Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego został zapytany w radiu RMF FM, kto w sprawie eksplozji w Przewodowie ma rację - Ukraina, czy też Amerykanie, Polacy i NATO. Jacek Siewiera zaznaczył, że wszystkie dowody i materiał zebrany zarówno przez NATO, USA, jak i Polskę, wskazują, że mamy do czynienia z rakietą systemu S-300 z obrony przeciwlotniczej wystrzelonej po stronie ukraińskiej. - Prezydent Zełenski reprezentuje kraj, który toczy wojnę. Wojnę, który miała najcięższy okres jeśli chodzi o ataki i wykorzystanie środków napadu powietrznego od początku jej wybuchu. To normalne, że w takich warunkach pewne hipotezy, które wydają się oczywiste z punktu widzenia obrony państwa, wydają się oczywiste również dla głowy tego państwa - powiedział szef BBN. "Andrzej Duda nie widzi przeszkód uczestnictwa obserwatorów ukraińskich" Na pytanie, kto poprowadzi śledztwo w tej sprawie, Siewiera odpowiedział, że polska prokuratura. Przyznał przy tym, że stanowisko prezydenta Ukrainy, która chce zaangażowania strony ukraińskiej w śledztwo, jest zrozumiałe. - Pan prezydent Andrzej Duda nie widzi przeszkód uczestnictwa obserwatorów ukraińskich, natomiast to wymaga zgodności z procedurami wymiaru sprawiedliwości i zgodności z procedurami sojuszniczymi i stanowiska naszych sojuszników - powiedział. Szef BBN był również pytany dlaczego we wtorek nie było syren alarmowych i rakieta nie została zestrzelona, skoro - według informacji CNN - radary NATO śledziły rakietę, która spadła na Przewodów. - To jest rakieta środków obrony przeciwlotniczej, czyli rakieta, która co do zasady w poszukiwaniu celu wykonuje swoje zadanie, które nie ma charakteru ofensywnego. Nawet jeśli jest rejestrowana przez systemy radarowe, zakładamy, że ona będzie wykonywała swoje zadanie, czyli przechwytywanie środków napadu powietrznego nad terytorium Ukrainy. Czy doszło do awarii w samej rakiecie, czy błędnego wprowadzenia danych, to jest przedmiotem pracy ekspertów - podkreślił. "Czym innym jest widzieć rakietę przechwytującą, a czym innym jest ją strącić" Dopytywany, czy polska przestrzeń powietrzna bezpieczna, Siewiera oświadczył, że nie ma państwa, które ma obronę przeciwlotniczą pokrywającą 100 proc. terytorium. - I prawdą jest, że przy pewnej saturacji ataku środkami napadu powietrznego, czyli przy pewnej ilości środków napadu powietrznego, choć byśmy dysponowali najbardziej zaawansowanym systemem obrony przeciwlotniczej, przechwycenie wszystkich jest niemożliwe - dodał. Siewiera wskazywał, że Polska ma system obrony przeciwlotniczej, choć "z wieloma zaszłościami postsowieckimi". Podkreślił, że system ten jest intensywnie modernizowany. Dodał, że czym innym jest widzieć rakietę przechwytującą, a czym innym jest ją strącić. CZYTAJ WIĘCEJ: Wybuch w Przewodowie. Biden o słowach Zełenskiego: To nie są dowody Siły rosyjskie przeprowadziły we wtorek po południu zakrojony na szeroką skalę atak rakietowy na Ukrainę, wymierzony głównie w obiekty energetyczne. Tego dnia o godzinie 15:40 na terenie leżącej blisko granicy z Ukrainą wsi Przewodów (woj. lubelskie) spadł pocisk, doszło do eksplozji w wyniku której zginęło dwóch obywateli Polski. Prezydent Duda poinformował w środę, że nic nie wskazuje na to, że zdarzenie w Przewodowie to intencjonalny atak na Polskę. Jak mówił, najprawdopodobniej był to nieszczęśliwy wypadek. "Nie mamy żadnych dowodów, że rakieta została wystrzelona przez Rosję, jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta ukraińskiej obrony" - powiedział prezydent. W środę prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, mówiąc o eksplozji na terenie Polski, oświadczył, iż nie ma wątpliwości, "że to była nie nasza rakieta, albo nie nasze uderzenie rakietowe". Zaznaczył, że opiera się na raportach złożonych mu przez wojskowych. Zełenski oświadczył też, że jest przekonany, iż Ukraina powinna i będzie brać udział w śledztwie w tej sprawie.