka. "Jeśli dojdzie do porażki, to nie będzie niczego" Simonian argumentowała, że kolejne bombardowanie Kijowa "nie zmieni ogromu katastrofy", która może spotkać Rosję w przypadku porażki. - Jeśli boisz się Hagi, trzymaj się z daleka od tej sytuacji - ostrzegła osoby, niezgadzające się z linią propagandy. - Jeśli to się stanie (porażka - red.), to nie będzie Hagi. Wtedy nie będzie niczego. Świat obróci się w pył - skwitował wypowiedź Władimir Sołowjow, strasząc wojną nuklearną. W ostatnich dniach regiony i miasta Ukrainy, w tym Kijów, borykały się ze skutkami zmasowanego rosyjskiego ataku z 23 listopada, którego celem stały się obiekty infrastruktury energetycznej, w tym elektrownie, elektrociepłownie i stacje elektroenergetyczne. W wyniku ostrzałów większość mieszkańców kraju została pozbawiona dostaw prądu. Według mera ukraińskiej stolicy Witalija Kliczko awaryjne wyłączenia prądu w Kijowie mogą potrwać nawet do wiosny.