"Nawet Moskwa nie jest już bezpieczna" - wśród patriotycznie nastawionych rosyjskich blogerów i działaczy lojalnych wobec Kremla coraz częściej wyczuwa się złość i niepewność. Engels i Dżagilew to w mediach społecznościowych słowa klucze w tej nowej sytuacji. To nazwy dwóch lotnisk wojskowych, którymi 5 grudnia wstrząsnęły potężne eksplozje. Znajdują się tam największe w kraju bazy dla bombowców dalekiego zasięgu. Po raz pierwszy ukraińskie drony bojowe uderzyły w znajdujące się na zapleczu rosyjskie cele strategiczne. Atak Ukraińców nie mógł być bardziej symboliczny, ponieważ na lotniskach Engels i Dżagilew stacjonują bombowce, z których potem odpalane są pociski manewrujące atakujące ukraińskie cele cywilne - głównie obiekty infrastruktury zaopatrzenia w energię elektryczną i cieplną. Ukraińskie ataki powietrzne. Moskwa nie jest bezpieczna Choć Ukraina, w przeciwieństwie do Rosji, celowała do tej pory wyłącznie w rosyjskie obiekty wojskowe, to po ostatnich uderzeniach, stało się jasne, że także Moskwa znajduje się w zasięgu działań Ukraińców. Oba zaatakowane lotniska wojskowe oddalone odpowiednio o 500 i ponad 600 kilometrów położone są dalej od granicy z Ukrainą niż Kreml. Wielu ekspertów jest tym zaskoczonych. - Fakt, że rosyjska obronna powietrzna nie zareagowała, jest zdumiewający. Możliwe, że Rosjanie nadal nie spodziewają się takich ataków w głębi rosyjskiego terytorium - powiedział DW politolog Frank Sauer z Uniwersytetu Bundeswehry. I choć rosyjskie ministerstwo obrony utrzymuje, że zestrzeliło drony, a dwa bombowce zostały rzekomo uszkodzone przez odłamki trafionych dronów, to zaprzecza temu kilka opublikowanych w sieci filmów z kamer monitoringu w pobliżu lotniska w Engels. Wyraźnie widać, że do eksplozji o świcie doszło nie na niebie, lecz po uderzeniu w ziemię. Ukraińcy twórczo rozwijają radzieckie drony Tu-141? Pięć dni po ataku, eksperci wojskowi nadal zastanawiają się, czym dokładnie uderzono w rosyjskie lotniska. Ministerstwo obrony w Moskwie mówi o "dronie pochodzenia sowieckiego". Natomiast eksperci podejrzewają, że może to być zmodernizowana i wyposażona w materiały wybuchowe wersja Tu-141- starego radzieckiego drona rozpoznawczego z lat 70-tych. - Osiągnięciem jest doprowadzenie starego obiektu latającego na taką odległość i z precyzyjną dokładnością do celu - wskazuje Frank Sauer. Jednocześnie przypomina, że w marcu, tuż po inwazji Rosji na Ukrainę, taki Tu-141 zabłądził aż do Chorwacji i uderzył w stolicę kraju Zagrzeb. Także zdaniem Ulrike Franke, ekspertki ds. bezpieczeństwa z ECFR (European Council on Foreign Relations), może to być Tu-141 doposażony w najnowszą technologię nawigacyjną. Tak długo jak nie ma materiałów filmowych pokazujących odłamki drona, ekspertka pozostaje jednocześnie sceptyczna wobec twierdzeń Moskwy. - Możliwe, że Rosja twierdząc, iż jest to rosyjski dron, po prostu chce pokazać, że Ukraińcy nie są w stanie skonstruować własnego drona - wyjaśnia Ulrike Franke. Jak dodała w rozmowie z DW, budowa dronów nie wymaga jednak kosmicznej technologii. - Niewykluczone, że Ukraińcy opracowali takiego drona w trakcie wojny, w której Ukraina nieustannie działa w sposób nowatorski. Jako przykład ekspertka przypomniała ukraińskie ataki na rosyjskie okręty wojenne za pomocą dronów podwodnych, a także sprytne wykorzystanie tureckich dronów Bayraktar do rozproszenia systemów radarowych rosyjskiej floty wojennej i następnie uderzenia w nie pociskami kierowanymi z ziemi. Kijów stawia na innowacje Tymczasem w kwestii własnych dronów ukraiński resort obrony zachowuje milczenie. Jednocześnie szef resortu Ołeksij Reznikow w poście na Facebooku z 8 grudnia dał do zrozumienia, że Kijów przywiązuje dużą wagę do innowacji. - Wcześniej dla naszych sił zbrojnych zatwierdzano rocznie jeden do dwóch nowych typów dronów. Teraz w ciągu 30 dni zatwierdziliśmy siedem nowych typów dronów ukraińskich - oświadczył Reznikow. Po ataku na rosyjskie lotniska wojskowe "New York Times", powołując się na kręgi bezpieczeństwa w Kijowie, podał, że do uderzeń wykorzystano nowo opracowane ukraińskie drony bojowe. Zostały one zbudowane w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego z ukraińskimi firmami z sektora cywilnego. Odkąd Rosja przy pomocy dronów kamikadze i pocisków manewrujących niszczy infrastrukturę ukraińską, wiele prywatnych inicjatyw zaapelowało o datki na tzw. "akty zemsty". W październiku gwiazda show- biznesu Serhij Prytula zbierał datki na sfinansowanie dronów kamikadze do uderzeń odwetowych na Rosję. W ciągu kilku dni na konto wpłynęło prawie 10 mln euro. Mimo to ukraiński ekspert wojskowy Oleg Katkow nie wierzy, że Ukraina posiada drony kamikadze do seryjnej produkcji. Dotychczas ukraińscy konstruktorzy koncentrowali się głównie na dronach zwiadowczych. - Na nagraniach z monitoringu z lotniska Engelsa słychać dźwięk, który jest typowy dla silnika odrzutowego, takiego jak Tu-141 - powiedział DW Katkow. I dodał: "Zakładam, że ukraińskie nowości są napędzane śmigłami". Ataki wymuszą na Rosji zmiany w obronie przeciwlotniczej Nieważne czy nowymi, czy zmodernizowanymi, eksperci są zgodni, co do tego, że ukraińskie ataki dronami w rosyjskim zapleczu mają znaczenie więcej niż symboliczne. - Rosjanie będą musieli teraz zreorganizować swoją obronę powietrzną, ewentualnie wycofać systemy obrony ze strefy działań wojennych - uważa Katkow. Albo przesunąć swoje bombowce jeszcze bardziej w głąb lądu. - A to sprawi, że przyszłe uderzenia rakietowe będą bardziej kosztowne i doprowadzą do większego zużycia starych radzieckich bombowców. Dla Ulrike Franke spektakularne ukraińskie ataki są również sygnałem dla zachodnich partnerów, którzy odmawiali dotąd dostarczenia Ukrainie systemów broni dalekiego zasięgu. Kijów od dawna domaga się od USA zaawansowanej technologicznie amunicji w szczególności do dostarczonych już wyrzutni rakiet HIMARS. Dotychczas Waszyngton dostarczał jedynie rakiety o zasięgu 80 kilometrów. Tymczasem systemy broni o większym zasięgu odgrywają w ukraińskiej kontrofensywie kluczową rolę. Zdaniem Ulrike Franke w obawie przed eskalacją konfliktu wojennego unika się ataku na terytorium Rosji z użyciem zachodnich systemów. - Teraz Ukraińcy pokazują, że także bez nich są w stanie przeprowadzać ataki - uważa ekspertka. Eugen Theise, Redakcja Polska Deutsche Welle