- Pełne konsekwencje uznania niepodległości separatystycznych tzw. republik ludowych Donieckiej i Ługańskiej przez Rosję nie są jeszcze do końca znane - mówi Interii Anna Maria Dyner, analityczka ds. Białorusi i polityki bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W ocenie ekspertki, dalsze kroki Putina będą zależały od reakcji Zachodu i dotkliwości sankcji jakie spotkają Rosję. - Ważna będzie odpowiedź na pytanie, czy wejście wojsk rosyjskich do separatystycznych republik Zachód uzna za inwazję, choć właśnie takie głosy płyną już z Waszyngtonu - dodaje. A mówi to sam prezydent Stanów Zjednoczonych. Joe Biden, ogłaszając sankcje wobec Rosji, podkreślił, że wkroczenie wojsk rosyjskich jest "początkiem nowej inwazji na Ukrainę. Co gorsza, USA spodziewają się, że Rosja wejdzie w głąb Ukrainy. Rosja wkracza na Ukrainę. W tle spór o regionalne wybory Analityczka z PISM przypomina, że tłem do wkroczenia na terytorium Ukrainy były negocjacje wokół porozumień mińskich. Zdaniem Rosji logika drugiego porozumienia mińskiego zakładała najpierw przeprowadzenie lokalnych wyborów w Doniecku i Ługańsku, a dopiero po wyborach władze Ukrainy miały zyskać pełną kontrolę nad granicą państwową w całej strefie konfliktu. - Kijów nie chciał się na to zgodzić, twierdząc, że najpierw Ukraina powinna odzyskać kontrolę nad tymi terytoriami, a dopiero potem przeprowadzać tam wybory. Ukraińcy przekonywali, że w przeciwnym razie wynik będzie na korzyść prorosyjskich separatystów i nie będzie mowy o żadnych demokratycznych procedurach - mówi Dyner. - Putin najwyraźniej uznał, że potrzebna jest dodatkowa, militarna presja, by wywrzeć nacisk na Ukrainę i uzyskać korzystne dla niego rozwiązanie - dodaje. Zobacz także: Ukraina i Rosja u progu wojny? Najnowsze informacje (na żywo) Donbas to za mało? "Apetyty Putina znacznie większe" Zdaniem Anny Dyner apetyty Putina są znacznie większe niż zajęcie separatystycznych republik w Donbasie. - Żądania, jakie prezydent Rosji skierował wobec NATO, pokazały jak daleko sięgają jego zapędy. Putinowi chodzi o odnowienie rosyjskiej strefy wpływów. Nie chce widzieć Ukrainy w NATO, a państwa wschodniej flanki, w tym m.in. Polska, w jego mniemaniu powinny się znaleźć w "szarej strefie bezpieczeństwa", czyli formalnie będą w NATO, ale nieformalnie nie mogą rozmieszczać na swoich terytoriach infrastruktury wojskowej Sojuszu, ani prowadzić tam ćwiczeń - tłumaczy. Specjaliści analizujący sytuację na wschodzie nie wykluczają, że w planach Rosji może być utworzenie lądowego korytarza na Krym, by rozwiązać palący problem związany z transportem i brakiem wody pitnej na okupowanym półwyspie. Na razie na Krym jedyna lądowa droga prowadzi przez most wzniesiony nad Cieśniną Kerczeńską. - Wystarczy jedna rakieta wystrzelona przez Ukraińców, by zniszczyć Most Krymski. Niewykluczone, że Putin będzie chciał wyrąbać sobie drogę na Krym przy użyciu wojska. To niezwykle prawdopodobne, bo ten korytarz jest Putinowi potrzebny pod każdym względem - mówił w rozmowie Interią Jan Piekło. Donbas. "Prorosyjskość została rozbuchana" Czy możliwe, że Rosja będzie chciała utworzyć lądowy korytarz na Krym? Zdaniem Anny Dyner wojskowo to wykonalne. - Pytanie, czy Rosji opłaci się to społecznie i finansowo. Z Donbasem sytuacja jest o tyle specyficzna, że linia rozgraniczenia funkcjonuje od 2015 roku, czyli od czasu drugiego mińskiego porozumienia. Tereny obu samozwańczych republik to regiony całkowicie uzależnione od Rosji, gdzie ludzie żyli niemal wyłącznie w rosyjskiej strefie medialnej. Tam ta prorosyjskość została bardzo rozbuchana - mówi ekspertka. Inaczej w przypadku terenów kontrolowanych przez Kijów. Tam ludzie są znacznie bardziej proukraińscy. - To nie takie łatwe, by przyłączyć terytorium, które przynajmniej w części jest wobec ciebie wrogie - zauważa analityczka z PISM. - Uważam też, że jeśli Putin przekroczy linię rozgraniczenia separatystycznych republik od reszty Donbasu, to z dużym prawdopodobieństwem ukraińskie wojska mogą podjąć akcję zbrojną, a wtedy konflikt może się rozlać na inne regiony Ukrainy - podsumowuje nasza rozmówczyni. Prezydent Wołodymyr Zełenski oświadczył, że Kijów kwalifikuje uznanie przez Rosję niepodległości dwóch "republik" jako naruszenie suwerenności i integralności terytorialnej państwa ukraińskiego. Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy rekomenduje parlamentowi wprowadzenie stanu nadzwyczajnego w całym kraju, poza obwodami donieckim i ługańskim, gdzie obowiązuje specjalny reżim prawny. - Decyzja zapadła. Zgodnie z przepisami Rada Najwyższa powinna zatwierdzić stan nadzwyczajny w ciągu 48 godzin - poinformował w środę sekretarz rady Ołeksij Daniłow. Ukraińskie władze zapowiadają, że w razie potrzeby, wprowadzą stan wojenny. Zobacz także: Agresja Rosji. "Nie możemy wykluczyć wojny"