Polityk, który wcześniej pracował jako dziennikarz, o swojej podróży do Ukrainy opowiedział w wywiadzie dla estońskiego radia Kuku. Jak przyznał, pojawił się w kilku miastach w obwodzie donieckim, a za namową kolegi postanowił pojechać do Mariupola, by "na własną rękę przekonać się, o co chodzi z porywaniem dzieci". Raid: W Estonii w powiedziano coś zupełnie innego - Będąc na miejscu, stało się jasne, że nam w Estonii w zasadzie powiedziano coś zupełnie innego - powiedział, cytowany przez portal. Raid przekazał, że to decyzja mieszkańców tych terenów, by wyjeżdżać do Rosji, ponieważ "mają tam krewnych". Zaznaczył, że "sytuacja w Mariupolu nie jest tak zła, jak mówi się o tym mówi". Opowiedział także, że był w szkole, w której "dobrze ubrane dzieci uczyły się tańczyć walca". Polityk mówił tak o mieście, które zostało kompletnie zrujnowane wiosną ub. roku i z którego wyjechało kilkaset tysięcy ludzi. Wiceprzewodniczący partii Henn Põlluaasale w rozmowie z estońskimi mediami przyznał, że był zaskoczony wypowiedzią Raida. Jak zaznaczył, nie ma żadnego powodu, by wątpić w zbrodnie wojenne popełnione przez Rosjan w Ukrainie. Põlluaasale przekazał również, że nie wiedział o wizycie partyjnego kolegi w Ukrainie. Rosjanie wywożą dzieci z Ukrainy Zgodnie z danymi biura Rzecznika Praw Obywatelskich Ukrainy 19544 dzieci zostało deportowanych. Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał nakaz aresztowania Władimira Putina, oskarżając go o odpowiedzialność za zbrodnie wojenne popełnione w Ukrainie. W oficjalnym komunikacie przekazano, że rosyjskiemu dyktatorowi zarzucono "bezprawną deportację i przesiedlenia ludności - w tym dzieci - z obszarów Ukrainy okupowanych przez Rosję".