Informacje o nieprawdziwym "czerwonym alarmie" w Federacji Rosyjskiej pojawiły się w czwartek. Mieszkańców nastraszono, że ich kraj stał się celem nuklearnego albo lotniczego ataku. Nakazano im uciekać do schronów i zabrać pastylki z jodem, które miałyby ochronić przed promieniowaniem. Na ekranach telewizorów pojawiła się też mapa kraju, mająca ukazywać, jak rozniesie się "zagrożenie", a także symbole kojarzone z radiacją. Według tego przekazu pierwsze skutki rzekomego ataku odczują zachodnie regiony Rosji, a potem dotknięte zostaną kolejne, położone bardziej na wschód obwody. Do kompletu obywatelom zaserwowano dźwięk syren alarmowanych, a obraz zakłócały pasy, kropki i wiersze komend jak z komputerowego programu. Po chwili "alarmowy" przekaz zdjęto, a w zamian telewizja zaczęła transmitować obraz kontrolny. Rosyjskie ministerstwo: Włamano się na serwery radia i telewizji Nagrania z incydentu trafiły na platformę Telegram. Do sprawy odniosło się rosyjskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. "W wyniku włamań na serwery stacji radiowych i kanałów telewizyjnych rozeszła się informacja o ogłoszeniu alarmu lotniczego" - podał resort, cytowany przez prokremlowską agencję TASS. W komunikacie zaznaczono, że doniesienia o zagrożeniu są nieprawdziwe. Rosyjskie media, które uczestniczą w propagandzie Kremla związanej z wojną w Ukrainie, zostały zhakowane nie pierwszy raz. W takich przypadkach zamieszkali na różnych obszarach Rosji słyszą fałszywe ostrzeżenia o nalotach lotniczych, atakach rakietowych czy nuklearnych. Od początku pełnoskalowej wojny z Ukrainą zdarzało się też, że zamiast "zwyczajnych" audycji widzowie z Federacji Rosyjskiej oglądali przez chwilę materiały chwalące siłę ukraińskiej armii czy postawę prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.