Gdy leciały rakiety, ruch był szczególnie duży. Jak to o poranku. W poniedziałek doszło do zmasowanego rosyjskiego ataku rakietowego. Pociski spadły na miasta w większości regionów Ukrainy, m.in. w centrum Kijowa, w Zaporożu oraz w miastach obwodów dniepropietrowskiego i mikołajowskiego. Regionalne władze na zachodzie kraju, we Lwowie, Tarnopolu i w Chmielnickim, powiadomiły o uruchomieniu systemów obrony przeciwrakietowej i o wybuchach. Nie żyje co najmniej 11 osób, ranni liczeni są w dziesiątkach. Gen. Pacek: Rosjanie są Putinem zawiedzeni - Od początku było jasne, że seria klęsk Federacji Rosyjskiej wywoła zdecydowaną reakcję ze strony Rosji. Chodzi nie tylko o Most Krymski (Kerczeński), ale też o zamach na Darię Duginę, zniszczone samoloty na Krymie czy wyraźne niepowodzenia Rosji na wschodzie Ukrainy, bo to nie dekret Władimira Putina decyduje o przyjęciu czterech obwodów, ale sytuacja na polu walki - komentuje w rozmowie z Interią gen. Bogusław Pacek, dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego. Kolejne klęski strona rosyjska zliczała jeszcze zanim 8 października doszło do eksplozji na moście nad Cieśniną Kerczeńską. Jak wynika z ujawnionych dziś informacji ukraińskiego wywiadu, Kreml miał wydać polecenie przygotowania ataków na ukraińską infrastrukturę już 2-3 października. Doniesienia te obalają tłumaczenia Władimira Putina, który utrzymuje, że poniedziałkowe ataki to "odwet za Most Krymski". - Spodziewałem się, że odpowiedź Rosji będzie silna i trzeba się liczyć z tym, że to jeszcze nie jest koniec. Władimir Putin będzie starał się, działając wobec Ukrainy i wobec Zachodu, pokazać własnym obywatelom, że jest silnym przywódcą - dodaje. Gen. Pacek zwraca uwagę, że społeczeństwo rosyjskie jest dziś swoim prezydentem zawiedzione. - Jest też wystraszone. Pamiętajmy, że wydarzenia na Moście Kerczeńskim zaowocowały ogromną paniką wśród Rosjan na Krymie - mówi generał. - Putin jest dziś w Rosji krytykowany nie za to, że rozpoczął wojnę z Ukrainą, ale za to, że ta wojna mu nie idzie. Że wpakował kraj w sytuację, do której nie był przygotowany, nie miał odpowiednich środków, za to miał złych dowódców. Pierwsza reakcja rosyjskich internautów na wydarzenia na moście była taka: znowu nasze wojsko sobie nie radzi - wskazuje. - Dziś Putin wie, że jest pod ścianą - dodaje. Rosyjscy publicyści przyklasnęli z satysfakcją W podobnym tonie sprawę komentuje moskiewski korespondent dziennika "The Guardian" Andrew Roth, cytowany przez PAP. "Nie mogąc powstrzymać strat swoich wojsk na polu walki, Władimir Putin wybrał terroryzowanie i zabijanie zwykłych Ukraińców jako dowód, że Rosja nie przyzna się do przegranej w siedmiomiesięcznej wojnie" - czytamy. Roth zwraca też uwagę na komentarze rosyjskich publicystów i przytacza wybrane wypowiedzi: "To był dobry poranek w Kijowie" - napisał Colonelcassad, rosyjski blogger wojskowy mający prawie 800 tys. subskrybentów na Telegramie. "Spójrz, o ile lepszy stał się Kijów pod Surowikinem" - napisał inny, nawiązując do nowego dowódcy rosyjskich sił inwazyjnych generała Siergieja Surowikina. Jak daleko posunie się Putin? Choć pytania o "opcję atomową" są coraz częstsze, eksperci ds. bezpieczeństwa dystansują się od udzielania jednoznacznych odpowiedzi. "Opcja atomowa" to ostateczność Czy Putin sięgnie po broń jądrową? - Nie możemy tego wykluczyć. Myślę jednak, że "opcja atomowa" to ostateczność, której sam Putin by nie chciał użyć, bo wiąże się ona dla niego z wieloma ryzykami: zewnętrznymi - jak zareaguje świat, nie tylko Zachód, ale też m.in. Chiny, i wewnętrznymi - jak by to przyjęło społeczeństwo, elity - komentował dla Interii Wojciech Konończuk, zastępca dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich. Generał Pacek mówi krótko: - Czy Putin naciśnie atomowy przycisk? Nie sądzę, ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że podczas gdy my pozytywnie oceniamy kolejne wydarzenia osłabiające Rosje, one zwiększają ryzyko użycia taktycznej broni jądrowej.