W środę rosyjskie drony szturmowe przypuściły atak na kilka regionów Ukrainy, w tym na Odessę. Od rana w stolicy obwodu gościła delegacja z Grecji na czele z premierem Kyriakosem Mitsotakisem. Okazało się, że byli oni świadkami ataku, do którego doszło 150 metrów dalej. Grecki portal Prototema podał, powołując się na swoje źródła, że celem rosyjskiego ataku miała być właśnie rządowa kolumna. W zdarzeniu nie ucierpiał żaden z członków konwoju. Grecka delegacja w Odessie. "Widzieliśmy ten cios" Późnym popołudniem obaj politycy wystąpili na wspólnej konferencji, podczas której Zełenski potwierdził, że obserwowali atak. - Widzieliśmy dzisiaj ten cios. Widzicie, z kim mamy do czynienia, jest im obojętne, gdzie uderzyć. Wiem, że dzisiaj były ofiary, nie znam jeszcze wszystkich szczegółów, ale wiem, że są ofiary, są ranni - mówił podczas konferencji. Szef greckiego rządu relacjonował z kolei: - Na samym końcu usłyszeliśmy dźwięk syren i eksplozje, które były bardzo blisko nas. Nie mieliśmy czasu udać się w bezpieczne miejsce - opisał. Za cel obrali grecką delegację? Ukraina stanowczo zaprzecza Wieczorem doniesieniom w greckich mediach o próbie ataku na delegację zaprzeczyły ukraińskie służby. "Wróg zaatakował infrastrukturę portową i choć Zełenski wraz z delegacją z Grecji byli w pobliżu miejsca ataku rankiem 6 marca, sam atak nie ma związku z ich wizytą" - podkreśliły w komunikacie służby. - Trafiono w jeden z budynków infrastruktury portowej. Nie ma to jednak żadnego związku z konkretną wizytą, lecz z terrorem, jaki wróg przeprowadza dość metodycznie - wyjaśniała Natalia Humeniuk, szefowa centrum prasowego Południowych Sił Obronnych. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!