W poniedziałek wieczorem naczelny dowódca Sil Zbrojnych Ukrainy Walerij Załużny poinformował o śmierci swojego adiutanta. "Czuję niewysłowiony ból. To ciężka strata dla Sił Zbrojnych Ukrainy i dla mnie osobiście. Dzisiaj w tragicznych okolicznościach zginął mój asystent i bliski przyjaciel, major Hennadij Czastiakow, w dniu swoich urodzin obchodzonych w kręgu rodzinnym. W jednym z prezentów eksplodował ładunek wybuchowy nieznanego pochodzenia" - napisał gen. Załużny w medium społecznościowym. Podkreślił, że od początku zbrojnej inwazji Rosji na Ukrainę Czastiakow był dla niego "niezawodną podporą, w pełni poświęcał swoje życie Siłom Zbrojnym Ukrainy i walce z rosyjską agresją". "Przyczyny i okoliczności ustali śledztwo. Wieczna pamięć!" - dodał Załużny. Media: Zginął w wyniku wybuchu 39-letni Czastiakow miał żonę, osierocił czworo dzieci. Interfax-Ukraina, powołując się na doniesienia ukraińskiej policji, podał też, że major zginął w wyniku wybuchu granatu, ponadto poważnie ranny został jego 13-letni syn. Funkcjonariusze poinformowali również, że podczas przeszukania mieszkania Czastiakowa policja znalazła jeszcze pięć granatów. Z kolei agencja Unian, powołując się na doniesienia korespondenta wojennego Adrija Caplienki, podała, że przyczyną śmierci szefa sztabu Załużnego było prawdopodobnie nieostrożne obchodzenie się z bronią, a do tragedii doszło w miejscowości Czajki pod Kijowem. "Około godziny 17 Czestiakow wrócił z pracy do domu. Przywiózł ze sobą butelkę alkoholu i trzy granaty produkcji niemieckiej. Wyjął jeden z granatów i zaczął pokazywać, jak się nim posługiwać... Jego syn był w pobliżu" - przekazał dziennikarz, powołując się na zeznania naocznych świadków. "Wojna z Rosją znalazła się w impasie" W wywiadzie udzielonym w zeszłym tygodniu brytyjskiemu tygodnikowi "The Economist" Załużny przekazał, że "wojna z Rosją znalazła się w impasie i aby go przełamać, potrzeba byłoby wielkiego technologicznego przełomu, a na to się nie zanosi". Jak z kolei zauważył "The Economist", przez pięć miesięcy kontrofensywy Ukraina zdołała przesunąć linię frontu tylko o 17 km. Jej przebieg podważył nadzieję Zachodu, że skuteczne wypychanie Rosjan z zajętych terenów przekona Władimira Putina o niemożności wygrania wojny i zmusi go do negocjacji. Załużny przyznał, że mylił się, licząc, iż wykrwawianie się armii rosyjskiej skłoni Kreml do wstrzymania walk. "To był mój błąd. Rosja straciła co najmniej 150 tys. osób. W każdym innym kraju taka liczba ofiar zatrzymałyby wojnę" - zauważył. Armia na poziomie ukraińskim powinna przełamując rosyjskie linie obrony poruszać się w tempie 30 km dziennie. "Jeśli spojrzeć na podręczniki NATO i obliczenia, którą wykonaliśmy (planując kontrofensywę), cztery miesiące powinny były wystarczyć nam na dotarcie na Krym, walkę na Krymie, powrót z Krymu i ponowne wejście i wyjście" - powiedział ironicznie Załużny. "My widzimy wszystko, co robi wróg, a on widzi wszystko, co robimy my" Teza ta, jak wskazał Załużny, potwierdziła się, gdy udał się na linię frontu w Awdijiwce, gdzie Rosja przerzucając dwie swoje armie, posunęła się ostatnio o kilkaset metrów w ciągu kilku tygodni. Jak wyjaśnia, na współczesnym polu bitwy nowoczesne czujniki mogą zidentyfikować dowolną koncentrację sił przeciwnika, a nowoczesna broń precyzyjna może ją zniszczyć. "Prosty fakt jest taki, że my widzimy wszystko, co robi wróg, a on widzi wszystko, co robimy my. Aby przełamać ten impas, potrzebujemy czegoś nowego, jak proch strzelniczy, który wynaleźli Chińczycy i którego wciąż używamy do zabijania się nawzajem" - wyjaśnił Załużny. Ale jak zauważył, tym razem decydującym czynnikiem nie będzie pojedynczy nowy wynalazek, ale połączenie wszystkich już istniejących rozwiązań technicznych: dronów, wojny elektronicznej, zdolności przeciwartyleryjskich i sprzętu do rozminowywania. "Musimy wykorzystać moc drzemiącą w nowych technologiach" - podkreślił. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!